Kasia Dorsey jako prelegentka na Rockit Digital Conference
Kiedy Kasia Dorsey ruszała ze swoim pierwszym projektem technologicznym, nie była nowicjuszką w świecie biznesu. Wiele lat pracowała jako Marketing Manager Coca-Coli na Europę Środkową i kraje bałtyckie, a potem przez pięć lat… prowadziła własną restaurację. – Wiem, mam bardzo urozmaicone doświadczenie! – śmieje się szatynka o wesołych oczach, gdy spotykamy się na kawie. Chwilę wcześniej skończyła spotkanie z CTO swojej firmy, na stoliku jeszcze leżą jej laptop i i opasły kalendarz. – Okazało się jednak, że startup to coś zupełnie innego, i wcale nie jest tak, że po wielu latach pracy nawet w czołowej korporacji nic cię tu nie zaskoczy.
Kasia jest założycielką i CEO startupu yosh.ai, która oferuje rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji internetowym sklepom z ubraniami. To m.in. silniki do wyszukiwania wizualnego (klikam na zdjęcie czerwonego swetra i otrzymuję wysyp zdjęć czerwonych swetrów z całej oferty sklepu), inteligentny chatbot (który rozmawia z nami na Messengerze o poszukiwanym przez nas towarze i tak długo proponuje nam różne opcje, aż trafi w dziesiątkę), wreszcie tagowanie produktów w ofercie, czyli przyporządkowanie ich do odpowiednich kategorii, czy przewidywanie, co użytkowniczka czy użytkownik może chcieć kupić w przyszłości, na podstawie danych z jej lub jego indywidualnego profilu na stronie sklepu.
Startup Kasi właśnie wygrał warszawski półfinał Women Startup Competition i we wrześniu powalczy o europejski tytuł w Londynie.
Ona sama podkreśla, że weszła na nieznany sobie wcześniej rynek, bo zawsze lubiła zmiany. W rozmowie z Dagny Kurdwanowską dla Sukcespisanyszminką.pl tak tłumaczyła, dlaczego po dziesięciu latach w Coca-Coli zdecydowała się na pierwszy własny biznes: „Bardzo wiele się nauczyłam o strategii, planowaniu i o mierzeniu efektów tego, co się robi. Szkolono nas w wielu obszarach i dziś to dla mnie bezcenna wiedza. (…) zdałam sobie jednak sprawę, że kultura korporacyjna ma też wiele ograniczeń i traci się na efektywności działania, a tym bardziej innowacyjności, często po prostu marnuje się czas, nie wspominając o frustracji. Wiedziałam, że ja nie wpisuję się w te ramy i muszę zrobić coś na własny rachunek”. W tej samej rozmowie wyjaśniła, że własna restauracja nie okazała się właściwym miejscem, by wykorzystać zdobytą wcześniej wiedzę, w przeciwieństwie do e-commerce’u, bo tu „możliwości są nieograniczone”. Razem ze wspólniczką Magdaleną Kropaczek-Ciaś zaczęły od internetowej platformy, za pomocą której można wyszukać to, czego się potrzebuje, w ofercie różnych sieci modowych. Ich pierwszy projekt yosh.pl trudno jednak nazwać po prostu sklepem: – Myślałyśmy o nowym podejściu do zakupów przez internet. