Układ Słoneczny to za mało

Zosia Kaczmarek, fot. Andrzej Romański

Kiedy to się zaczęło? Zosia Kaczmarek nie umie powiedzieć: – Kosmos interesował mnie „od zawsze”. Jako dzieciak siedziałam do nocy, żeby zobaczyć na niebie różne zjawiska, i godzinami oglądałam Discovery Science. Ale tak na poważnie? Wtedy, gdy trafiłam na kółko astronomiczne w gimnazjum i pierwszy raz mogłam popracować z teleskopem. Zrozumiałam, że astronomia to jest miłość na całe życie.

Zosia uczyła się w Gimnazjum i Liceum Akademickim w Toruniu. Kółko prowadził nauczyciel fizyki, który sam jest z wykształcenia astronomem. Spod jego skrzydeł wyszło kilku młodych naukowców zakochanych w obserwacjach nieba. Wśród nich – mentorka Zosi, dziś doktorantka European Southern Observatory w Niemczech – Aleksandra Hamanowicz. No i sama Zosia – trzykrotna laureatka międzynarodowej Olimpiady Astronomicznej i świeżo upieczona studentka astronomii na Uniwersytecie Warszawskim. Wykłada m.in. w Krajowym Funduszu na Rzecz Dzieci i Klubie Astronomicznym Almukantarat.

Własny teleskop dostała od rodziców, gdy miała 15 lat (kolejne zdarzyło jej się wygrywać na konkursach; dziś ma taki, który niemal dorównuje jej wielkością i waży 30 kg). Mama jest filologiem francuskim, ojciec – inżynierem. Musiała ich trochę „urobić”: – Nie byli przekonani, czy moja fascynacja kosmosem za chwilę nie minie. Uparłam się, powiedziałam im, że chcę się tym zajmować w życiu. Choć twierdzili, że mogłaby wybrać jakiś „bardziej praktyczny” kierunek inżynierski, nigdy nie stanęli pomiędzy Zosią a jej zainteresowaniami. A ich córka potrafiła o trzeciej nad ranem, razem z koleżanką i nauczycielem fizyki, obserwować niebo z dachu szkoły. Takie okazje trafiały się jednak od czasu do czasu. Na co dzień nauka astronomii na etapie szkolnym to po prostu nauka fizyki, z dużą porcją zadań obliczeniowych, tyle że „ciekawszej treści”. Choć obserwacje gwiazd kojarzą się dość romantycznie, bez ugruntowanej wiedzy teoretycznej zwyczajnie nie da się ich prowadzić na profesjonalnym poziomie.

Pięknie jest wtedy, kiedy już się te podstawy ma i wie się, na co się patrzy. – Bo cały czas można odkrywać coś nowego! Naukowcy wręcz ścigają się ze sobą, kto zajrzy dalej poza znane nam już granice nieba. Nie ruszając się z Ziemi, można obserwować, co się dzieje w innych galaktykach. Zobaczyć ślad gigantycznego rozbłysku na niebie i zdać sobie sprawę, że kiedyś czarna dziura rozerwała w tym miejscu gwiazdę! – opowiada Zosia podekscytowana. I przyznaje, że najbardziej lubi zjawiska gigantycznej skali: – Układ Słoneczny robi się już dla mnie za ciasny 🙂

Finał Międzynarodowej Olimpiady Astronomicznej 2017 w Tajlandii, źródło: https://ioaa2017.posn.or.th/

W dawnych czasach astronomowie patrzyli w gwiazdy, a występowania różnych zjawisk dowodzili w obliczeniach. Dziś, jak mówi Zosia, w tej dziedzinie nauki też jest sporo matematyki. Coraz większą rolę odgrywają przy tym symulacje komputerowe, np. interakcji ciał niebieskich: – Używa się do tego specjalnych programów, z ogromnymi bazami danych! To konieczne, bo czasami symuluje się całe galaktyki, zawierające miliardy gwiazd – i oddziaływania między nimi. Albo ewolucję całego Wszechświata zawierającego miliardy galaktyk. I potrzeba do tego ogromnejo mocy obliczeniowej. Przy tworzeniu symulacji jest też dużo kodowania. Na razie piszę w C++, będę musiała też pouczyć się Pythona. 

