„Jestem babcią. Uczę się kodowania”

fot. Ira Selendripity, Unsplash

„Jestem babcią i moja kariera programistki właśnie się zaczyna”. To zdanie otwiera wpis Kathy O’Driscoll na blogu freeCodeCamp. Kathy pisze, że w 1983 r., gdy kuzyn pokazał jej Commodore 64, była nastolatką. Łatwo policzyć, że dziś dobiega pięćdziesiątki albo ją przekroczyła.

Wspomina, że w Commodore zakochała się od pierwszego wejrzenia. Tej samej nocy, którą spędzała u wujostwa, pochłonęła podręcznik do jego programowania i zaczęła pisać pierwsze linijki kodu. „Nad ranem, powołałam do życia małego rozpikselowanego człowieczka na ekranie” – wspomina Kathy.  Widziała siebie jako następczynię Ady Lovelace, uważanej za prekursorkę kodowania. Inaczej uważał doradca zawodowy, z którym rozmawiała o wyborze studiów. Powiedział jej, że ma kiepskie oceny z matematyki i dlatego powinna pożegnać się z marzeniami o „robieniu czegokolwiek znaczącego przy komputerach”.

Poszła na kosmetologię i została manikiurzystką, wyszła za mąż. Okazało się jednak, że jest uczulona na chemikalia do nakładania sztucznych paznokci. Przez jakiś czas była gospodynią domową, czasami brała zlecenia z agencji pracy tymczasowej. O postępie technologicznym czytała już tylko w gazetach. Tak dowiedziała się o istnieniu Linuxa. Kiedy jej dzieci spały albo były w szkole, zgłębiała otwarty system i przypominała sobie, jak się koduje. Później jednak pochłonęły ją obowiązki domowe i opieka nad chorym mężem. Linux poszedł w odstawkę.

W 2009 r. jej mąż zmarł, najmłodszy syn wyprowadził się z domu, a starsze dzieci już od dawna miały własne rodziny. „Stanęłam przed alternatywą: czy wrócić do pracy, której nie lubiłam, czy zacząć robić coś nowego. (…) Jednak nawet wtedy nie czułam, że informatyka to dla mnie realna opcja. Ciągle miałam w głowie słowa tamtego doradcy. Wróciłam więc do kosmetologii. Lubiłam to (…), ale też nigdy nie czułam, że jestem tym, kim powinnam być. (…) Pod koniec dnia ludzie zmywali moje makijaże. Chciałam robić coś, co przetrwa. Potrzebowałam zająć się czymś, co ma znaczenie”.

Marzyła o programowaniu, ale miała opory charakterystyczne nie tylko dla jej równolatek. Bała się rzucić wszystko i zająć się od zera czymś nowym: „Wiedziałam, że to moje przeznaczenie, ale bałam się, jak długo zajmie mi nauczenie się kodowania. Jestem kobietą. Czy mi się to podoba, czy nie, płeć mnie definiuje. Jestem żoną, mamą, babcią”. Jednocześnie zaczęła szukać informacji o kobiecych społecznościach w IT i czytać o kobietach, które zdecydowały się na zmianę zawodu w drugiej połowie życia: „One robiły dokładnie to, co ja zaczęłam i przerwałam. Miały tę samą wizję, co ja: chciały nabrać pewności siebie, wydając polecenia maszynom”.

W chwili, kiedy powstawał ten wpis, był 2014 r., a Kathy była od dwóch miesięcy na kursie JavaScriptu.

W tym samym roku „Washington Post” opublikował tekst pod nieco kontrowersyjnym tytułem: „Dlaczego uczenie babć kodowania to nie jest szalony pomysł?”. Powody wymienione we wstępie właściwie nie dziwią: skoro starzeje się społeczeństwo, starzeje się również biznes. Wg Brookings Institution, w 2011 r. już jedna trzecia wszystkich firm w USA miała co najmniej 16-letni staż (w 1992 r. ten odsetek wynosił 23 proc.). Kurczył się za to sektor startupów, które w chwili publikacji artykułu stanowiły tylko 8 proc. amerykańskiej gospodarki. Autorzy raportu wysnuli więc wniosek, że może, zamiast wspierać tylko młodych i niedoświadczonych przedsiębiorców, należy stworzyć mechanizmy finansowania nowych przedsięwzięć weteranów biznesu. Mało tego, badania Uniwerystetów Duke i Harvarda z 2008 i 2009 r. pokazały, że w firmach technologicznych, które osiągnęły największy sukces rynkowy, średnia wieku zatrudnionych wynosiła aż 39 lat, a ich prezesami wcale nie byli hipsterzy na urlopach dziekańskich. Liczba szefów z sukcesami, którzy przekroczyli 50. rok życia, dwukrotnie przekraczała liczbę tych, którzy ciągle mieli przed sobą 25. urodziny. W 12 najbardziej dochodowych branżach 2009 r. średnia wieku prezesów wynosiła 40, a prezesek – 41 lat!

