Zawsze w locie

Kto nie chciałby być Lexie Janson?

Dziewczyna, która dzieli swój czas między programowanie w Pythonie i ściganie się dronami, każdy weekend zeszłego roku spędziła w podróży i nakręciła kamerą na dronie niesamowite filmy z Chin czy Hawajów, mogłaby być bohaterką serialu. I trochę jest: o swoich przygodach opowiada na kanale MaiOnHigh na YouTube. Można tu zobaczyć wyścigi droniarzy z całego świata ze specjalnie zbudowanymi przeszkodami, film nakręcony na powierzchni wygasłego wulkanu czy w zapomnianej przez turystów części Muru Chińskiego, ale też dowiedzieć się co nieco o lataniu dronami i konstruowaniu ich. Bo urządzenia, których używa się na zawodach, nie są “sklepowe”. – Różnica jest taka, że drony dostępne na rynku mogą się rozpędzić góra do 50 km/h i nie są w stanie robić akrobacji. Mają za to GPS i czujniki podobne do tych, które służą do parkowania w autach, więc są bardziej „wypadkoodporne”. Dronami, których my używamy, wykonasz każdy ruch, a rekord prędkości, który na zeszłorocznych zawodach w Niemczech pobił mój znajomy, to ponad 300 km/h. – tłumaczy Lexie.

Tak naprawdę ma na imię Aleksandra i urodziła się w Polsce. Tu również skończyła studia z… architektury krajobrazu. W tym zawodzie pracowała dosłownie kilka miesięcy, w Dublinie: – Jeden z moich wykładowców uświadomił mi, że, jeśli chcę robić karierę jako architektka krajobrazu, muszę skończyć jeszcze jedne studia, co będzie mnie kosztowało tysiąc euro miesięcznie, a na stażu będę zarabiać jakieś 600 euro miesięcznie, i do czasu otrzymania dyplomu nie będę mogła podpisywać projektów własnym nazwiskiem. Wtedy pomyślałam, że to strata czasu. Tym bardziej, że jednocześnie klarował jej się nowy pomysł na życie: robiła kurs Pythona online. – Kiedy zaczęłam latać dronami, Geek Girls Carrots poprosiły mnie, żebym poprowadziła dla nich warsztaty. Mówiłam o dronach, ale też zaczęłam przychodzić na ich zajęcia i słuchać o programowaniu. Wciągnęło mnie to i pomyślałam, że to mogłaby być idealna praca dla mnie. – opowiada.   

Drony pojawiły się w jej życiu nieco wcześniej, w 2014 r. A konkretnie, jeden dron, którego własnoręcznie zbudował i którym bawił się jej znajomy. – Powiedział mi, żebym spróbowała. Ten dron trochę mnie przerażał, bo był naprawdę wielki; w tamtych czasach malutkich, słodkich dronów, którymi dziś można przelecieć przez dziurę w ścianie, jeszcze nie było. – wspomina Lexie. – Kolega nałożył mi gogle i… zaczęła się magia. Nagle się okazało, że widzę to, co “widzi” dron. Jakbym była ptakiem i unosiła się nad ziemią! Wtedy, w pięć sekund, zdecydowałam, że też chcę to robić.

Kolega zorganizował jej części do złożenia własnego drona. Kiedy jednak usiadła i próbowała je poskładać sama, nie miała żadnego pomysłu. Poszukała pomocy na grupach facebookowych dla latających dronami: – Wtedy należało do nich jakieś 500 osób. Byli tam niemal sami faceci, więc, kiedy poprosiłam o radę, zgłosiło się naprawdę wielu chętnych. – śmieje się Lexie. W tamtych czasach w grupach dla droniarzy były dwie kobiety: ona i Amerykanka Zoe Stumbaugh. Obserwowały się nawzajem z daleka. – Poznałyśmy się osobiście trzy lata temu. Powiedziała mi: “I was so in love with you at the beginning”, na co ja: “I was so in love with you, too”.  

