Babska przyjaźń na hackatonie

Jak pewnie zdążyliście się zorientować, kocham filmy, seriale i książki o nastolatkach, również te, których po ukończeniu 18. roku życia nie powinno się czytać 🙂 Seria „Dziewczyny kodują” Stacii Deutsch o tyle jest wyjątkiem, że opowiada o nauce kodowania, więc, dla walorów edukacyjnych, może po nią sięgnąć każdy, kto tę naukę zaczyna. W pierwszym tomie „Kod przyjaźni” opisane były podstawy algorytmów, które musi opanować każdy początkujący koder. Drugi, „Dziewczyny rządzą”, opowiada o programowaniu robota na szkolnym hackatonie, ale też o dalszych losach pięciu przyjaciółek (do czterech bohaterek pierwszej części dołącza kolejna), które wspólnie spędzają czas i rozwiązują nie tylko programistyczne problemy: – To jest przykład powieści popfeministycznej dla dziewczynek od 8 do 12 lat. Należy też do popularnego teraz nurtu książek o kodowaniu, które nie są typowymi podręcznikami. – mówi Katarzyna Płońska z Grupy Wydawniczej Foksal (powstała z połączenia trzech wydawnictw, w tym Wilgi, której nakładem ukazała się seria „Dziewczyny kodują”).

Rzeczywiście, w ciągu ostatnich dwóch lat obserwujemy prawdziwy wysyp książek dla dzieci o programowaniu i szeroko pojętej informatyce, np. niezłą serię Lindy Liukas, której bohaterką jest rudowłosa Ruby. Dziewczynka przeżywa bajkowe przygody z przyjaciółmi, w pierwszym tomie opanowując podstawy kodowania, w drugim – poznając z bliska budowę komputera, w trzecim – tajniki internetu. O ile jednak Ruby to bohaterka w stylu Pippi Pończoszanki – a więc mogliby ją polubić również starsze czytelniczki i czytelnicy, a książki o niej mogą nieźle tłumaczyć zawiłości technologii obcych również wielu dorosłym – to literatura typowo dziecięca, dla kilkulatków. „Dziewczyny kodują” to już pozycja bardziej „girl power”, z wizją kobiecej przyjaźni bliską choćby tej z serialu „Seks w Wielkim Mieście”, czyli „jedna za wszystkie, wszystkie za jedną”; gdy jedna z bohaterek wpada w tarapaty, reszta babskiej brygady rzuca wszystko i rusza z odsieczą (nawet z perspektywy trzydziestolatki fajnie się o tym czyta).

To dlatego, że książki Stacii Deutsch stawiają sobie za cel nie tylko upowszechnienie nauki kodowania. Są reklamą amerykańskiej organizacji Girls Who Code; jej założycielka Reshma Saujani zachęca we wstępie do udziału w jej kursach (również w polskiej wersji, choć u nas GWC nie działa). A jakie wartości jej przyświecają, widać zaraz po wejściu na jej strony: zdjęcia przedstawiają dziewczyny z różnych kultur, o różnych kolorach skóry, które wspólnie uczą się programowania. Przywiązanie do różnorodności widać więc także w obu tomach „Dziewczyn…”, narratorką w pierwszym jest Afroamerykanka Lucy, w drugiej – Latynoska Sophia, a do ekipy dołącza Iranka Leila. Ich niczym nie zakłócona przyjaźń  to oczywiście pewien ideał, który dorosłym może wydawać się nieco naiwny. Jednak to nadal książka dla dzieci, którym warto pokazywać, że w dzisiejszej rzeczywistości, gdy znów dochodzą do głosu uprzedzenia rasowe, wcale nie jesteśmy na nie skazani. Być może wynika to z doświadczeń samej Saujani, której rodzice pochodzą z Indii, a ona jako pierwsza kobieta o takich korzeniach kandydowała do Kongresu z ramienia Demokratów.

Nieco idealistyczne jest również przedstawienie nastolatek w taki sposób, jakby nie przechodziły właśnie jednego z najbardziej burzliwych okresów w życiu i były pogodzone z tym, kim są i jak wyglądają. Są przebojowe, walczą o swoje i nigdy od nikogo nie usłyszały, że jako kobiety czymś nie powinny się zajmować. Wszyscy wiemy, że w rzeczywistości bywa inaczej, a dorastanie to nie jest spacerek po parku. Tylko dlaczego nasze córki nie mają poznać i stawiać sobie za wzór nastolatek, które są pewne siebie, choć daleko im do „najfajniejszych lasek w szkole”, mają ciekawe zainteresowania i nie boją się ani konfrontacji z chłopcami, ani wychodzenia z inicjatywą w stosunku do nich? Ja jestem za, choć powieści Deutsch miejscami robią wrażenie pisanych trochę z perspektywy dorosłej kobiety, która fantazjuje, jak by to było mieć znowu trzynaście lat, ale wiedzieć o życiu tyle, co obecnie. To jednak obowiązujący trend: również inne modne dziś feministyczne książki dla dziewczynek czy nastolatek, jak np. „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”, skupiają się na życiorysach i dokonaniach raczej kobiet w wieku ich matek.

Co do samej nauki, drugi tom nie zaskoczy tych czytelniczek i czytelników, którzy brali udział w popularnych dziś kursach programowania robotów. Właśnie na tym ma polegać zadanie drużyn startujących w szkolnym hackatonie. Śledzimy pracę bohaterek nad algorytmem, ale brakuje trochę „żywego kodu”, który sprytnie udało się wpleść w opowieść Lucy w pierwszym tomie. Może jednak nie każdy ten brak odczuje: w końcu mamy do czynienia z powieścią, a nie podręcznikiem kodowania. Elementy robotyki pojawiły się pewnie jako przykład tego, do czego można zastosować kodowanie w praktyce. Ciekawie czyta się zresztą o rozwiązaniach problemu, jakie zaproponowali uczestniczki i uczestnicy hackatonu. Przedstawiają one w dużym skrócie różne sposoby animowania robota i, co za tym idzie, pokazują, że granice wyobraźni programistek i programistów zależą tylko od nich samych.

Mocną stroną książki jest na pewno fajny opis kobiecej przyjaźni i kodowania jako kobiecego hobby, którym mogą się zajmować dziewczyny w każdym wieku i o zainteresowaniach tak odległych od branży IT, jak moda czy pieczenie ciastek. A dla dzieciaków, które chodzą na kursy programowania robotów, może to być inspiracja do odważnych eksperymentów. I podpowiedź, czego w żadnym wypadku nie robić 😉 Ale bez spojlerów…

Mamy dla Was trzy zestawy, w skład których wchodzą oba tomy „Dziewczyn…”, jakie do tej pory ukazały się po polsku, oraz podkładka pod mysz z bohaterkami serii. Chcecie je zdobyć? Wrzućcie w komentarzach pod postem promującym ten artykuł na naszym fanpage’u na Fb zdjęcie ekipy, z którą wy lub wasze dziecko kodujecie, testujecie, startupujecie czy robicie inne fajne rzeczy w technologiach, koniecznie z informacją, czym się zajmujecie. Nagrody trafią do autorek/autorów trzech zdjęć, które do poniedziałku (14.05) włącznie zbiorą największą liczbę polubień.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.