Przedwczoraj mieszkańcy Zagórowa w Wielkopolsce brali udział w pierwszych zajęciach poświęconych konstrukcji drukarki 3D. Przyszły dzieci z Lokalnego Klubu Kodowania, ale też dwóch całkiem dorosłych informatyków czy uczniowie klas informatycznych w liceum. A koordynatorką warsztatów, które odbywają się w ramach projektu “Wydrukuj sobie skrzydła”, jest zaledwie szesnastoletnia Sara Matuszewska.
Bo Sara zbudowała i zaprogramowała już trzy drukarki 3D. Razem z ojcem, Tomaszem Matuszewskim majsterkują w swoim garażu kilka kilometrów od Zagórowa. Na blogu Garage Makezone pokazują w artykułach i na filmikach, z czego i jak samodzielnie zrobić nie tylko drukarkę 3D, ale też ploter, wytrawiarkę czy naświetlarkę UV.
Katarzyna Połom, bibliotekarka i koordynatorka Lokalnego Klubu Kodowania, przeczytała o Sarze na lokalnym portalu. –Próbuję zainteresować dzieciaki programowaniem i robotami, a zaledwie 10 km od Zagórowa mam taką dziewczynę! – tak opowiada o dniu, kiedy postanowiła poznać nastolatkę i namówić ją na wspólne działania. Sara zaczęła pojawiać się ze swoimi maszynami na spotkaniach klubu – a wkrótce narodził się pomysł na “Wydrukuj sobie skrzydła”. Pod koniec maja projekt dostał dofinansowanie w ramach programu Fajne Granty, za którym stoi m.in. T-Mobile.
Pytana o pierwsze zajęcia, Sara woli mówić o uczestnikach, niż o tym, jak wypadła. –Widać było, że trochę się denerwuje, ale mówiła zrozumiałym językiem, dzieciaki się wciągnęły. – relacjonuje Katarzyna Połom. – Choć robiły wielkie oczy, kiedy pokazywała im elementy drukarki, jakby jeszcze nie wierzyły, że same będą musiały zbudować z tego coś, co działa.
Jak to się stało, że Sara to potrafi?
Tomasz Matuszewski pierwszą drukarkę 3D ściągnął do domu po tym, jak stwierdził, że sam zbuduje symulator myśliwca F16. Widział go w czasie jednego z wyjazdów służbowych (jest inżynierem telekomunikacji), a majsterkować kochał od zawsze: –Pomyślałem, że prościej będzie wydrukować przyciski, niż szukać dokładnie takich, jakie są potrzebne. – tłumaczy. Nikt z domowników nawet się nie zdziwił, bo na stole w ich salonie Tomasz co rusz konstruował modele aut, samolotów czy silników.
Sara w pracy z drukarką 3D najpierw brała udział, jak mówi, “z drugiego planu”. Była wtedy w piątej klasie podstawówki: –Bardziej przyglądałam się temu, co tato robi. Przygotowywałam stół drukarki do pracy, ale też nauczyłam się kalibracji (sposób na dostosowanie ustawień drukarki do naszych oczekiwań: drukuje się ileś razy, za każdym razem poprawiając parametry, aż uzyskamy te najbardziej pożądane – przyp. autorki). – wspomina Sara. Jednocześnie rozmawiali z ojcem o budowie własnej drukarki, bo ta, którą mieli, doskonała nie była. Wkrótce zabrali się do pracy.
Efekty były dalekie od oczekiwanych, bo użyli nie najlepszej ramy, która przy kolejnych wydrukach coraz bardziej się wyginała. Przy trzecim zadaniu odmówiła posłuszeństwa. Pamiątką po pierwszym zrobionym przez Matuszewskich urządzeniu jest jego najbardziej udany wydruk – plastikowy Mistrz Yoda: –Później na bazie tej maszyny zrobiliśmy następną, bo już wiedzieliśmy więcej o konstrukcji i materiałach. – opowiada Tomasz. Wykonanie drugiej drukarki zajęło im pięć dni.
Swoje urządzenie Sara zbudowała od podstaw w ramach tzw. projektu gimnazjalnego (uczniowie drugich klas mogą zrealizować projekt edukacyjny pod okiem nauczyciela, co na świadectwie potraktowane jest jako osobny przedmiot). -Kiedy powiedziałam o tym wychowawczyni, zapytała: “A co to jest???” i chyba nie potraktowała mnie poważnie. Ojciec w domu ostrzegał: “OK, ale przygotuj się, bo będzie trudno”, na co Sara odparła: “Wiem”. – Ale nie wiedziałam, na co się porywam! – przyznaje dzisiaj ze śmiechem.
