Dziewczyna od ramienia robota

Od prawej: Janice Voss, Brian Duffy i Nancy Sherlock w czasie misji STS-57

Nancy Sherlock Currie nie była ani pierwszą kobietą, ani nawet pierwszą Amerykanką w kosmosie. Dlaczego więc misja STS-57, w którą udała się 21. czerwca 1993 r., przeszła do historii? Po pierwsze, dlatego, że na pokładzie statku znalazły się (choć również nie był to pierwszy raz) dwie kobiety, ale jedna z nich była wykwalifikowaną pilotką wojskową, a druga – cywilem. Po drugie, był to pierwszy załogowy lot w kosmos, w czasie którego prowadzone były komercyjne badania naukowe na dużą skalę.

Żołnierką na pokładzie Endeavour była Nancy Sherlock, która dziś obchodzi 60. urodziny. W historyczną misję wybrała się jako 35-latka z niecodziennym CV. Na Ohio State University zdobyła tytuł licencjata nauk biologicznych i… poszła do wojska. Służyła w US Army aż do przejścia na emeryturę w 2005 r. Była utalentowaną pilotką, a później instruktorką lotnictwa. Wylatała ponad 4000 godzin na różnych typach samolotów i śmigłowców. Była już w randzie pułkownika, gdy w 1987 r. została przydzielona do Centrum Lotów Kosmicznych imienia Lyndona B. Johnsona jako inżynierka symulacji lotu. W 1990 r. jej przełożeni zdecydowali, że nadaje się na astronautkę, a ona podjęła roczny program szkolenia.

Jej partnerką w czasie misji była Janice Voss – astronautka, która, inaczej, niż nakazywała niepisana tradycja, nie miała za sobą kariery w armii. Mogła za to pochwalić się doktoratami z aeronautyki i astronautyki na Massachusetts Institute of Technology oraz dyplomem z fizyki kosmicznej na Rice University. Od 1977 r. szkoliła załogi kosmiczne w  Centrum Lotów Kosmicznych imienia Lyndona B. Johnsona. Trafiła na ten sam program szkoleniowy, co Nancy Sherlock, i została wybrana do tej samej misji.

Emblemat misji STS-57

Wreszcie, misja STS-57 była pierwszą, w czasie której wykorzystano tzw. Spacehab, laboratorium stworzone przez prywatną firmę pod taką samą nazwą, które pozwalało prowadzić komercyjne badania naukowe w czasie misji kosmicznych. Wcześniej astronauci w czasie lotów również dokonywali różnych eksperymentów, ale głównie na zlecenie rządu.

Batalia o umieszczenie Spacehab w statku kosmicznym NASA toczyła się od powstania firmy w 1983 r. Prawie udało się cztery lata później, jednak Agencja wycofała się z tego pomysłu w obawie, że laboratorium niepotrzebnie dociąży statek.

Ostatecznie, marzenie szefa Spacehab, inżyniera Boba Citrona, spełniło się właśnie w 1993 r. Laboratorium umieszczone w jednej z komór powietrznych statku Endeavour zajmowało pomieszczenie o długości 2,8 m i wysokości 3,3 m oraz przekątnej nieco ponad 4,8 m. Znajdowało się w nim 200 szafek w dwóch rzędach. Można w nich było prowadzić najrozmaitsze badania. W czasie misji STS-57 początkowo miało chodzić m.in. o ustalenie, jak warunki mikrograwitacji wpływają na wzrost kryształów i właściwości substancji wykorzystywanych do produkcji niektórych leków. Udało się zrobić znacznie więcej, o czym później.

Kiedy NASA dobiła targu ze Spacehab w 1992 r., pozostało wybrać członków misji. Jako pierwsi zostali wskazani David Low, który miał zajmować się wszelkimi sprawami związanymi z ładunkiem, oraz Specjalistka Misji Janice Voss; później dołączyli do nich dowódca Ron Grabe i główny pilot Brian Duffy (ten ostatni dostał propozycję udziału w STS-57, będąc w trakcie kilkudniowej kwarantanny przed… pierwszą w swojej karierze pilota kosmicznego misją STS-54. „Chryste, miałem nadzieję, że mi się to latanie w kosmos spodoba. W końcu zapisałem się na dwie misje z rzędu” – mówił później w wywiadach). Jako ostatni wybrani zostali Specjaliści Misji Nancy Sherlock i Jeff Wisoff. Start był planowany na kwiecień 1993 r.

Janice Voss marzyła o locie w kosmos od szóstej klasy podstawówki, gdy przeczytała głośną powieść Madeleine L’Engle Pułapka czasu. W 1963 r. był to absolutny hit na rynku młodzieżowego science fiction. Jednymi z bohaterek książki były dziewczyny, które poleciały w kosmos: „Tak mnie to zafascynowało, że już nigdy potem nie chciałam zajmować się niczym innym, niż astronautyką.” – wspominała później Voss.