Z „prawdziwą astronomią”, i przede wszystkim astronomami, Zosia miała pierwszy raz do czynienia na ESO Astronomy Camp. To obóz dla licealistów organizowany co roku przez European Southern Observatory i jego Sieć Popularyzacji Nauki w Alpach. Młodzi naukowcy spędzają Sylwestra i Nowy Rok na pograniczu francusko-włoskim, wpatrzeni w gwiazdy. Zosia nauczyła się tam rejestrować widma gwiazd i szukała informacji o tych gwiazdach. – To był mój pierwszy kontakt z międzynarodowym środowiskiem astronomicznym. Spotkałam nie tylko młodych ludzi, którzy mieli większe doświadczenie ode mnie, ale też prawdziwe autorytety. Co wieczór przy kolacji naukowcy czekali na nas przy stoliku z karteczką „Ask an astronomer”. Zagadałam się strasznie z profesorem, który zajmował się jednym z moich ulubionych tematów – misją Gaia (bezzałogowa sonda kosmiczna Europejskiej Agencji Kosmicznej, która od 2006 r. wykonuje pomiary w kosmosie – przyp. autorki).

Na ten obóz można trafić, wysyłając zgłoszenie na konkurs Polskiego Towarzystwa Astronomicznego. Najlepsi dostają stypendium, które pokrywa koszty przelotu i zakwaterowania. Zosia opowiada o wielu okazjach, kiedy zainteresowanie astronomią dało jej możliwość pozwiedzania świata, i niekoniecznie obciążało kieszeń jej czy rodziców. Swoje obozy naukowe organizuje dla młodych miłośników obserwacji nieba wiele obserwatoriów czy instytutów. Spośród chętnych, którzy nadeślą zgłoszenia, wybierają stypendystów. Zosi w dofinansowaniu kilku wyjazdów pomógł też Krajowy Fundusz Na Rzecz Dzieci, który opiekuje się zdolną młodzieżą i sam również organizuje dla niej obozy z wyjazdami i warsztatami.

Młodzi astronomowie akurat mają w czym wybierać. O ile ESO organizuje obozy dla osób zainteresowanych nauką, jak Zosia, inny wyjazd, na którym była, pod patronatem Europejskiej Agencji Kosmicznej, to już propozycja bardziej dla inżynierów: – Andøya Rocket Range w Norwegii budowaliśmy rakietę. Mnie to aż tak nie pociąga, ale i tak dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. Zobaczyłam wyrzutnie, jakich używa się w NASA. Pracowałam w grupie telemetrii i dowiedziałam się sporo o komunikacji z rakietami i satelitami!  

Ostatnie trzy lata były najbardziej intensywnymi w dotychczasowym życiu Zosi. Na szczęście, w jej szkole nauczyciele tolerancyjnie podchodzili do jej wyjazdów i konkursów. Toruńskie liceum przy Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika jest nastawione na rozwijanie indywidualnych pasji uczniów. – Bez tego nie udałoby mi się aż tyle zrobić. W końcu były miesiące, gdy w szkole spędzałam tylko tydzień! Z polskim bywało ciężko… Na szczęście, maturę udało mi zdać… Teraz studiuje i poświęca dużo uwagi działalności w Klubie Astronomicznym Almukantarat. Początkowo była słuchaczką, teraz – sama wygłasza wykłady, a na wiosnę – chciałaby zorganizować pierwszy wyjazd według własnego planu: – Almukantarat ma świetne teleskopy, ale jego największą siłą są ludzie. Tym bardziej, że klub jest zorganizowany jak harcerstwo: jest nocowanie w namiotach, warty, a nawet astronomiczne przyśpiewki przy ognisku!