Nie chciała, żeby ojciec jej pomagał. Wszystko robiła sama. Tomasz co najwyżej pokrzykiwał na nią: “Okulary, rękawice, nie podkładaj rąk!”, kiedy docinała pręty. –Całkiem mnie to pochłonęło! Kiedy przyjechał do mnie chrzestny, którego nie widziałam od dawna, gadaliśmy, a ja podłączałam kable. – opowiada Sara.
Jej ojciec wkroczył do akcji tylko raz. Na kilka godzin przed terminem oddania projektu zepsuł się scalak wewnątrz drukarki. Sara była wtedy już w szkole, lekcja pokazowa miała się odbyć za kilka godzin. W niecałe dwie usterkę udało się usunąć Tomaszowi.
Gotowy projekt Sara musiała pokazać przed uczniami klasy, która cieszyła się nie najlepszą reputacją w jej gimnazjum. Bała się złośliwych komentarzy czy docinków. I spotkało ją najlepsze z możliwych rozczarowań: –Po wszystkim wstali i klaskali przez trzy minuty! – mówi Sara. Tomasz był za drzwiami i się denerwował, do chwili, aż usłyszał brawa. A potem serię pytań, którymi jego córkę zasypali koleżanki i koledzy.
Potem zadzwonili do niej dziennikarze z lokalnej prasy i radia, którzy chcieli umówić się z nią na wywiad. I w tym momencie rozpętało się wokół Sary “polskie piekło”.
Ludzie z jej szkoły, zamiast pogratulować, pytali, dlaczego media nie zainteresowały się ich projektami. Kiedy artykuł o Sarze jej ojciec wrzucił na Facebooka, jego znajomy zapytał w komentarzu: “Magisterkę też za córkę napiszesz?”. –Dziś wiem, że to była po prostu zazdrość. A do tego przez całe gimnazjum ludzie oceniali mnie po wyglądzie, po tym, jakim językiem mówię. Kiedy powiedziałam, że w ramach projektu gimnazjalnego zrobię własną drukarkę 3D, uważali, że się przechwalam. A ja po prostu mam takie hobby! – mówi Sara. Z dziewczynami z klasy nigdy nie złapała kontaktu. Czuła się samotna.
O tym, że może być inaczej, przekonała się na Dniach Otwartych w Zespole Szkół Mechanicznych w Poznaniu. Kiedy powiedziała napotkanym rówieśnikom o swoich zainteresowaniach, zgromadził się wokół niej tłum.
Teraz nie śpi po nocach, bo za tydzień pozna wyniki rekrutacji.
Na pomysł bloga wpadł anglista, Mariusz Wróblewski, który opiekował się projektem Sary. Słuchał, jak dziewczyna opowiada o kolejnych etapach pracy, i w końcu powiedział jej: “Ty o tym fajnie mówisz. Może byś bloga założyła?”.
Tomasz od razu zapalił się do tego pomysłu. Jego córka się wahała, bo zawsze była nieśmiała. –Chodziliśmy wokół niej z Mariuszem jak dwa koty. – śmieje się jej tata. W końcu dała się przekonać i dziś to ona jest gwiazdą Garage Makezone! Kiedy Sara tłumaczy, nawet totalny laik widzi, że samodzielne zbudowanie maszyny jest w jego zasięgu: –Czasami mam do niej pretensje, że trochę pewne rzeczy upraszcza. – przyznaje Tomasz. – Ale dlatego ludziom, którzy nie mają fachowej wiedzy, jest łatwiej zrozumieć, co robimy. Ja jestem jednak typowym inżynierem i pewnie mówię bardziej skomplikowanym językiem.
Z ich filmów można wyciągnąć wniosek, że budowanie urządzeń w domowych warunkach to jest zajęcie dla wszystkich, o ile będą chcieli poświęcić mu trochę czasu i uwagi. Zobaczymy materiały, których Sara z ojcem używają przy pracy, czy programy, za pomocą których tworzą modele 3D. Odpowiadają też na prośby czytelników, którzy sugerują im, co powinni zrobić – tak było choćby z ich ostatnim projektem, wytrawiarką PCB. –Nie potrafimy odmówić ludziom, którzy proszą nas o pomoc. Kiedy dowiaduję się od niesłyszącego chłopaka, który utknął przy pracy nad własnym ploterem, że dzięki nam go dokończył, to po prostu serce rośnie! – cieszy się Tomasz.
