Rodzic w IT – część 2

Branża IT zatrudnia ludzi młodych. Czasami tak młodych, że żadna „polityka rodzicielska” nie jest w firmie potrzebna. „To są ludzie świeżo po studiach, oni jeszcze nie myślą o dzieciach” – mówiła mi część pracodawców, z którymi rozmawiałam. Tylko że nikt nie pozostaje wiecznie młody, a na wprowadzenie udogodnień dla rodziców wielu szefów decyduje się wtedy, kiedy sami mają kłopot z pogodzeniem spraw zawodowych z opieką nad dziećmi. Katarzyna Marchocka z software house’u Avra i jej wspólnik zatrudnili nianię do dyspozycji swoich pracowników, kiedy tylko założyli własny biznes: –Oboje byliśmy wtedy „świeżymi” rodzicami i potrzebowaliśmy takiego wsparcia. Dziś opiekunka jest pracownicą naszej firmy, na co dzień „w gotowości”. W razie potrzeby – pracownicy mogą ją wezwać do swoich domów. W tej i innych firmach są też kąciki dla dzieci. To, że maluchy kręcą się po software house’ach, nikogo nie dziwi: –Może pracodawcy, którzy z nami współpracują, nie reklamują się wprost jako „prorodzinni”. Ale atmosfera w mniejszych organizacjach jest na tyle luźna, że nie ma problemu, kiedy ktoś przychodzi z dzieckiem. To pewnie również dlatego, że branża jest „młoda”, a więc nie ma uprzedzeń i nie trzyma się sztywno konwenansów. – tłumaczy Ola Pszczoła z firmy Bee Talents, która rekrutuje pracowników IT.

Brak „napinki”, jeśli chodzi o podejście do rodzicielstwa, jest jednym z powodów, dla których wiele osób żegna się z korporacjami i wybiera pracę w mniejszych firmach: -Pracowałem w znanym dalekowschodnim koncernie, który wręcz chwalił się swoim feminizmem i troską o matki. Zapomniał przy tym o ojcach, albo to wszystko było tylko na papierze! Kiedy musiałem coś  zrobić po godzinach, odbierałem syna z przedszkola i wracałem z nim do pracy. W końcu usłyszałem, że mam „to jakoś ogarnąć”, bo młody hałasuje i przeszkadza. – mówi deweloper, który dziś pracuje w małej firmie z „obowiązkową” konsolą i poduchami w korytarzu (synek jest wniebowzięty). –Pracowałam w korpo i sama powtarzałam za swoim szefem, że praca to praca, a dom to dom. Aż  przyszedł TEN dzień. – opowiada project managerka, mama chłopca i dziewczynki w wieku przedszkolnym. – Dział, dla którego robiliśmy aplikację, zmienił wymagania, było pilne spotkanie, wyjaśnianie, nerwy. W międzyczasie wydzwaniałam do opiekunki, żeby została z dzieciakami dłużej, ona nie mogła, próbowałam do mamy, nie odbierała, w końcu uprosiłam znajomych. Straciłam mnóstwo czasu. Gdyby niania mogła po prostu podrzucić mi dzieci na tę godzinę czy dwie do firmy, już dawno zrobiłabym to, co miałam do zrobienia. Po kilku miesiącach przeniosła się do małej firmy. Zarabia mniej, ale pod biurkiem ma plastikowy kosz z Lego dla swoich i cudzych dzieciaków.

Tam, gdzie kilkulatki biegają po biurach, również imprezy integracyjne mają nieco inny charakter niż korpo-popijawy w klubach z otwartym barem. Joanna Ignaczak, specjalistka ds. komunikacji wewnętrznej w PSI Polska, twierdzi, że eventów dla całych rodzin domagają się sami pracownicy: -Ci, którzy mają dzieci, bardzo szanują swój czas wolny i wolą go spędzać z bliskimi. Dlatego co roku organizujemy duże wydarzenie na Dzień Dziecka dla pracowników i ich rodzin. W tym roku zaprosiliśmy dzieci do biura na warsztaty naukowe, brały udział w eksperymentach z chemii i fizyki. Ponieważ i dzieciakom, i rodzicom się to spodobało, w listopadzie zorganizowaliśmy dla maluchów popołudniowe warsztaty z robotyki. Na tym nie koniec, od tego roku wydarzenia dla dzieci będą cykliczne – chcemy też uczyć je programowania. Niektóre firmy opłacają dzieciom pracowników półkolonie w czasie ferii czy wakacji. Przykładem dobrych praktyk jest także Wrocławski Park Technologiczny, gdzie pracownicy różnych firm mogą odprowadzać dzieci do tego samego przedszkola. Testerka Katarzyna Kowalska jest mamą dziecka w wieku raczej żłobkowym, ale „zawczasu” dostała w firmie ulotkę z informacją o takiej możliwości: -Wiem, że w innych firmach w WPT też mówi się pracownikom, że ich dzieci mogą korzystać z tego przedszkola, więc musi być jakieś porozumienie w tej sprawie. Dobrze się składa, bo wszyscy mamy tam blisko i można „wyskoczyć” do dziecka nawet na chwilę z pracy.

