W co się bawić? W kodowanie

Mało który rodzic nie marzy o karierze informatyka dla swojego dziecka. Ponieważ rąk (a bardziej umysłów) do pracy w IT ciągle brakuje, a pensje w tej branży są jednymi z najwyższych na rynku (a właściwie często są tak wysokie, jak życzą sobie sami zainteresowani), przybywa kursów programowania dla dzieciaków.

Jako osoba bezdzietna, która dzieci lubi, ale na razie nie zakosztowała uroków ich wychowywania, w pierwszym odruchu podchodzę do takich inicjatyw z dystansem. W końcu ciągle się słyszy o przepracowanych maluchach, które czas po szkole spędzają na kursach mandaryńskiego, ceramiki, skoków do wody i gry na perkusji. Nie popieram. Dlaczego zatem z lekką tremą stawiłam się w sobotni poranek w budynku MiNi Politechniki Warszawskiej, żeby wziąć udział w zajęciach kodowania Fundacji Girls Code Fun dla dziewczynek (nie dla kobiet)?

Po pierwsze, doszłam do wniosku, że kodowanie łatwe nie jest, a zatem, jeśli uczy się tego dzieci – trzeba to robić w formie zabawy. Po drugie, pomysł kursów tylko dla dziewczynek jest tak samo radośnie feministyczny, jak książki o przygodach Pippi Langstrumpf: „Dziewczyno, nie przejmuj się tym, co wolno i co wypada. Rób swoje i baw się dobrze”.

Kiedy weszłam do sali kilka minut przed zajęciami, na sali panował wesoły rozgardiasz. Średnia wieku: wczesna podstawówka. Dziewczynki przechadzały się między komputerami, niektóre bez pośpiechu zajmowały stanowiska. Poszłam się przywitać z Sarą Mishchil, która prowadzi kurs. „Trochę się spinam – przyznałam wprost. „Nie ma czym” – odpowiedziała brunetka o wesołych oczach. I zapytała rzeczowo, czy mam konto w Scratchu. Nie miałam. Plus: nie miałam pojęcia, co to Scratch. Sara podała mi adres strony (Scratch.mit.edu – tak, tak, MIT!!!). Znalazłam się na swego rodzaju portalu społecznościowym dla dzieci. Wesołe kolory, proste polecenia, w rogu rysunek ze śmiesznym rudym kotkiem (który okaże się kluczowy dla mojej krótkiej przygody z nauką kodowania).

– To jest Karolina. Będzie się przyglądała naszym zajęciom. Traktujcie ją jak swoją koleżankę – powiedziała Sara, kiedy zaczynały się zajęcia, i wstałam, żeby przywitać się z koleżankami z kursu. Dwanaście par dziecięcych oczu spojrzało na mnie z niejakim zdziwieniem, ale co tam.

„Lekcja” zaczęła się od rozgrzewki w postaci kalamburów. Siedziałyśmy przed komputerami z otwartym Scratchem, a kolejne dziewczynki (ja też) podchodziły do prowadzącej i dostawały od niej polecenia z programu do pokazania. „Obróć się o 15 stopni”, „zagraj dźwięk Miau i czekaj”. Trzeba było je znaleźć w Scratchu. Po co? Żeby nauczyć się poruszać po programie. Sprytne. Gdy klikałam w linki z poleceniami, okazało się, że wykonuje je rudy kotek.

Później dostałyśmy kartkę z dziesięcioma komendami. Miałyśmy ułożyć z nich taką sekwencję, żeby stworzyć animację z udziałem kotka. Albo innego „duszka” (tak w Scratchu nazywają się awatary). Proste – pomyślałam, dodałam kotkowi do towarzystwa białego misia, ułożyłam polecenia w kolejności i… i nic! Oba zwierzaki uparcie tkwiły na swoich miejscach, nie chciały ani powiedzieć „hello”, ani urosnąć o 400 proc.

Po szybkiej konsultacji z Sarą zrozumiałam, że każdy ciąg poleceń musi zaczynać się od warunku. W naszym przypadku było to „kiedy duszek kliknięty”. Gdy ja wpadłam w euforię, bo udało mi się sprowokować kota do miauknięcia pięć razy, inne kursantki głównie chodziły po sali. „Mogę dodać tło?” – pytały. Zaniepokojona zaczęłam szukać opcji, które dziewczynki podpatrywały u siebie nawzajem, pokrzykując i pokazując sobie różne rzeczy na ekranach.