A co do wykładów, tu też bywa nie do końca na poważnie, mimo że naukowo. Zosi zdarzyło się mówić np. o dziwnych nazwach gwiazdozbiorów na niebie południowym. – Te na północnym zostały nazwane w starożytności. Może te wzory, w które układają się gwiazdy, np. Wielki Wóz, są schematyczne, ale nazwy jakoś się do nich odnoszą. Z kolei na południowym niebie gwiazdozbiory otrzymały nazwy w Oświeceniu, kiedy astronomowie byli zafascynowani nauką i potęgą rozumu. Dlatego nazywają się np. “Cyrkiel” albo “Rylec”, a z żadnej strony tego cyrkla czy rylca nie przypominają! – śmieje się Zosia. Kiedy prowadziła zajęcia z dziećmi, jedna z zabaw dla nich polegała na tym, że miały podpisać gwiazdozbiory, które dostały na kartkach. I znów pojawił się nieszczęsny “Rylec”: – Śmialiśmy się z innymi prowadzącymi, że dzieciaki popatrzą na niego i pomyślą: “Hmm, a to co….? Na pewno rylec!”. – opowiada Zosia. Zamiast tego jedna z dziewczynek podpisała Oriona jako “latającą wiewiórkę”. – Od tamtej pory już nie myślę o tym gwiazdozbiorze inaczej 😉

Tak wczesne zaangażowanie w naukę było dla niej także szkołą życia. Na pierwszy finał międzynarodowej Olimpiady do Indonezji Zosia pojechała jako siedemnastolatka. Pierwszy raz leciała samolotem, mnóstwo rzeczy musiała zorganizować sama. Jak wygląda taki konkurs na miejscu? – Nigdy nie zapomnę ceremonii otwarcia, która odbywała się w największej świątyni buddyjskiej na świecie, Borobudur na Jawie. A potem mieliśmy naprzemiennie jeden dzień rozwiązywania zadań, drugi – zwiedzania. Taki high life! No i można tam zobaczyć na niebie „Świętego Graala” astronomów, czyli Krzyż Południa. Nie udało się natomiast Zosi, mimo intensywnych „polowań”, wypatrzeć obłoków Magellana, czyli dwóch nieregularnych karłowatych galaktyk orbitujących wokół Drogi Mlecznej. – Wstawałam o czwartej, żeby je zobaczyć, ale ani w Indonezji, ani dwa lata później w Tajlandii nie miałam szczęścia. Były za nisko, a my nie mogliśmy o tej godzinie opuszczać hotelu. 

Międzynarodowa Olimpiada Astronomiczna 2015 r. w Indonezji

Zosia wybrała studia w Warszawie, choć wiele jest w Europie szacownych instytutów, które przyjęłyby ją z otwartymi ramionami. Nie chciała jednak zostawiać ludzi, którzy są jej bliscy. A w stolicy działa Almukantarat i Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie robiła staż przed rozpoczęciem studiów i gdzie realizowanych jest wiele ciekawych projektów. Mieszka tu również wielu jej znajomych-astronomów, z którymi imprezuje i spotyka się nie tylko na gruncie naukowym. Inspirujące towarzystwo ma też w domu. Jej współlokatorką jest Zuza, koleżanka z liceum: – Była laureatką olimpiady informatycznej. Kocha konstruować różne rzeczy. Nasze mieszkanie momentami przypomina warsztat! Zuza brała udział np. w Cansacie, czyli konkursie dla osób, które konstruują minisatelity i prowadzą badania z ich wykorzystaniem. Ona akurat zrzucała swojego z wysokości 8 km na poligonie. 

Wymarzonym miejscem pracy Zosi jest wspomniane już ESO. – Ciągle męczę Olę Hamanowicz, żeby mi opowiadała, jak tam jest! Do ESO należą też największe na świecie teleskopy, przez które można obserwować gwiazdy w obserwatorium na wzgórzu Cerro Paranal (2635 m n.p.m.), na pustyni Atakama w północnej części Chile: – Wszyscy mówią, że długo się tam wytrzymać nie da, bo klimat jest męczący. Ja i tak chcę tam pojechać i pewnego dnia pojadę.  

Kobiet w astronomii jest coraz więcej, choć wciąż mało. Na 21 osób, które co roku biorą udział w finałach Olimpiady Międzynarodowej, są zwykle po dwie, trzy dziewczyny. Jednak ta liczba, zdaniem Zosi, będzie rosła: – W tym roku laureatką olimpiady krajowej została dziewczyna. A na wykładach, które prowadzę, jest fifty-fifty. Bardzo mnie to cieszy. W historii astronomii było mnóstwo niedocenianych kobiet. Najwyższy czas, żeby to zmienić.

 

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.