Czy wszystkie te rozwiązania pojawiły się w firmach, których działy HR były wsłuchane w potrzeby pracowników, a przede wszystkim pracownic? Sprzyjała im na pewno średnia wieku w branży i kultura „luzu”, którą firmy z sektora technologicznego na całym świecie przejmują od Google czy Facebooka (słynących z „pokojów relaksu” dla zatrudnionych i plastikowych zjeżdżalni zamiast schodów w dół). Jednak o pewne sprawy młodzi rodzice musieli powalczyć. Paulina Skrzypińska, która współpracuje jako pijarowiec ze start-upami, stawia na asertywność: -Zawsze pytam, czy mogę zabrać dziecko na spotkanie, ale właściwie nie oczekuję odpowiedzi innej, niż „tak”. Gdyby ktoś się nie zgodził, nie chciałabym z nim pracować i powiedziałabym mu o tym. Ola Pszczoła z Bee Talents, mama małej Julki, zwraca uwagę, że trzeba wymagać od innych, ale też od siebie. Jeśli chcemy przyjść z dzieckiem do pracy, musimy mieć pewność, że nie będzie przeszkadzało innym: –Trzeba po prostu z tym małym człowiekiem rozmawiać. Powiedzieć mu, co wolno, a czego nie wolno w określonych miejscach i sytuacjach. Dać mu jakieś zajęcie, rysowanie, klocki; coś, co lubi i co pochłonie jego uwagę na tyle, że będzie można pracować, patrząc na niego kątem oka. Poza tym, to do mnie należy decyzja, czy np. ranga jakiegoś spotkania albo zadania w pracy jest taka, że mogę wziąć ze sobą dziecko. Wolę nie brać Julki, jeśli muszę być na czymś w stu procentach skupiona. 

Jeśli rzeczywiście idziemy w stronę rynku pracy pracownika, podobnych rozwiązań można spodziewać się (i słusznie!) także w innych branżach. Muszą być jednak spełnione warunki, które w IT niejako „spełniają się” same. Po pierwsze, szefowie muszą być młodsi niekoniecznie metrykalnie, ale na pewno mentalnie; przyjąć do wiadomości, że nie samą pracą się żyje, a gdy ma się szansę realizować na innych polach, jako pracownik też jest się bardziej produktywnym (Katarzyna Kowalska twierdzi, że macierzyństwo pomogło jej lepiej zorganizować się w pracy: -Przygotowuję się do automatyzacji. Na naukę mam trochę czasu po 22.00, ale wykorzystuję go najlepiej, jak się da.) Po drugie, w wielu branżach można by stosować rozwiązania typu praca zdalna czy elastyczny czas pracy, ale się tego nie robi – może wychodząc z założenia, że pracownik poza biurem będzie mniej zmotywowany (bo w końcu nie wszędzie zarabia się tak dobrze, jak w IT)? Po trzecie, nie zaszkodziłoby dać kandydatowi wybór, jeśli chodzi o formy zatrudnienia, nawet gdyby miał przez to mniej zarabiać. Firmy w różnych branżach uciekają od etatów „dla zasady”, „żeby nie płacić państwu”. W efekcie – absurd goni absurd. Młodsze ode mnie koleżanki-dziennikarki latami odkładają decyzję o macierzyństwie, bo są zatrudnione (o ile to w ogóle dobre słowo) na umowach o dzieło, a znajomego inżyniera stoczniowego tuż przed emeryturą zmusza się do założenia jednoosobowej firmy. Przykre, że nie tyle fantastycznych, co zwyczajnie sprawiedliwych i ludzkich warunków pracy na wzór tych z IT specjaliści z wielu innych dziedzin mogą się spodziewać dopiero wtedy, gdy staną się tak pożądani, jak programiści. I przykre jest to, że oni też musieli na nie czekać do momentu, aż rynek odkrył, że ich potrzebuje.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.