Rózia daje radę

 

Najpierw miał być tylko Ignaś. Amerykańska pisarka Andrea Beaty stworzyła postać chłopca z zawadiacką grzywką, żeby pokazać dziecko od małego obdarzone pasją – w tym wypadku, do konstruowania budynków (stąd tytuł pierwszej części serii, ”Ignaś Kitek, architekt”). Kiedy jednak rysownik David Roberts zilustrował książkę, umieścił Ignasia w klasie z szesnaściorgiem innych dzieci. –Andrea zobaczyła dziewczynkę, która zawsze siedzi cicho, i drugą, która przykłada palec do podbródka, kiedy intensywnie o czymś myśli, i uznała, że one zasługują na własne historie. – tak Sylwia Krawczyk z wydawnictwa Kinderkulka mówi o genezie serii dla dzieci, która podbiła już Stany Zjednoczone, a teraz wchodzi na polski rynek. „Ada Bambini, naukowczyni” (ta z palcem) czeka jeszcze na polskie tłumaczenie, a „Rózia Rewelka Inżynierka” (małomówna) od kilku tygodni jest już w księgarniach.

-Już „Ignaś…” nas urzekł, a kiedy jeszcze okazało się, że powstały dwie kolejne książki o Rózi i Adzie, uznaliśmy, że to dobra okazja, by w lekki, zabawny sposób pokazać, że kobiety mogą robić karierę w STEM, i uświadomić to już małym dziewczynkom. – mówi Sylwia. Jednak książki Andrei Beaty nie pokazują idealnego świata, jak wiele tytułów dla dzieci. Bohaterów poznajemy w momentach, które wielu z nas przeżyło w dzieciństwie, a które mogły zaważyć na reszcie naszego życia: kiedy okazuje się, że możemy nie spełnić wszystkich swoich marzeń i ambicji. Ignaś dowiaduje się, że w szkole nie będzie mowy o architekturze, bo nauczycielka ma traumę z dzieciństwa. Moim zdaniem, to groteska na system nauczania. Tak też interpretuje to Sylwia Krawczyk: – Szkoły nie mają pomysłu, jak postępować z dziećmi wybitnie uzdolnionymi czy po prostu zainteresowanymi czymś, czego nie przewiduje program nauczania.

Kiedy Ignaś zmuszony jest uczyć się rzeczy, które go kompletnie nie pociągają, widzimy nawet na ilustracjach, że jest przybity i siedzi na lekcjach z przymusu. Z kolei z Rózi, która tworzy wynalazki („podajnik do hot-dogów i helowe spodnie”) śmieje się cała rodzina. Jest to więc również opowieść o lękach i uprzedzeniach dorosłych, którzy pilnują, żeby ich dziecko nie „odstawało” od rówieśników, i nie poświęcało zbyt dużo uwagi swoim dziwacznym, z ich punktu widzenia, zainteresowaniom. – Dzisiaj dzieci wozi się jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie, tylko że o wyborze tych zajęć decydują często rodzice! A oni kierują się albo tym, co „opłaci się” w przyszłości, jak nauka chińskiego, albo spełniają własne marzenia, np. mama nie miała okazji chodzić na balet, a chciała, więc teraz wyśle na niego córkę. Dzieciaki są przemęczone i nie mają kiedy się ponudzić, a nasze książki pokazują, że nuda jest bardzo twórcza. – wyjaśnia Sylwia Krawczyk. – To właśnie nudząc się, dziecko wymyśla sobie zajęcia, które z czasem mogą stać się jego pasją.

Na szczęście, nie jest tak, że dorośli to w książkach Andrei Beaty czarne charaktery. W końcu Rózia znajdzie w rodzinie osobę, która wesprze ją w jej pasji do konstruowania maszyn (a że owej dorosłej na imię Róża, można się domyślić, że miała podobne przeżycia w dzieciństwie), a Ignaś przekona nauczycielkę, że warto studiować zasady architektury. Ada, która do trzeciego roku życia nie mówi nic, a potem wylewa się z niej potok pytań („Dlaczego mówi się <<dziadek do orzechów>>, a nie <<wnuczka>>?”), ma rodziców, których najpierw milczenie dziecka niepokoi, a którzy potem razem z nią szukają odpowiedzi: –Ważne jest to, żeby maluchów uważnie słuchać, obserwować je. Bo to, że nasze dziecko wydaje nam się jakieś „inne”, nie oznacza, że coś mu zagraża. Rodzice Ady reagują fajnie: dostosowują się do tego, jaka jest ich córka. – podsumowuje Sylwia.

Dlatego, choć dzieciństwo bohaterów Beaty nie zawsze jest sielanką, w końcu to ci dorośli, którzy najpierw „mącili”, są sprawcami happy endu. Bo dzieciom, jeśli tylko są wytrwałe w swoich pasjach, udaje się ich zmienić – i dlatego nie jest to tylko literatura dla najmłodszych. My, dorośli, możemy podejrzeć w tych książkach własne postawy, przez które nieświadomie możemy szkodzić dzieciom.

Nie dziwi zatem, choć nie wszystkim rodzicom się spodoba – kolejne przesłanie rymowanek Beaty: warto być niegrzecznym! – Te książki rzeczywiście zachęcają dzieci do samodzielnego myślenia, czasami wbrew woli rodziców. Ale nie odkrywamy tu Ameryki: przykłady z historii też pokazują, że z niepokornych dzieciaków wyrastają genialni dorośli. Tak było m.in. z Edisonem czy Einsteinem. – mówi Sylwia Krawczyk. Traktując rzecz mniej dosłownie, można wyciągnąć z tego następującą lekcję dla rodziców: nie wymagajmy od dziecka o wybitnych zdolnościach matematycznych szóstki z polskiego, ale zadbajmy, żeby nie miało kłopotów z tymi przedmiotami, których nie uważa za interesujące (trójka też jest OK).