Nie tylko na blogu planują zarażać swoją pasją innych. Za kilka lat za ich domem ma powstać fab lab, czyli otwarty warsztat, do którego wszyscy chętni będą mogli przyjść i pomajsterkować.
Czy to jest drogie hobby? Na swojej stronie Sara i Tomasz piszą o polowaniu na części w hurtowniach, na aukcjach internetowych czy… w sklepie zoologicznym. Zdarzyło im się zamienić Arduino (platformę programistyczną dla systemów wbudowanych, popularną wśród twórców robotów) na termostat elektroniczny, dzięki czemu zaoszczędzili 50 zł. Innym “rekordem” była drukarka Anet A8, w domu Matuszewskich pieszczotliwie zwana “Anetką”, którą Tomaszowi udało się zdobyć za 150 euro w hurtowni w Niemczech. – Wszystko zależy od tego, co chcemy skonstruować. Niektóre elementy po prostu nie są tanie i nie ma ich czym zastąpić. – przyznaje Sara. Starają się w swojej pracy unikać korzystania z typowych części CNC (układy sterowania numerycznego wyposażone w mikrokomputer), ale jeśli już będą na nie skazani, pomogą czytelnikom bloga, których nie będzie stać na taki wydatek: –Prototypy już wydrukowaliśmy. Będziemy wycinać im te części na zamówienie i sprzedawać po cenie wykorzystanych materiałów. – mówi Tomasz.
W realu z pomocy blogerów z Garage Makezone skorzystają teraz uczestnicy projektu “Wydrukuj sobie skrzydła”. To między innymi członkowie Lokalnego Klubu Kodowania, który zaczął działać w Zagórowie po serii spotkań firmowanych przez Link do Przyszłości. To wspólny projekt Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego i firmy Microsoft, w ramach którego w miejscowościach do 100 tys. mieszkańców przy szkołach czy bibliotekach mogą powstawać Lokalne Kluby Kodowania. W całym kraju jest ich około setki. Ten koordynowany przez Bibliotekę Publiczną Miasta i Gminy w Zagórowie prowadzi Katarzyna Połom. Początkowo miał to robić informatyk z lokalnego gimnazjum. Nie zgodził się jednak prowadzić zajęć w wakacje, i tak na czele LKK stanęła bibliotekarka: –Letnia przerwa w nauce to dobry czas na intensywną pracę z dzieciakami i młodzieżą, bo ich umysłów nie zaprzątają teraz obowiązki szkolne. Jak mogłam nie wykorzystać takiej szansy? – pyta Katarzyna, która początkowo włączyła się w działania Linku do Przyszłości, bo z wykształcenia jest także doradcą zawodowym. Kiedy jednak posłuchała programistów, którzy opowiadali o swojej pracy, zapaliła się do nauki kodowania. Zafascynowały ją choćby roboty Finch. Każdy LKK może wypożyczyć sześć sztuk na dwa miesiące – już w te wakacje trafią one do młodzieży z Zagórowa. Wcześniej uczestnicy spotkań mogli również poznać robota LOFI, którego Katarzyna chciała wypożyczyć od producenta, a ostatecznie go dostała. –To był naprawdę fantastyczny gest i nie lada wsparcie dla nas. Pan Maciek Wojnicki jest wielki! – mówi o założycielu LOFI Robots Katarzyna. Narzeka tylko na sprzęt do nauki programowania np. na Scratchu: –Komputery są, ale wysłużone i bywa, że odmawiają posłuszeństwa. Do szkoły na prezentację przynoszę własny laptop. Na wszelki wypadek! W bibliotece jest łatwiej, mamy kilka komputerów i trzy tablety. LKK walczy o dofinansowania, biorąc udział w różnych projektach i konkursach. Liczy też na przychylność samorządowców.
A sama Katarzyna Połom rozpoczyna własną przygodę z kodowaniem. Zapoznaje się z robotami, uczy Scratcha, wzięła udział w wyzwaniu dla początkujących “Programuj, dziewczyno!” autorki bloga “Wake Up and Code”. –Nas, humanistów, ciągnie do takich rzeczy! – śmieje się Katarzyna, której wielką miłością jest także historia: jest członkinią grupy rekonstrukcyjnej odtwarzającej realia wczesnego średniowiecza i bierze udział w amatorskich badaniach archeologicznych.
Dwie małe gminy w Wielkopolsce chcą wydrukować sobie skrzydła, ale i bez nich wzbić się ponad przeciętność potrafią już teraz.