Nadal jednak mowa tu o biznesie, a nie o programowaniu, ale, jak zaznaczają autorzy powyższych badań, jedno łączy się z drugim. Bo nauka kodowania sprzyja kreatywnemu myśleniu, szukaniu nieszablonowych rozwiązań, samodzielności. A one są niezbędne przy tworzeniu biznesu opartego na innowacjach. Poza tym, skoro ktoś wpadł na pomysł funduszu wspierającego młodych ludzi, którzy zrezygnują z college’u i założą firmę (projekt miliardera Petera Thiela z Doliny Krzemowej z 2010 r. zakończył się druzgocącą klęską), chyba nawet rozsądniej byłoby zaoferować te same pieniądze, mentoring i możliwości ludziom z większym doświadczeniem życiowym i zawodowym – twierdzą autorzy artykułu.

Może być nawet lepiej. Bo dlaczego starsi mieliby rywalizować z młodszymi? Mogą brać z nich przykład. 52-letnia dziś Alicia Carr postanowiła zostać programistką w 2011 r., gdy poznała 16-letniego milionera, który stworzył apkę na iOS. To on podpowiedział jej, jak uczyć się kodowania. Rok później, dzięki wsparciu męża, rzuciła pracę i zajęła się nauką tworzenia aplikacji mobilnych. Jak podkreśla na blogu Tech Coding Grandma, jest mężatką od 33 lat, ma trójkę dzieci i ośmioro wnuków. Aplikacje tworzy we własnej firmie Mac IT Enterprise, a jej największym osiągnięciem jest Purple Pocketbook, mobilny przewodnik dla ofiar pomocy domowej, z poradami prawnymi, adresami ośrodków pomocy oraz kwestionariuszem, który pozwala użytkowniczce lub użytkownikowi ustalić, czy sytuacja w ich związku jest dla nich groźna.

Alicia twierdzi, że całe życie była kreatywna i nie bała się próbować nowych rzeczy, ale była w stanie skupić się na nauce kodowania dopiero wtedy, gdy jej dzieci dorosły. Jej motywacją była przede wszystkim chęć zmiany pracy na bardziej twórczą, co zresztą przyciąga do programowania wielu seniorów.

60-letnia Liz Beigle-Bryant jest jedną z bohaterek świetnego tekstu „New York Timesa” o nauce programowania w drugiej połowie życia. Dzięki znajomości HTML i CSS dostała „pracę marzeń” koordynatorki obiegu dokumentów w przedsiębiorstwie transportu publicznego Sound Transit w Seattle. „Jedną z przeszkód, jakie starsi napotykają w czasie rozmów w sprawie pracy, jest przekonanie rekruterów, że jesteś mało elastyczny i nie nauczysz się niczego nowego”, przyznaje Bryant. Łapała się na tym, że sama tak o sobie myśli. Pewności siebie i odwagi, by postarać się o wymarzone stanowisko, nabrała, ucząc się podstaw frontendu w sieci.

Dla kodujących seniorek, nauka web designu bywa też sposobem na nowe hobby. Shirley M. McKerrow, emerytowana businesswoman i polityczka z Darwin w Australii, ma 84 lata i od roku uczy się kodowania na Codecademy. Pomaga jej wnuk. „Używam tych nowych umiejętności do tworzenia spersonalizowanych kart urodzinowych online, na razie wysyłam je rodzinie i znajomym. Kiedy będę umiała więcej, chcę realizować takie zlecenia dla firm czy parlamentarzystów, którzy będą wysyłali kartki wyborcom”, powiedziała McKerrow „New York Timesowi”. Wśród użytkowników Codecademy nie jest wyjątkiem: 45 mln osób, które dzięki tej platformie uczą się kodowania, ma 55 lat lub więcej.

Trzeba przyznać, że w starzejącym się społeczeństwie nie możemy sobie pozwolić na myślenie o seniorach jako tych, którzy niczego nowego się nie nauczą, a nowych technologii się boją. To osoby z ogromnym doświadczeniem życiowym, które na emeryturze mają sporo wolnego czasu. Często potrzebują nowego zajęcia, a popularność Uniwersytetów Trzeciego Wieku pokazuje, że, nawet w ramach hobby, chętnie uczą się rzeczy pracochłonnych i wymagających. Dodatkowo wielu z nich ma podstawową wiedzę o obsłudze komputera, bo już w końcówce swoich karier zawodowych posługiwali się pakietem Office, a że ich dzieci i wnuki często mieszkają za granicą, także Skype, Hangouts czy WhatsApp nie jest dla nich „czarną magią”. No i są wolni od tych ograniczeń, na które często narzekają młodzi, którzy chcą się przekwalifikować na programistów: zaczynanie „od nowa” kontra stabilna praca i płaca w dotychczasowym zawodzie, opieka nad małymi dziećmi. Może więc, planując prezenty na Dzień Babci i Dziadka, przejrzeć nowe kursy programowania?

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.