Pod koniec zajęć mój kot rósł, miauczał i znikał, a nawet mówił „hello” przez dwie sekundy.

 

kot1

Efekt moich zmagań z wielkim kotem

To jednak nic w porównaniu z projektami dziewczyn. Znikający piesek na arenie cyrkowej. Gołąb mówiący „hello” w  momencie, gdy wlatywał na zielone tło (na oko ośmioletnia Wiktoria poinstruowała mnie, że używa się do tego polecenia „gdy dotkniesz koloru”).

Nie było ocen. Nie było rywalizacji. Nie sprzyja im zresztą sam Scratch, bombardujący użytkowników pozytywnymi emocjami (ma opcję „like”, a nawet „love”, do stosowania przy ocenie cudzych projektów) i pouczający ich, żeby umieszczali tylko komentarze „przyjazne i respektowne”.

Jedno wzbudziło moje wątpliwości. Scratch pokazuje, jak korzystać z już gotowych poleceń. Czy można tworzyć własne? Można, ale też w oparciu o istniejący szablon. Z drugiej strony, jeśli przygodę z kodowaniem dopiero się zaczyna, może warto nauczyć się najpierw stosowania wymyślonych już wcześniej przez kogoś bloczków. Bądź co bądź mój niemrawy kot to nic w porównaniu z grą o przemieszczaniu się między wyspami i poszukiwaniu skarbów (ktoś taką stworzył w naszym Studiu, czyli galerii, gdzie dana grupa umieszcza swoje gotowe projekty do wglądu dla innych. Każdy wrzucony tam projekt można obejrzeć „od kuchni’, a więc prześledzić sekwencję poleceń, którą posłużył się autor – i to jest jedna z najbardziej pożytecznych funkcji Studia). A ona powstała w oparciu o kilka, wydawałoby się, banalnych komend dostępnych każdemu i lekko tylko zmodyfikowanych przez autora.

Po zajęciach rozmawiałam na korytarzu z dziewczynkami i ich rodzicami. Argumentem, który padał najczęściej, gdy pytałam, dlaczego wysłali córki na te zajęcia, było: „Ona lubi sama tworzyć różne rzeczy”. I to ma sens, bo, jak się okazuje, dla pokolenia dzisiejszych ośmiolatków „programowanie” nie jest szalenie poważnym zajęciem dla tęgich głów, jak dla moich rówieśników. To dobra zabawa, a nie nauka tajemna. „Moja córka to lubi, bawi się tym w domu” – powiedział mi jeden z ojców. Mała Nina przyznała, że uczy się programowania, żeby „robić filmy i gry”.

Podsumowując: atmosfera luźnego spotkania w sobotnie przedpołudnie, fakt, że prowadząca z aprobatą przygląda się każdemu projektowi, i to, że zachęca się dziewczynki do jakiegokolwiek wysiłku, a nie ocenia, sprawiają, że przyjemnie się w tych zajęciach uczestniczy. Jest to wprawdzie wstęp do nauki kodowania, ale na pewno oswaja dzieciaki z samymi mechanizmami programowania, z językiem poleceń i strategią ich układania tak, żeby osiągnąć oczekiwany efekt. Czy oczekiwałabym więcej, mając osiem lat? Cóż. Mam nieco więcej. I właśnie siedzę na Scratchu.

Programowanie – babskie zajęcie

Rozmowa z Sarą Mishchil z Girls Code Fun, prowadzącą zajęcia kodowania dla dziewczynek

Skąd się wzięłaś w Girls Code Fun?