Janice Voss w przejściu między Endeavour a modułem badawczym Spacehab

Nancy Jane Sherlock poszła inną ścieżką, niż jej koleżanka-naukowczyni. Kiedy kończyła liceum, amerykańska armia zaczęła przyjmować kobiety i szkolić je na lotniczki. A gdy studiowała biologię w Ohio, NASA zaczęła rekrutować kobiety i przygotowywać je do pilotowania lotów w kosmos. “Mimo to, po prostu nie było wtedy kobiet na stanowiskach pilotów wojskowych. Nie słyszało się o nich.” – skomentowała to Sherlock w rozmowie z NASA. Po obronie dyplomu w 1980 r. zaciągnęła się do armii w nadziei, że wyszkoli się na pilotkę, ale, „na wszelki wypadek”, chciała tam kontynuować karierę jako biolożka.

Miała szczęście, bo w tym samym czasie kobiety zaczęły być przyjmowane na inne stanowiska w wojsku, dotąd zarezerwowane dla mężczyzn: media gorączkowały się pierwszymi dowódczyniami plutonów czy oficerkami do spraw standaryzacji lotów. Kobieta-pilotka na nikim nie robiła już wrażenia. Jednak pewien incydent zdecydował o tym, że Sherlock w pierwszej kolejności zajęła się inżynierią bezpieczeństwa, a w 1985 r. zrobiła z niej magisterkę: “Kiedy byłam na kursie lotnictwa, mój instruktor i dwóch gości, z którymi codziennie latałam, zginęli w wypadku. Tylko przypadek zdecydował, że nie było mnie wtedy z nimi. Wtedy zrozumiałam, jak ważna może być znajomość procedur bezpieczeństwa”. Później, już w NASA, zrobiła doktorat w tej samej dziedzinie, ale tym razem położyła nacisk na czynnik ludzki: “Katastrofy mogą się zdarzyć albo z powodu błędu człowieka, albo z powodu błędu człowieka połączonego z awarią statku” – tłumaczyła po latach.

W wywiadach Sherlock nie ukrywa, że trudno jej było połączyć macierzyństwo z karierą pilotki. Przekonała się o tym w 1987 r., gdy na świat przyszła jej córka Stephanie, a ona mimo to starała się dostać na kurs astronautyczny. Pochłonięta obowiązkami młodej mamy, nie miała szans dobrze się do tego przygotować, i zawaliła egzamin rekrutacyjny. Udało jej się natomiast zostać inżynierką symulacji lotów w centrum treningowym dla załóg wahadłowców.  W 1990 r., gdy trafiła już na szkolenie dla astronautów, poznała swojego drugiego męża, Davida Currie’go: „To pokazało mi całkiem inną perspektywę. Wcześniej, jako samodzielnej mamie, trudno mi było pogodzić obowiązki w domu ze stylem życia astronautki” – wyjaśnia.

Nancy Sherlock sterująca ramieniem robota

Wszyscy członkowie załogi przeszli przeszkolenie z prowadzenia doświadczeń naukowych w warunkach mikrograwitacji.

Sherlock została operatorką ramienia robota, którego ruchy były kluczowe na etapie wyjścia astronautów w otwartą przestrzeń. Oprócz tego, przeprowadziła 22 eksperymenty z dziedziny materiałoznawstwa i nauk o Ziemi.

Badania na pokładzie Endeavour miały różny charakter. Na zlecenie Uniwersytetu w Alabamie załoga sprawdzała , jak w warunkach kosmicznych przebiega proces spiekania pyłów metalicznych w lity materiał, jak zmieniają się właściwości zeolitów (grupy minerałów o składzie opartym na krzemie) czy polimerów wykorzystywanych w produkcji odzieży funkcyjnej. Astronauci testowali też urządzenia, dzięki którym można w kosmosie prowadzić pełnowymiarową uprawę roślin, oraz sprawdzali, jak w tych okolicznościach będzie się zachowywać bakteria Rhizobium trifolii (w warunkach ziemskich wchodzi w symbiozę z lucerną, koniczyną czy soją). Mieli nadzieję znaleźć odpowiedź na pytanie, jak zmodyfikować warunki uprawy na Ziemi, żeby uniknąć wyniszczających plony epidemii.

Inne eksperymenty dotyczyły rozwoju groźnej bakterii E. coli czy wpływu zmieniającej się siły grawitacji na… żabie nerki. Na statku bzyczały osy, wiły się algi, rosły kryształy, nasiona wypuszczały kiełki. Sami astronauci też byli bohaterami eksperymentów: to w czasie tej misji po raz pierwszy udowodniono, że przebywanie w warunkach zmienionej grawitacji wpływa na wzrost i posturę człowieka.

