Róż w smartfonie

 

b4bc111

W październiku Polki ubierały się przede wszystkim na czarno, z wiadomych powodów. Ja również. Dość zabawny artykuł, na który natknęłam się w sieci, przypomniał mi jednak, że ten miesiąc zwykle ma całkiem inny kolor – różowy. I jest poświęcony walce z rakiem piersi.

Otóż przeczytałam, że firma Husqvarna wprowadziła do swojej gry VR różowe piły. Tak, Husqvarna  stworzyła grę FPS (będzie to suchar, ale może lepiej pasowałby tu skrót FPL – First Person Limberjack), która polega na obcinaniu gałęzi na czas (zawsze to lepsze, niż wycinka drzew w realu, ale cóż, o gustach się nie dyskutuje). W październiku piły, którymi posługują się gracze, zmieniły kolor na różowy „w hołdzie dla drwalek i arborystek” oraz w ramach reklamy autentycznych różowych gadżetów firmy. Część dochodu z ich sprzedaży Husqvarna oddaje fundacji wspierającej walkę z rakiem piersi.

Postanowiłam sprawdzić, czy ten temat jest w ogóle obecny w świecie nowych technologii, i pierwsze efekty moich poszukiwań nieco mnie rozczarowały. Adresowane do kobiet magazyny i marki kosmetyczne publikują hektary zdjęć z Instagrama ukazujące rzekome poparcie dla kobiet z rakiem piersi. A na nich – muffiny z różowym lukrem czy para zgrabnych stóp w różowych szpilkach. Estetyczne, ale jakby nie na temat.

Prawdziwa zazdrość dopadła mnie 10. października, kiedy nowozelandzka organizacja NZ Breast Cancer Foundation ogłosiła premierę swojej aplikacji mobilnej My BC. Jest adresowana tylko do Nowozelandek. Dostarcza kompletu informacji o raku piersi i walce z nim, ale też jest połączona ze swego rodzaju portalem społecznościowym. Kobiety, które chorowały, chorują albo są w grupie ryzyka, mogą się na nim wspierać, wymieniać informacjami czy po prostu opowiedzieć swoją historię komuś, kto ma podobne doświadczenia.

Nowozelandzka fundacja to odpowiednik naszych Amazonek. Zerknęłam więc na stronę rodzimej organizacji, ale nie znalazłam na niej informacji o apce ani planach jej stworzenia. Także w sklepie z aplikacjami nie było nic, co firmowałyby swoim logo Amazonki. Szkoda. Choć trzeba im oddać, że mają dość rozbudowaną stronę www; są na niej fora tematyczne i artykuły lekarzy, a nawet radio do posłuchania w Winampie. Adresatką jest najprawdopodobniej starsza użytkowniczka, która korzysta z internetu, ale raczej z tradycyjnych stron, niż np. z social media.

Jaki wybór ma ktoś, kto chciałby czerpać wiedzę o raku piersi i walce z nim z aplikacji mobilnych? Zadziwiająco mały. Żeby nie powiedzieć wprost: w sklepach z apkami panuje „bida z nyndzą” (cytując native speakera, który uczył mnie kiedyś angielskiego). Z kilkudziesięciu ściągniętych przeze mnie w ramach testu, najwięcej fachowych informacji dostarcza Breast Cancer Awareness stworzona przez… Sri Ramarkishna Institute of Oncology. To szpital onkologiczny i centrum badawcze w indyjskim mieście Tamil Nadu. Ta część aplikacji, która jest przeznaczona dla osób zdrowych, jest dość oczywista: technika samobadania piersi, czynniki ryzyka itd. Za to sekcja dla pacjentek onkologicznych daje pełen obraz tego, jak wygląda leczenie: od szczegółowych opisów badań, którym chora musi się poddać (czasami wraz ze zdjęciami) po wyjaśnienie, na czym polegają kolejne formy terapii i w jakich przypadkach można je stosować. Wyobrażam sobie, że ktoś, kto właśnie się dowiedział, że jest ciężko chory, mógłby początkowo bać się tej wiedzy, ale pewnie prędzej czy później chciałby zdobyć takie informacje. Przy czym nie ma tu porad typu: „Jeśli widzisz objaw X, poddaj się badaniu Y”. Twórcy aplikacji nie próbują zastąpić lekarzy. Wyjaśniają jednak szereg trudnych pojęć, prostym językiem i z pomocą zdjęć czy rysunków (nie zawsze ładnych, czasami kiepsko zeskanowanych, ale chyba nie to ma największe znaczenie).

Aplikacji, które poświęcone są tylko samobadaniu piersi, jest sporo. Ale najlepszą, na jaką trafiłam, jest Breast Check Now. Nie tylko pokazuje na estetycznych rysunkach, jak się badać, ale też pozwala ustawić sobie alarm na badanie (to można zrobić za pomocą zwykłego budzika, ale szczerze: może lepiej mieć do tego specjalną aplikację, żeby nie zapomnieć) i oferuje miejsce na notatki z kolejnych badań. Pomysł niby banalny, a jednak, jeśli dzieje się coś niepokojącego, może lepiej mieć pod ręką spisane obserwacje z badań, żeby dokładnie zacytować je lekarzowi.

Mogę też polecić B4BC (Board for Breast Cancer), aplikację organizacji pod tą samą nazwą, która zachęca młodych ludzi do aktywności i zdrowego trybu życia. Tu również znajdziemy informacje o technikach samobadania i kalendarzyk z opcją ustawienia alarmu. A poza tym, blog poświęcony zdrowemu stylowi życia oraz informacje o akcjach organizacji (obozy sportowe, zawody, festiwal muzyczny – towarzyszą im akcje edukacyjne i zbiórka pieniędzy na walkę z rakiem) zrzeszającej surferki i snowboardzistki. To dobra aplikacja dla młodych dziewczyn i fanek fitnessu, która pokazuje, że walka z rakiem jest do wygrania, o ile zacznie się ją na etapie profilaktyki. Zirytowała mnie tylko nachalnym lansowaniem wizerunku zdrowej i aktywnej kobiety jako opalonej blondynki, która rzadko schodzi ze snowboardu, ale to w gruncie rzeczy detal.

Jest jeszcze aplikacja FYI: Breast Cancer, dość toporna graficznie, ale za to ultraprosta w obsłudze: to 50 zwięzłych pytań i odpowiedzi dotyczących raka piersi. Opracowali je lekarze z Cork w Irlandii. Artykuły są napisane prostą angielszczyzną, ale nie ocierają się o tak zaawansowaną wiedzę medyczną, jak te z aplikacji indyjskiej. Za to można tu znaleźć odpowiedzi na pytania typu: czy branie pigułek antykoncepcyjnych sprzyja zachorowaniu? (w końcu nie wszystko się wie). Plus dodatkowe elementy: komunikaty mogą być odczytane na głos (dla niewidomych), a wątki, do których chcemy wracać, możemy sobie wrzucić do oddzielnego katalogu, co też może być przydatne w kontekście wizyty u lekarza.

Aplikacje mobilne nas nie wyleczą ani nawet nie postawią diagnozy. Ale mogą trochę nas uspokoić i poszerzyć nasza wiedzę. Warunek jest jeden: zanim się cokolwiek ściągnie, warto się upewnić, kto stoi za przekazywanymi nam treściami. Zdrowie to jednak zbyt poważna sprawa, żeby zdawać się na domorosłych ekspertów. A udane samobadanie, czytaj: takie z negatywnym wynikiem, można uczcić, wymachując różową piłą.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.

Dodaj komentarz