Róbmy swoje

Jest tak zorganizowana, że prawdziwego bałaganiarza może onieśmielić (choć ja jestem bałaganiarą wszędzie, tylko nie w pracy – więc ludzie lekko nadgorliwi są mi bliscy, o ile nie jest to Sheldon Cooper level). Rozmowę z Magdą Mieczkowską, testerką automatyczną – zaczynam od pytania, jak jej się pracuje z domu. Łączymy się na Skypie w ostatni piątek przed świętami, kiedy ona „jeszcze jest w pracy”, choć we własnym mieszkaniu. Wiem, że w IT homeworking jest normą, ale znam takich, którzy pół dnia pielgrzymują po domu w piżamie, posypiając na każdej poziomej powierzchni, zanim wezmą się do roboty. Magda twierdzi, że dzieli sobie czas pracy w domu i rozpisuje zadania na kolejne przedziały, w czym pomaga jej internetowy timer Pomodoro (próbowałam, bardzo – hmmm…. dyscyplinujące): – Jeśli czegoś zwyczajnie nie da się zrobić w domu, wywalam to ze schedule’a. Z drugiej strony, lubię pracować u siebie: mogę rozłożyć papiery na całym stole, wszystko rozplanować. W pracy mamy kubiki, a to mnie ogranicza, kiedy najchętniej bym sobie wstała, pochodziła, popatrzyła na coś z góry.  

Właśnie kończy pracę jako testerka manualna i automatyczna w jednej z firm zajmujących się telefonią komórkową, ale jej zajęciami poza tym można by obdzielić kilka osób i każda byłaby mocno zajęta. Ale po kolei. Zaczęło się od… zdania, które usłyszała jako dwunastolatka. Jak sama przyznaje, miała dobre oceny ze wszystkich przedmiotów, ale najgorzej (czyli czwórkowo) szło jej z fizyki. Wtedy wujek-informatyk powiedział jej: „Pamiętaj, Magda, że fizyka to jest wszystko, co nas otacza. Jak poznasz fizykę, poznasz świat”. Stąd wzięło się marzenie o studiach technicznych. Ostatecznie – była to Elektronika i Telekomunikacja na krakowskiej AGH. Choć zainteresowanie fizyką przyciągnęło ją początkowo do elektroniki – poszła w końcu w kierunku telekomunikacji, „idąc z duchem czasu i obserwując rynek pracy”. Dziś łączy zresztą pracę w branży z karierą akademicką – w przyszłym roku planuje obronić doktorat na telekomunikacji. Działa też w wydziałowym kole naukowym SKN Telephoners.

Jak zaczęła się jej przygoda z testami? – To był przypadek… Choć nie, nie ma przypadków. – mówi po chwili zastanowienia. –  Ale nie zdecydowałam o tym w pełni świadomie. Robiłam różne staże, głównie była to sprzedaż i marketing. Szansa na opanowanie testowania przyszła dopiero w mojej poprzedniej firmie. Dostałam talką propozycję i uznałam, że to ciekawe, warto się tego nauczyć. Tym bardziej, że jej zainteresowania, przede wszystkim naukowe, od dłuższego czasu szły w kierunku IT. W czasie stażu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji w 2011 r. brała udział w pracach nad planem cyfryzacji Polski i opublikowała pracę o społeczeństwie informacyjnym w liczbach, za co dostała ministerialne stypendium. Przyznaje jednak, że jej konikiem było LTE: – Od samego testowania bardziej interesowała mnie technologia, którą się posługuję i którą chcę zrozumieć, również od strony teoretycznej. Ale testowanie było dla mnie przełomem, bo pchnęło mnie na nowe tory, sprowokowało do zdobywania nowej wiedzy i, co nie jest bez znaczenia – pozwoliło mi zarabiać, jak mi się wtedy wydawało, duże pieniądze. Jednak w czasie kolejnych rozmów rekrutacyjnych Magda wciąż zachowuje się jak typowy naukowiec i pyta o technologie, jakie dana firma chce rozwijać, żeby najpierw czegoś się o nich dowiedzieć: – Testy wychodzą dobrze wtedy, kiedy znasz na wskroś to, co testujesz. – podsumowuje Magda.

Jak to się stało, że ktoś, kto testerem został „przy okazji”, poszedł w kierunku automatyzacji? Wynika to z jej filozofii pracy, która – w zależności od okoliczności – może pomagać albo szkodzić: – Wiem, że nikt mnie nie wrzuci na głęboką wodę i nie powie mi: rób. Przemawia za mną doświadczenie, które zdobędę sama. Testerką automatyczną Magda postanowiła zostać wtedy, kiedy manualne testy, jakie prowadziła w ramach jednego z powierzonych jej zadań, okazały się czasochłonne i uciążliwe. Pomyślała: „To się musi dać załatwić szybciej”.  -Nikomu się tego nie chciało robić, więc ja się tym zajęłam. Zresztą, wiele moich działań wynika z tego, że nikt inny się za coś nie zabiera. – przyznaje Magda. Stąd mój wniosek, że bycie taką „Zosią Samosią” nie zawsze popłaca: w finale wykonuje się mnóstwo pracy, której nie biorą na siebie inni, na zasadzie: „Bo TYLKO ona to umie”. Magdy to nie zraża, bo lubi się uczyć, ale też trafiła na pracodawcę, który jej wysiłek docenił. Z modułów, jakie wymyśliła do testowania automatycznego, korzysta dziś dwóch jej kolegów, a ich pracą – ona de facto zarządza („Oni tylko to puszczają, a ja wcześniej pisałam, planowałam, puszczałam”).

