Wojna o kobiecą solidarność

dziew

Trudno jest oceniać, kto ma rację w sporze toczącym się między dwiema organizacjami, jeśli nie jest się członkinią żadnej z nich. Dlatego nie chciałam pisać o ostatnich tarciach między Geek Girls Carrots a Girls Code Fun. Uznałam jednak, że warto przyjrzeć się reakcjom internautów i internautek, zwłaszcza w kontekście padającego coraz częściej określenia „kryzys wizerunkowy”.

Nie wiem, czy użyłabym tak mocnego określenia, ale na pewno sprawa jest kontrowersyjna: mowa w końcu o deficycie kobiecej solidarności w środowisku, które kobiecą solidarnością stoi i i stawia sobie za cel ją wzmacniać.

Szybkie przypomnienie: Van Anh Dam z Girls Code Fun odniosła się na swoim profilu na fb do wywiadu, jakiego Kamila Sidor udzieliła money.pl. Powiedziała w nim, że – oprócz niej i jej asystentki – nikt w GGC nie jest zatrudniony. Van Anh Dam twierdzi zatem, że organizacja, która zrzesza ponad setkę kobiet, powinna płacić przynajmniej niektórym. A skoro już nie płaci, to niech chociaż udostępnia im za darmo swoje logo (trzeba za to płacić) albo bez ceregieli zgadza się na publikowanie postów na swojej stronie (czego sama Van Anh Dam nie mogła się doprosić). Kamila Sidor odpisała, że GGC nie są jej prywatnym folwarkiem, a organizacja szkoleń i innych eventów kosztuje; dorzucają się do tego znane koncerny, które są partnerami organizacji: „Jeżeli oddział Karotek pozyskuje Partnerów, to po odjęciu podatków i 15% na utrzymanie Geek Girls Carrots, pieniądze idą do lokalnych organizatorek. Mogą nimi rozporządzać wedle swojego uznania. Natomiast jeżeli Partner pozyskany przeze mnie i moją asystentkę realizuje swoją usługę w wybranym oddziale Karotek, to taki oddział otrzymuje 15% od wartości partnerstwa na rozwój lokalnej społeczności Karotek.”

sidor

Nie rozmawiałam nigdy z Kamilą Sidor, ale co chwila stykam się z kobietami i dziewczynami, które były lub są związane z „Karotami”. Ich opinie są różne: od szefowej software house’u, która zaczynała w organizacji, usłyszałam: „Ile można pracować za darmo”, a od kilku innych osób, że GGC, będąc w rzeczywistości firmą, kreuje swój wizerunek trochę tak, jakby była NGO, a to jest nie w porządku wobec wolontariuszek.

Problem był nawet rozważany od strony prawnej (tutaj). Choć sami autorzy tekstu w Inn:Poland piszą, że „wygląda na to, że Kamila Sidor żadnego prawa nie złamała”, to jednak cytowani w tekście prawnicy mówią wprost: „Wolontariusze nie mogą uczestniczyć w wypracowywaniu zysku gospodarczego, ale mogą wspierać przedsiębiorstwo społeczne w realizacji jego działalności non-profit, przy czym przedsiębiorstwo to musi mieć status organizacji pozarządowej lub organizacji pożytku publicznego, a jego działalność mieścić się musi w zakresie jego działalności statutowe”. A GGC to jednak jednoosobowa działalność prywatna (o czym więcej tu).

Bez względu jednak na to, jaki jest stan prawny, mnóstwo osób zwyczajnie chce pracować dla tej firmy i jest gotowych robić to za darmo. Niczym się to nie różni od niekończących się staży młodych dziennikarzy w redakcjach czasopism, którzy za pełnoprawne teksty na kilka tysięcy znaków dostają „uścisk dłoni prezesa”. I dalej chcą to robić z myślą o zdobyciu doświadczenia i fajnego wpisu do CV. Dziewczyny, które realizują różne projekty dla GGC, pewnie podchodzą do tego podobnie: to dla nich szansa na „złapanie się” z koleżankami z branży, nieco tańsze zajęcia z kodowania i jeszcze sprawdzenie się w roli lokalnych liderek. W momencie, gdy czują, że wolałyby to robić za pieniądze (albo zwyczajnie nie chcą już tego robić) – mogą odejść. Nie sądzę, żeby ucierpiały na tym ich znajomości z innymi członkiniami społeczności (bo te, jak w każdym środowisku, szybko nabierają raczej nieformalnego charakteru), no i mogą wykorzystać zdobytą wiedzę i umiejętności już na wolnym rynku. Tak mówiły mi dziewczyny, które były lub są związane z „Karotkami”.

Z drugiej strony, rozumiem rozgoryczenie tych, które być może chciałyby robić dla GGC więcej, ale „z czegoś żyć trzeba”. Powoływanie się jednak przy tym na przykład WOŚP, bo takie porównania padają w wypowiedziach internautów, nie jest do końca trafne: WOŚP to fundacja, do której trafiają ogromne pieniądze, dzięki czemu może i realizować cele statutowe, i zatrudnić część osób na etatach (tych, dla których to rzeczywiście praca w pełnym wymiarze godzin i bez których WOŚP nie dałaby rady funkcjonować. Dlaczego Kamila Sidor nie założyła fundacji? Nie wiem. Skoro jednak jest na tyle charyzmatyczną liderką, że wielu osobom działającym dla GGC nie przeszkadza forma ich współpracy z nią, to może nie ma się do czego przyczepić? W końcu przed Kamilą nikt na ten pomysł nie wpadł i do tej pory nie ma w Polsce drugiej organizacji, która tak prężnie działałby na rzecz kobiet w STEM.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.