O atomie po kaszubsku

Chcę, żeby moi sąsiedzi wiedzieli jak najwięcej o energii jądrowej, bo wiem, ile złego zrobił brak informacji dotyczącej inwestycji w Żarnowcu – z Urszulą Doppke, mieszkanką gminy Krokowa i pracowniczką Lokalnego Punktu Informacyjnego PGE EJ 1, rozmawia Krystyna Romanowska.

Co Pani – dawna dyrektorka dwóch szkół i pracowniczka pomorskiego kuratorium oświaty – ma wspólnego z elektrownią jądrową?

Od dziewięciu lat pracuję w Lokalnym Punkcie Informacyjnym PGE EJ 1 w Krokowej. Moim zadaniem jest udzielanie informacji mieszkańcom i turystom na temat budowy nowej elektrowni jądrowej.

Dlaczego przyjęła Pani tę pracę? Bo wiąże się z edukowaniem ludzi?

Urodziłam się w Pucku. Dzisiaj mieszkam w gminie Krokowa, na terenie powiatu puckiego. Może to zabrzmi w sposób niedzisiejszy, ale jestem patriotką lokalną, bardzo bliskie są mi idee pracy pozytywistycznej z przełomu XIX i XX wieku, tego, że trzeba zacząć od siebie. Uważałam, że po studiach (historia na Uniwersytecie Gdańskim) trzeba wrócić na wieś i pracować dla dobra mojej społeczności, ponieważ na to zasługuje.

Znam świetnie kaszubskie środowisko lokalne i podchodzę do moich sąsiadów z ogromnym szacunkiem. Cenię ich stosunek do ziemi, rodziny, wartości. Wiem, jak ważne jest dla nich zaufanie. Dlatego jako przedstawicielka Lokalnego Punktu Informacyjnego staram się być zawsze obok.

Kiedy budowano elektrownię w Żarnowcu była Pani studentką. Protestowała Pani – jak większość studentów – przeciwko tej inwestycji?

Tak się składa, że mieszkałam wtedy w Żarnowcu (śmiech). Nazwa tej miejscowości była wtedy najczęściej wypisywana na murach wszystkich tuneli kolejki miejskiej. Moi rodzice, dziadowie i pradziadowie to kaszubskie rodziny z tamtych okolic. Pamiętam, że wtedy w moim domu dyskutowano na temat tej inwestycji. Ojciec był mechanizatorem rolnictwa, brat – elektrykiem. W naszym domu każdy postęp techniczny analizowano i odbierano pozytywnie. Problem polegał na tym, że…. nie wiedzieliśmy do końca, co tam powstaje! Padło tylko hasło, że elektrycy i energetycy się przydadzą. A potem po prostu pewnego dnia pozamykano drogi, ogrodzono teren i powstał gigantyczny plac budowy. Wprowadzono przepustki. Następnie zatrudniono specjalistów z Rosji i zbudowano dla nich zamknięte osiedle mieszkaniowe. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, co się dzieje.

Jak się żyje w miejscu, na którym 30 lat temu przerwano atomową inwestycję i które od 10 lat czeka na nową atomową inwestycję, i nie może się jej doczekać?

Pamiętam kompletny brak informacji o budowie Żarnowca sprzed lat i kładę ogromny nacisk na to, żeby wszystko, o czym dzisiaj opowiadamy, było jasne i przejrzyste dla mieszkańców. To z kolei przekłada się na wyniki badań  poparcia dla tej inwestycji, które od lat otrzymują się na stabilnym wysokim poziomie. Ale po 10 latach oczekiwania na decyzje ludzie są zniecierpliwieni. Chcą wiedzieć, kiedy zacznie się budowa. Poziom akceptacji dla tego projektu nieznacznie waha się w zależności od gminy, w której prowadzi się badanie – inaczej jest w Krokowej, inaczej w Gniewinie, a jeszcze inaczej w Choczewie. To zrozumiałe, że ludzie mają różne opinie. Ważne jednak, żeby wiedzieli jak najwięcej nie tylko o samej budowie, ale energetyce jądrowej w ogóle, i na tej podstawie formułowali swoje poglądy. Żeby potrafili odróżnić prawdę od mitów.

Pamiętajmy, że w połowie lat 80., równolegle z elektrownią jądrową, a nawet z pewnym wyprzedzeniem, budowano elektrownię szczytowo-pompową Żarnowiec. Do dziś zatrudnienie znajduje tam wielu mieszkańców. Natomiast gmina Krokowa straciła pół Jeziora Żarnowieckiego, bo w ramach budowy tej elektrowni cały akwen przypisano do gminy Gniewino. A kiedyś granica między tymi dwoma gminami biegła przez środek jeziora. To stwarza drobne, ale uciążliwe problemy: żeby mógł powstać pomost na Jeziorze Żarnowieckim ze strony gminy Krokowa, trzeba to uzgadniać z wójtem gminy Gniewino.