Programowaniem zaczęłam interesować się na trzecim roku studiów. Na różnych kursach online zetknęłam się ze Scratchem, który wydał mi się świetnym narzędziem do nauki również dla dorosłych. Z jego pomocą zrobiłam kilka prostych gier. Później byłam na spotkaniu Girls Carrots w Warszawie i tam poznałam Karolinę Cikowską, która dopiero załatwiała formalności związane z założeniem fundacji Girls Code Fun. Szukała studentek czy dziewczyn związanych z branżą IT, które chciałyby pracować z dziećmi. Wtedy to był pomysł zajęć tylko dla dziewczynek w wieku 8-12 lat, bo, według różnych badań, właśnie w tym okresie dziewczynki tracą zainteresowanie naukami ścisłymi. Być może są do nich zniechęcane czy nie dość zachęcane, inaczej, niż chłopcy. Dlatego zależało nam na „damskich” zajęciach. Ale po pierwszym semestrze miałyśmy mnóstwo zapytań od rodziców, czy będą podobne kursy dla chłopców. Tak powstała szkoła programowania dla dzieci, biznes, dzięki któremu finansujemy działanie fundacji. W ramach jej działalności odbywają się zajęcia tylko dla dziewczynek i prowadzone są programy stypendialne dla nich.

Obecność chłopców na tych zajęciach coś zmienia?

Chłopcy od dziecka są zachęcani do pracy na komputerach, mają częściej do czynienia choćby z grami i dlatego odważniej posługują się nowymi technologiami. Na zajęciach z chłopcami dziewczynki czasami zostają w tyle i mogą się poczuć nieadekwatnie. A to najważniejsza rzecz, której chcemy uniknąć! Jak sama widziałaś przed chwilą, dziewczynki doskonale sobie radzą na zajęciach, na których są same. Chcemy stworzyć dla nich przyjazne środowisko pracy, żeby poczuły, że programowanie też może być „babskim” zajęciem: dziewczyny spotykają się, gadają, dobrze się bawią i robią własne niesamowite projekty.

Zaczynacie od Scratcha. Co robicie później na zajęciach?

Przez cały semestr to jest nauka Scratcha, na którym można robić bardzo proste projekty, ale też bardziej skomplikowane rzeczy. Scratch nie jest może używany w biznesie, ale jest pełnoprawnym językiem programowania, bo zawiera te same elementy, co inne języki, jak np. pętle, dzięki którym ten sam proces można powtórzyć ileś razy, czy zdarzenia, które wywołują jakiś ciąg komend.

Programiści mówią, że – kiedy nauczysz się jednego języka programowania – nauka kolejnych przyjdzie ci łatwo. To tak, jak z językami obcymi. Gdy jeden masz już opanowany, następnego nauczysz się szybciej, bo np. będzie miał podobną gramatykę.

Uderzyło mnie na tych zajęciach, że – kiedy sama zaczęłam tworzyć swój projekt – miałam taki „szkolny” odruch, żeby wypełnić tylko te polecenia, które miałam podane. Tymczasem dziewczyny biegały po sali, krzyczały, podpatrywały jedna drugą, dodawały dodatkowe elementy, których w poleceniu nie było…

To jest całkiem inny typ edukacji, niż taka szkolna lekcja, oparta na „zerojedynkowym” wypełnianiu poleceń. Cały urok programowania polega na tym, że wszystko można zrobić na kilka sposobów. Nie ma złej drogi do celu. Trzeba po prostu napisać kod tak, żeby działał.

Często jest tak, że na pierwszych, drugich zajęciach dzieciaki jeszcze siedzą w ławkach i rzadko się odzywają, czekają, aż ktoś im powie, co ma robić – bo właśnie mają takie odruchy ze szkolnej ławki. Zachęcamy ich, żeby zadawali pytania, chodzili po sali, sprawdzali, co robią inni, bo w programowaniu nie ma czegoś takiego, jak „zgapianie”, tylko szukanie inspiracji i współpraca, „miksowanie” pomysłów.

Jakie umiejętności mają rozwijać wasze zajęcia?

Nie chodzi nam o to, żeby wszystkie dzieci, które do nas przychodzą,zostały programistami! Ale nauka programowania rozwija umiejętności, które są szalenie przydatne w dzisiejszym świecie, jak choćby logiczne myślenie, rozbijanie dużych problemów na małe części i praca nad tymi częściami, działanie w grupie. Oferujemy pełną cyfrową edukację, od oswajania z klawiaturą, aż po dawanie dzieciom poczucia sprawczości; komputer nie musi być tylko narzędziem, za pomocą którego korzystają z gotowych treści. Same też mogą coś na nim stworzyć.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.

Dodaj komentarz