W firmie, w której do niedawna pracowała – prowadzi się testy automatyczne w dwóch środowiskach: Pythonie i Pearlu. Magda „woli perełki”. Kiedy przygotowywała się do automatyzacji – miała już do dyspozycji gotowe moduły i sporo opisanych wcześniej case’ów. Dopiero gdy nauczyła się nimi posługiwać, przyszedł czas na zrozumienie, dlaczego dany test działa tak, a nie inaczej, czyli zapoznanie się krok po kroku z jego plikami konfiguracyjnymi i plikami z modułami. To plus umiejętność interpretacji danych, jakie dany moduł „wypluwał” w czasie testów, umożliwiło jej pracę nad modyfikacją modułów. Zaczęła pisać własne testy. Opracowała 70 nowych przypadków testowych. Dlaczego aż tyle „na dobry początek”? – To wynikało z cech naszego produktu, czyli oprogramowania mobilnego. – tłumaczy. – Cały czas zmieniała się konfiguracja, więc musieliśmy dostosowywać nasze działania do tych zmian, a w dodatku pracowaliśmy na prawdziwych urządzeniach. Nie było żadnych symulacji. To powodowało nerwowe sytuacje i czasami anegdotyczne porażki – dobrze skonstruowany test został nagle przerwany, z powodu… kabla USB, który się wypiął.

Skoro już się tego wszystkiego nauczyła, firma zapytała ją, czy nie przejęłaby po jednym z kolegów roli inżyniera kontaktowego do spraw komunikacji bezprzewodowej. Zgodziła się – i dziś ma doświadczenie w kolejnej dziedzinie, więc spływa do niej sporo ofert pracy. Samodzielność przekłada się na sukcesy, ale czy nie czuje się przeciążona pracą? – Nie, bo kiedy dostaję zbyt dużo zadań, szukam osób, które mogą mi pomóc. W ten sposób, nawet nieformalnie, tworzy się zespół. Z drugiej strony, nie zawsze znajdzie się chętnych do realizacji danego pomysłu, nawet nie dlatego, że jest kiepski. Każdy ma swoją robotę i może nie mieć czasu na dodatkowe rzeczy. Mogę powiedzieć, że 90 proc. moich pomysłów pozostało na papierze.

Co dalej? O dziwo, niekoniecznie nowe technologie. Magda lubi i uważa, że umie sprzedawać. Zdobywa więc po godzinach doświadczenie w multilevel marketingu, współpracując z firmą, która zajmuje się promocją zdrowego stylu życia (to drugi konik Magdy, prowadzi nawet blog na ten temat – „Naturalnie, że profilaktyka”). Coraz bardziej ciągnie ją do zarządzania projektami i ludźmi. Z drugiej strony… – Jeśli trafiłabym na start-up, który robiłby fajne, nowatorskie rzeczy, na przykład zajmowałby się 5G, to chciałabym w to pójść. Ciekawie byłoby tworzyć coś od zera i realizować swoje pomysły. – przyznaje.

Gdzie w tym wszystkim miejsce na życie prywatne? Mężem Magdy jest kolega z branży. Aktualnie – nawet bardziej zajęty od niej, bo przygotowuje się do certyfikacji. Magda bierze więc na siebie więcej obowiązków domowych: – Nasz związek jest partnerski. Wiem, że on stanie na wysokości zadania, kiedy ja będę potrzebowała czasu na swoje projekty. Powiedział mi zresztą, że, jeśli będę chciała więcej uwagi poświęcić rozwojowi własnej firmy, możemy żyć z jego pensji… Ale ja nie chcę! Lubię mieć własne pieniądze. Magda przyznaje, że motywują się nawzajem: gdy jedno awansuje, drugie szuka lepszej pracy. Ale rodzina jest dla niej ważna: rozważa, czy nie zrezygnować z branży technologicznej, kiedy pojawią się dzieci. Chciałaby już wtedy pójść w stronę własnego biznesu i zarządzania pracą innych. Dlaczego? – Technologie ciągle idą do przodu i z czasem jest coraz trudniej aktualizować na bieżąco swoją wiedzę, kiedy jednocześnie chce się mieć czas dla rodziny.

Według Magdy, to jeden z powodów, dla którego kobietom jest w branży IT trudniej. Jeśli chcą mieć udane życie prywatne, często nie zaangażują się np. w robienie jakiegoś kursu tak bardzo, jak ich koledzy, bo nie tyle muszą, co zwyczajnie chcą dzielić swój czas między pracę a dom. A jak najbardziej rozległa wiedza jest, jej zdaniem, najlepszą bronią przed dyskryminacją ze względu na płeć: – Nie oszukujmy się, to się zaczyna na etapie rozmów rekrutacyjnych. Kiedy przychodzi do rozmowy technicznej, i twoją wiedzę sprawdza dwóch facetów, a ty jesteś ładną, zadbaną dziewczyną, lepiej, żebyś nie dała się złapać na żadnych brakach. Dlatego, jeśli ktoś lubi samodzielną pracę i nie boi się wyzwań, może mu polecić swoją ścieżkę: rób swoje i nie oglądaj się na innych, nawet jeśli nie od razu to zaprocentuje. – Doświadczenia, które się zdobywa, pomagają nam później w pójściu własną ścieżką i robieniu tego, co kochamy, jeśli nie w pierwszym, to w kolejnych miejscach pracy. Choć nikt nie obiecuje, że będzie łatwo, bo trzeba być mistrzem organizacji czasu. Magda rozmawia za mną, przed wieczornym wyjściem na przedświąteczne spotkanie ze znajomymi jeszcze przyjmie kuriera, dokończy projekt do pracy, i całkiem poważnie wspomniała jeszcze o pieczeniu pierników.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.