Co się dzieje gdzie indziej

projekty „hijab emojis”, źródło: Fortune

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie kobiet spoza „Pierwszego Świata”, które chcą korzystać z nowych technologii albo same wpływać na ich rozwój? Lipiec obfitował w newsy, które mogą zadziwić Europejczyków. Bo która z nas miałby problem ze znalezieniem podobnego do siebie emoji? Którą władze kraju, a nawet własna rodzina powstrzymywałyby przed wyjazdem na prestiżowy konkurs robotyczny? Wreszcie, czy potrzebujemy apki na smartfony, za pomocą której zawiadomiłybyśmy bliskich, że grozi nam porwanie lub zabójstwo? Tak wygląda świat technologii widziany oczami kobiet z mniej oczywistych dla nas szerokości geograficznych.

Najgłośniej było o muzułmańskich emoji. Nowe ikonki Apple i Google mogą wprowadzić jeszcze tej jesieni. Będą przedstawiały muzułmanki w różnych typach nakryć głowy.

Na ten pomysł wpadła w zeszłym roku 16-letnia Saudyjka Rayouf Alhumedhi. Razem z koleżankami chciała stworzyć grupowy chat na WhatsApp. Każda z dziewczyn miała wybrać emoji, którego będzie używała jako swojej podobizny. Rayouf jest muzułmanką i nosi hidżab, więc miała problem, bo żadna ikonka nie wyglądała tak, jak ona. Wysłała maila do Apple, ale nie dostała odpowiedzi (i to jest ten moment, kiedy Apple powinno się poczuć głupio).

Przez przypadek natknęła się w internecie na artykuł o tym, jak zaproponować własne emoji konsorcjum Unicode (nowe ikonki zatwierdza jego podkomisja – Unicode Emoji Subcommittee). Dziewczyna wysłała do niego list i tym razem doczekała się reakcji. Wkrótce zaczęła rozwijać swój projekt pod kierunkiem ekspertów z Unicode i we współpracy z graficzką Aphee Messer. Ich propozycje znalazły się na opublikowanej niedawno liście Unicode 10, na podstawie której Apple i Google co roku aktualizują swoje zbiory emoji.

Skoro mowa o trudnościach, z jakimi borykają się młode muzułmanki, prezydent USA Donald Trump osobiście interweniował w sprawie afgańskich konstruktorek robotów, którym dwukrotnie odmówiono wizy do Stanów Zjednoczonych. Dziewczyny miały jechać na konkurs robotyczny First Global Challenge do Waszyngtonu. Brały w nim udział 162 drużyny z całego świata i tylko dwu – afgańskiej i gambijskiej – nie zezwolono na podróż do USA bez podania przyczyny. Ostatecznie dziewczyny pojechały na konkurs, bo decyzję ambasady w Kabulu w ich sprawie cofnął Donald Trump. Można to wytłumaczyć faktem, że wcześniej suchej nitki nie zostawiły na nim media. Sugerowały, że problemy Afganek są wynikiem wprowadzonych przez niego przepisów, które ograniczają możliwość wjazdu do USA mieszkańcom niektórych krajów muzułmańskich.

Jednak już wcześniej nastolatkom kłody pod nogi rzucały nawet własne rodziny. Sponsor, któremu zależało na stuprocentowo damskiej reprezentacji Afganistanu, chciał zapłacić za wyjazd piętnastu dziewczyn. Rodzice puścili do USA tylko sześć spośród nich. Z kolei celnicy zatrzymali części do konstrukcji robotów, które organizatorzy przysłali uczestniczkom trzy miesiące przed konkursem. Kiedy zdecydowali się oddać je dziewczynom, na zbudowanie robota zostały im dwa tygodnie! Drużyna stworzyła naprędce urządzenia o układania rzeczy i sortowania ich kolorami. Jej członkinie zapewniały w późniejszych wywiadach, że stać je na więcej.

W Waszyngtonie teamy miały do złożenia roboty, które badałyby poziom zanieczyszczenia wody. Drugie miejsce zajęła drużyna z Polski – licealiści z Kraśnika skonstruowali maszynę Polish Monster. Wygrał Team Europe złożony z osób różnych narodowości z naszego kontynentu. Brązowy medal wywalczyła ekipa z Armenii. Dziewczynom z Afganistanu przypadła jedna z „nagród pocieszenia”: wyróżnienie za „śmiałe osiągnięcie”.

Z kolei w Meksyku bardzo potrzebny prokobiecy projekt realizują władze niesławnego Ciudad Juárez, gdzie od lat 90. zginęły lub zaginęły setki kobiet! To zresztą nie tylko problem tego opanowanego przez narkotykowe kartele miasta. ONZ alarmował w zeszłym roku, że w całym Meksyku co godzinę zabijanych jest sześć kobiet i w przypadku tego rodzaju zbrodni można już mówić o „pandemii”.

Za pomocą aplikacji „No Estoy Sola” („Nie jestem sama”) mieszkanki Ciudad Juárez mogą szybko zawiadomić pięć wybranych kontaktów, że są w niebezpieczeństwie, a dzięki GPS-owi – poinformować, gdzie się znajdują. Nie muszą uruchamiać aplikacji – wystarczy, że w określony sposób potrząsną telefonem. Dlaczego nie łączą się bezpośrednio z policją? Mieszkańcy miasta od dawna nie mają zaufania do skorumpowanych funkcjonariuszy.

Aplikacja „No Estoy Sola”, źródło: play.google.com

Czy te pomysły są nie do przełożenia na europejską rzeczywistość? Nie do końca. Co do emoji, na naszym kontynencie zgłasza się przede wszystkim pretensje o brak narodowych dań (nadreprezentowane są azjatyckie, z włoskich na własną ikonkę zasłużyły spaghetti bolognese i pizza, tradycyjnie polskich nie ma żadnych), i może się to wydawać błahe w porównaniu z problemem braku główki w hidżabie – z drugiej strony, kuchnia to też kultura. Jeśli chodzi o problem afgańskich konstruktorek robotów, ta historia pokazuje absurdy, do jakich prowadzą populizm i ograniczanie demokracji, od czego Europa i ostatnimi czasy Polska też nie są wolne.

Natomiast dla pomysłu z Meksyku widzę bardziej globalne zastosowanie – z podobnej aplikacji mogłyby korzystać choćby osoby narażone na przemoc domową czy dzieci w sytuacjach, kiedy czułyby, że coś im grozi.

Pozostaje tylko jedno pytanie, które odnosi się do wszystkich opisywanych sytuacji. Dlaczego tak późno? Skoro morderstwa kobiet są w Meksyku plagą od niemal trzydziestu lat, czy aplikacja dla potencjalnych ofiar nie mogła powstać wcześniej? W hidżabach chodzą miliony kobiet na świecie, czy tak trudno było sobie wyobrazić, że i one korzystają z komunikatorów w urządzeniach mobilnych? Wreszcie, czy Donald Trump nie widział do tej pory, że jego bezkompromisowa polityka wobec muzułmanów niczym się nie różni od tych form dyskryminacji, na które np. Afganki są narażone we własnym kraju? Czy chodzi o to, że sprawy kobiet są mało ważne? A tym mniej ważne są sprawy kobiet z tych państw, o których myślimy jako mniej cywilizowanych?

Wygląda na to, że technologiczne newsy z innych krajów mogą nas czegoś nauczyć o nas samych. Choć może nie jest to coś, co my, ludzie Zachodu, chcielibyśmy o sobie wiedzieć.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.