Życie składa się z drobiazgów. Pamięta się wciąż tych absolwentów, którzy musieli wyjechać w poszukiwaniu pracy po nieudanej inwestycji w Żarnowcu. Nikt nie chce powtórki z tej historii. Tym bardziej, że to społeczność stara, zwarta, kaszubska. Tutaj ludzi z zewnątrz jest nie za wielu, trochę napływowych mieszkańców w gminach Choczewo i Gniewino, ale większość to mieszkańcy z dziada pradziada. Jako była pedagożka odbieram telefony od dawnych uczniów, którzy pytają, jaki wybrać kierunek studiów: czy politechnika to dobry wybór, czy dostaną tutaj pracę po studiach.

I co Pani im mówi?

Że Politechnika to zawsze dobry wybór.

Ludzie ufają Pani, kiedy im Pani mówi, że nie powinni się bać elektrowni jądrowej postawionej obok ich domu?

Rozmawiam z nimi o atomie po kaszubsku (ponieważ jest to nowe określenie, mówi się po prostu „prąd z atomu” z akcentem na pierwszą sylabę). I choć kwestie bezpieczeństwa nadal są niezwykle ważne, po dziewięciu latach funkcjonowania trzech Lokalnych Punktów Lokalizacyjnych Informacyjnych, dzięki ogromnej pracy włożonej w działania edukacyjne, dzisiaj częściej słyszę pytania o to, kiedy powstanie u nas elektrownia, a nie czy mamy się jej bać. To zasługa m.in. zagranicznych wyjazdów studyjnych do gmin, gdzie w funkcjonują takie obiekty, na które zapraszaliśmy mieszkańców. Mogli na własne oczy zobaczyć elektrownię, porozmawiać z lokalną społecznością, zadać najważniejsze pytania.

Moją rolą jest właśnie dostarczanie informacji, wskazywanie źródeł. Nie muszę znać wszystkich szczegółów technicznych dotyczących budowy i działania elektrowni. Jeżeli mam do czynienia z ludźmi z wykształceniem średnim technicznym czy po studiach, śmiało mogę ich odesłać do bardziej specjalistycznych materiałów edukacyjnych. Jednym zależy na najdrobniejszych szczegółach, innym – na możliwie prostym przekazie. Dlatego każdego interesariusza staram się traktować indywidualnie. Ludzie szanują to, że uczestniczymy w ich lokalnych przedsięwzięciach, spotkaniach sołeckich, festynach.

Ale jesteśmy obecni również wtedy, gdy potrzebna jest pomoc. Powołaliśmy Program Wsparcia Rozwoju Gmin Lokalizacyjnych, w ramach którego przeznaczamy środki na realizację najważniejszych inwestycji. W czasie sześciu edycji programu przekazaliśmy blisko 11 mln zł. Poza wsparciem finansowym, ludzie potrzebują stałego kontaktu. Nieważne, kto i kiedy mnie zaprasza – jadę w sobotę czy niedzielę, siadam, rozmawiam, słucham. Po takich rozmowach jestem dla nich kopalnią wiedzy na temat elektrowni jądrowej (śmiech). A przynajmniej jej namacalnym symbolem. To jest kwestia obecności, zaufania.

A jak w społeczności lokalnej są postrzegani dawni budowniczowie Żarnowca? Jako wielcy przegrani, naiwniacy, którzy uwierzyli w nigdy niedokończoną inwestycję?

Powoli odchodzi pokolenie ludzi, którzy pracowali przy tamtej inwestycji. Wiele z tych osób do dzisiaj nie pogodziło się z faktem, że elektrownia Żarnowiec nigdy nie powstała. Włożyli w nią kawał serca. Część pracowników, którzy przyjechali w latach 80. z zewnątrz, zdążyła już zbudować sobie domy na terenie gminy Krokowa. W kolejnych latach pracowali przy budowach innych elektrowni jądrowych na całym świecie, np. w Indiach czy na Bliskim Wschodzie. Wszyscy oni mają ogromną wiedzę. I tę wiedzę należy wykorzystać.

Artykuł powstał w ramach współpracy z Departamentem Energii Jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Krystyna Romanowska

Krystyna Romanowska - dziennikarka, autorka książek. Współpracuje z Gazetą Wyborczą, Wysokimi Obcasami, Wysokimi Obcasami Extra, Polityką, magazynami kobiecymi, Coachingiem, Focusem, My Company. Zajmuje się tematami związanymi z równouprawnieniem, partnerstwem, seksualnością, psychologią społeczną, socjologią. Współautorka cyklu ośmiu ksiazek z prof. Zbigniewem Lwem Starowiczem i książki "Dziewięć rozmów o aborcji" (z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin). Napisała (z Wojciechem Kruczyńskim) analizę współczesnego kryzysu męskości - "Mężczyznę bez winy i wstydu".