Dziś Lexie ma siedem dużych dronów, jeden z kamerą i cztery małe. Wśród tych pierwszych – trzy to weterani wyścigów. Są dokładnie takie same, żeby można było wymienić jeden na drugi, kiedy w czasie zawodów coś się wydarzy. Czwarty duży dron ma śmigła o średnicy sześciu cali i może polecieć na odległość pięciu kilometrów. Kolejny, do freestyle’u, najlepiej daje sobie radę z akrobacjami. Ten z kamerą służy do kręcenia filmów, które Lexie umieszcza na swoich kanałach w sieci. Kamerę HD ma też jeden z jej najmniejszych dronów, dzięki czemu może filmować nawet w bardzo ciasnych miejscach. Pozostałe to, jak mówi ich właścicielka, “zabawki, które fajnie wyglądają”.

Sterowanie dronem w goglach FPV (First Person View) przypomina nieco VR. Nie widzi się własnego ciała ani kontrolera, tylko środowisko, w którym porusza się dron. I bardzo trudno jest pokonać naturalny odruch “patrzenia” w kierunku, w którym się go prowadzi: – Większość ludzi na początku dużo się rozgląda, ja też tak miałam. Zresztą, do tej pory, kiedy dron przelatuje pod sufitem czy mostem, prawie o niego zahaczając, ja w tym momencie się kulę, jakbym sama miała w coś uderzyć głową. – przyznaje Lexie. – Teraz najczęściej steruję dronem, siedząc albo stojąc. Potrafię to robić w czasie chodzenia, a nawet, co mało komu się udaje, obracając się w kółko.

Latając dronem, należy skupić się na prędkości, ale nie można odpuścić precyzji ruchu. Wbrew pozorom, wysokie miejsca w zawodach nie zawsze zajmują najszybsi. – W zeszłym roku, na największym evencie dronowym w Niemczech, wszyscy potwornie się stresowali i “cisnęli”, w dodatku był tam najlepszy wtedy pilot dronów na świecie, więc pomyślałam: “Nie będę się napinać, pewnie i tak nie wygram”. Leciałam na luzie, jakbym trenowała, ale bardzo płynnie, i nieoczekiwanie zajęłam ósme miejsce! Jako pierwsza dziewczyna w historii dostałam się do półfinałów. A ten najlepszy droniarz się popłakał, bo wypadł gorzej od kobiety! – mówi z dumą Lexie.

Ćwiczenie precyzji jest ważne również dlatego, że organizatorzy zawodów cały czas wymyślają nowe przeszkody. Najczęściej są to mosty czy pętle, ale np. w czasie zawodów w Turcji, w których brała udział, trzeba było przeprowadzić dron tam i z powrotem przez dziury w dachu. – Najczęściej używa się przeszkód z plastiku czy metalu, które ustawia się w pustej przestrzeni, ale zdarzają się też zawody np. w opuszczonych budynkach. A na jednej imprezie organizowanej przez Drone Racing League musieliśmy latać pomiędzy nowiutkimi samochodami w salonie BMW.

Ćwiczy się nie tylko w terenie, choć tak jest najlepiej: według Lexie, umiejętność latania to przede wszystkim pamięć mięśniowa. Przy kiepskiej pogodzie czy w innych warunkach, gdy nie można wyjść na zewnątrz, zostają symulatory, takie jak DRL czy DCL, do ściągnięcia na Steamie.  

“Trzeci zawód” Lexie na profilu na LinkedIn to “social media influencer”. Sama prowadzi swojego Facebooka i Instagrama, ale kluczowe są oczywiście filmy na YouTube. Zwykle opowiadają o zawodach, w których bierze udział, albo o jej podróżach. Występuje na nich czasami nieumalowana, z plecakiem, pokazuje brudne talerze po stekach, na które wybrały się z koleżanką po zawodach, albo opowiada o kłopotach z naładowaniem swojej tesli w hotelu w Niemczech (“Nie macie wtyczki, serio? Jest 2019 rok!”): – Nie mam jakiegoś superprzepisu na sukces w social mediach. Po prostu jestem sobą. Myślę, że właśnie to przyciąga ludzi. Żyjemy w czasach, kiedy lubimy podglądać zwykłe życie innych, stąd popularność choćby Instagrama. – mówi. Wbrew pozorom, tego bycia sobą musiała się nauczyć. – Na początku pokazywałam się jako pani w goglach, skupiałam się na lataniu, mnie w tym filmach było mało. Nie do końca wiedziałam, w którą stronę pójść. Brakowało mi wsparcia – byłam wtedy w toksycznym związku i na okrągło słyszałam, że coś źle robię i powinnam dać sobie spokój. Zakończyłam to i postanowiłam, że będę po prostu pokazywać, jaka jestem.

Co nie oznacza, że nie trafiają się hejterzy. Zwłaszcza – miłośnicy teorii, że kobiety powinny trzymać się z daleka od dronów. – Hejt też ma swoją dobrą stronę! Pomyśl: skoro temu komuś chciało się napisać, że jesteś do niczego, to jednak zwrócił na ciebie uwagę. A jeśli jeszcze robi to regularnie, to w zasadzie pokazuje, że mu naprawdę zależy. – śmieje się Lexie. – Dlatego, kiedy któryś z moich hejterów długo się nie odzywa, zaczynam się niepokoić, czy coś mu się nie stało…

Dzieli swój czas między programowanie dla firmy Netdevops z Luksemburga, w której pracuje zdalnie (mieszka w Hamburgu), latanie dronami i prowadzenie swoich social mediów. – Trochę żongluję tym czasem. Teoretycznie, jestem programistką na pół etatu, więc pracuję cztery godzinny dziennie. Ale zdarza się, że cały dzień latam dronem albo montuję filmy, a potem cały kolejny dzień koduję. – mówi.

Zresztą Python przydał jej się nie tylko w pracy deweloperki. Bo drony też się programuje, a właściwie kiedyś się programowało, bo dziś mają “całkiem zgrabny software”: –  Teraz, kiedy coś nie działa tak, jak powinno, naprawiasz to dwoma kliknięciami. Dawniej zdarzało się, że źle zaprogramowany dron miał problemy z żyroskopem albo dwa z czterech śmigieł kręciły się w innym kierunku, i trzeba było ustawić to samemu. – opowiada.

Tak się złożyło, że w jej życiu wszystko łączy się z dronami. Dzięki swojej pasji, ma kontakt z ludźmi z całego świata. – Lecę do Szanghaju, więc pytam droniarzy stamtąd, kto ma czas się spotkać i może podpowiedzieć fajne miejsca do latania. W zawodach też najbardziej lubię spotkania z przyjaciółmi. Znamy się i lubimy, więc to zawsze okazja, żeby pogadać przy piwie.

Dzięki dronom poznała również męża. Z Franzem pobrali się w ostatniego Sylwestra, a poznali się trzy lata temu na evencie dronowym w Niemczech. Ona latała, on przyszedł pokibicować znajomym. – Zaczął latać po tamtej imprezie, żeby zrobić na mnie wrażenie i mieć pretekst, żeby znowu się ze mną spotkać. – uśmiecha się Lexie i zaznacza, że zwykle jest odwrotnie: to dziewczyny zaczynają latać, bo robią to ich faceci.

Tymczasem latających dziewczyn jest coraz więcej. Nie mają łatwo w środowisku: – Kiedy ja zaczynałam, dostawałam mnóstwo hejtu, ale też, hmmm, “niewygodnych” zdjęć… Robiłam screen shoty, namierzałam żonę albo dziewczynę takiego faceta i jej to wysyłałam. – mówi Lexie: – Teraz, kiedy coraz więcej osób lata dronami i pozyskanie sponsora jest naprawdę trudne, też często słyszę. “Tobie się udaje, bo masz cycki”. Wiele kobiet woli się na to nie narażać, dlatego trzymają się razem. W największej kobiecej grupie dronowej na Facebooku jest już 5 tysięcy dziewczyn. Lexie chciałaby, żeby były bardziej widoczne: – Kiedy pokazuję się na zawodach albo występuję na konferencji, robię to też dla innych kobiet. Chcę im pokazać, że mogą nie przejmować się hejtem i po prostu robić to, co kochają.

W skrzynce mailowej ma sporo wiadomości do dziewczyn (ale, na szczęście, chłopaków też), które piszą, że jest dla nich inspiracją. Jej najmłodsza fanka ma… sześć lat. Gdy spotkały się po raz pierwszy na zawodach dronowych dwa lata temu, mała powiedziała jej: “To nie jest dla dziewczynek”. – Ja jej na to: “Oczywiście, że jest! Możesz robić wszystko, co ci się podoba. Chcesz latać dronami, lataj. Chcesz zbierać kwiaty, zbieraj. Rób to, co lubisz”. I wiesz co? Dostaję teraz maile od jej dziadka. Zaczęła latać i uczy się programowania.

 

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.