To właśnie konieczność wyposażenia laboratorium i ustabilizowania go spowodowała, że start misji został przełożony z kwietnia  na czerwiec. Jednak czynnikiem, który przyczynił się do tego bezpośrednio, był poślizg poprzedniej misji kosmicznej (STS-55 zakończyła się bezpiecznym lądowaniem na Ziemi dopiero w maju 1993 r.). Jakby tego byto mało, jedna z pomp zasilających Spacelab w tlen uległa awarii na chwilę przed planowanym wylotem. Inżynierowie z NASA uznali, że w tej sytuacji trzeba wyznaczyć dzień startu na 20. czerwca, kiedy akurat wypadały 40. urodziny Briana Duffy’ego. Jednak i to się nie powiodło: już w czasie końcowego odliczania uznano, że warunki atmosferyczne nie sprzyjają wylotowi. Duffy świętował czterdziestkę na Ziemi,  a następnego dnia wraz z piątką współtowarzyszy wyleciał w kosmos.

Kosmiczny spacer dwóch członków misji STS-57

Początkowo w planie misji nie było wyjścia w otwartą przestrzeń. Okazało się to konieczne ze względu na jeden z prowadzonych na statku eksperymentów. NASA nie była temu przeciwna, ale postawiła warunek, że misja zostanie w takiej sytuacji wydłużona z siedmiu do ośmiu dni. Miało to kluczowe znaczenie dla Nancy Sherlock, bo to ona kierowała ramieniem robota, które służyło do przenoszenia ciężarów. Chodziło o sprawdzenie, czy możliwe jest przetransportowanie np. sprzętu o dużej masie z jednego końca statku na drugi, właśnie przy użyciu tego mechanizmu. A że astronauci nie chcieli przenosić nic z wyposażenia wahadłowca, żeby nie mieć później problemu z umieszczeniem urządzeń z powrotem w odpowiednich miejscach, posłużyli się ciężarem… własnych ciał. Sherlock manewrowała więc ramieniem, na którego końcu przez 5 godzin i 50 minut dyndał albo Low, albo Winsloff.

Spacer nie przebiegał całkiem gładko, bo w pewnym momencie czwórka członków załogi, którzy pozostali na statku, poczuła gigantyczny wstrząs. Duffy porównał to potem do uderzenia buldożera. Kiedy jednak wyjrzeli na zewnątrz, nie odnotowali żadnych zmian. Również Low i Winsloff, gdy wrócili na pokład, byli zdziwieni ich opowieściami: sami, będąc poza statkiem, nie poczuli nic! Jedno z możliwych wyjaśnień jest takie, że siły, które skumulowały się jeszcze na Ziemi w rozporach podtrzymujących Spacehab, musiały się wówczas uwolnić.

Lądowanie statku Endeavour po zakończonej misji STS-57

Dla Nancy Sherlock było to o tyle ważne doświadczenie, że również w czasie kolejnych misji, w których więzła udział, była operatorką ramienia robota. Dzięki temu przeszła do historii. W czasie STS-70 na pokładzie promu Discovery (13–22 lipca 1995) oraz STS-88 (wahadłowiec Endeavour; 4–15 grudnia 1998) załoga z Sherlock w składzie rozpoczęła budowę Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Dzięki Nancy, wówczas już po mężu Currie, udało się połączyć w całość rosyjskie i amerykańskie elementy tej konstrukcji.

Z kolei w czasie swojego ostatniego lotu (STS-109 na pokładzie wahadłowca Columbia, 1–12 marca 2002 r.), Currie sterowała ramieniem robota podczas naprawy teleskopu Hubble’a.

 

Misja z 1993 r. zakończyła się 48 godzin później, niż wynikało to z planu lotu. Na przeszkodzie stanęła kiepska pogoda i wyciek amoniaku na pasie do lądowania. STS-57 do dziś uważa się za sukces, przede wszystkim ze względu na udane badania w Spacehab, ale też właśnie z uwagi na rolę obu kobiet – żołnierki i naukowczyni – zarówno w tych znaczących eksperymentach, jak i w ogólnym przebiegu misji.

Janice Voss wzięła udział w pięciu lotach w kosmos (po raz ostatni w lutym 2000 r.) i łącznie spędziła na orbicie niemal 50 dni. Była czterokrotnie odznaczona Medalem Za Lot Kosmiczny. Zmarła na raka w wieku 55 lat.

Nancy Currie, po ponad 40 godzinach w kosmosie, zakończyła karierę astronautki w 2002 r. Po śmierci Currie’go w 2011 r. wyszła za mąż po raz trzeci, za Timothy’ego R. Gregga. Przeszła na emeryturę wojskową, ale nadal pracuje w NASA jako główna inżynierka w Engineering and Safety Center.

 

zdjęcia: NASA

źródła: https://www.americaspace.com/2013/06/22/a-legacy-of-women-in-space-twenty-years-since-sts-57-part-1/?fbclid=IwAR2A0_q0GxJp-fPb88MInK-KzfvvIyYyyuieaemMI9CNfnhPp0kFYhLJoBI

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.