Wśród „dzieci” Andrei Beaty na szczególną uwagę zasługują Rózia i Ada, bo ich historie pokazują, może w nieco uproszczony sposób, skąd się bierze mała liczba kobiet w STEM. Skoro w Rózię wszyscy wątpią, ona zaczyna wątpić sama w siebie, i na jakiś czas rezygnuje ze swojej wynalazczej pasji. Z kolei Ada długo nic nie mówi, choć w jej głowie kłębią się tysiące pytań. Moim zdaniem, to może pokazywać, że nie docenia się osób, które mogą być zdolne i pomysłowe, ale nie lubią się z tym afiszować – często są to właśnie kobiety. Czy rzeczywiście na sukces zasługują tylko przebojowi ekstrawertycy? Albo tylko mężczyźni, których kompetencji w naukach ścisłych nikt nie podważa, więc nie mają powodu w siebie zwątpić?

Nie, ale, żeby dostać dostrzeżonym, trzeba robić swoje, nie oglądając się na innych – przekonuje Andrea Beaty. – Te książki pokazują, że najszczęśliwsi są ludzie, którzy realizują swoje marzenia. Kiedy zapadła decyzja o wydaniu „Rózi…”, a potem „Ady…”, zaczęliśmy szukać danych o kobietach w STEM. To, co odkryliśmy, było dla nas szokiem: tylko 10 proc. wszystkich naukowców i 25 proc. wszystkich inżynierów to kobiety. I nie chodzi o to, że dziewczyny się tymi dziedzinami nie interesują, bo do 12. roku życia obie płcie radzą sobie z przedmiotami szkolnymi mniej więcej tak samo! Potem dziewczynki zaczyna się przekonywać, że nie są uzdolnione matematycznie, pewnie między innymi dlatego, że zaczyna się dla nich liczyć własna atrakcyjność, a dziewczyny – „mądrale” za atrakcyjne nie uchodzą. Zresztą, to się zaczyna wcześniej. W sklepach z zabawkami dla dziewczynek są pralki i kuchnie, a dla chłopców – klocki i roboty. Czy w tej sytuacji dziwi nas, że tylko 40 proc. dziewczynek uważa się za równie dobre z przedmiotów ścisłych, jak ich koledzy? – cytuje badania Sylwia Krawczyk. Małe zainteresowanie młodych kobiet STEM może też brać się stąd, że brakuje im wzorców do naśladowania: – 80 proc. dziewczynek pytanych, czy zna jakąś naukowczynię, odpowiadało, że nie, a inne podawały za przykład Curie-Skłodowską sprzed stu lat. Ze znanych inżynierek umiały wymienić tylko absolwentkę Politechniki, która brała udział w „Master Chefie”. Stąd decyzja, żeby nie tylko wydać obie książki, ale też w tytułach zawrzeć mniej popularne w Polsce, damskie formy „inżynierka” czy „naukowczyni”. – wyjaśnia Sylwia Krawczyk. Rózi i Adzie daleko do ideałów: pierwsza nie wierzy w siebie, a druga może uchodzić za dziwaczkę najpierw ze swoim milczeniem, a później – potokiem pytań. Jednak ich siła tkwi w tym, że nie chcą się zmieniać – to otoczenie musi je zrozumieć i dostosować się do nich. Może dlatego, jak mówi ze śmiechem Sylwia Krawczyk, jej pięcioletni syn z przyjemnością czytał „Ignasia…”, ale dopiero historią Rózi zafascynował się na tyle, że, budując wieżę z klocków, powtarzał sobie tak, jak mała bohaterka: „Dasz radę”.

Na emancypacyjny wymiar opowieści o Rózi i Adzie nacisk kładą też sami autorzy. W pierwszej książeczce umieścili skrótową historię kobiet w lotnictwie, a bohaterkę nazwali Rózią na cześć dziewczyny, która pręży muskuł na słynnym plakacie z okresu drugiej wojny światowej „We can do it!”. Natomiast do Ady rodzice zwracają się dwojgiem imion: „Ado-Marie!”, co jest hołdem dla uważanej za pierwszą programistkę Ady Lovelace i naszej Marii Curie-Skłodowskiej. Dlatego też „Rózię…” patronatem objęła Fundacja Edukacyjna „Perspektywy”, która stoi za programami Dziewczyny na Politechniki!, IT for She oraz Lean in STEM. Książeczka poleciała też w kosmos! Astronauci z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej czytali ją na głos i prowadzili w oparciu o nią szkolenia. Filmy z nich – znajdziecie tu.

My też zachęcamy Was do zapoznania się przygodami dzielnej inżynierki. Pierwsze trzy osoby, które napiszą do nas na karolina@girlsgonetech.pl, dostaną egzemplarze „Rózi Rewelki Inżynierki” wydawnictwa Kinderkulka i… niespodziankę z naszym logo 😉 W treści maila wpiszcie swój adres domowy, a w temacie – tytuł książki. Miłej i kształcącej lektury dla Was i Waszych szkrabów.

[EDIT] UWAGA! Rózia jest tak rozchwytywana, że konkurs został już rozstrzygnięty 🙂 Osoby, które dostaną od nas książki, otrzymają odpowiedź mailem.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.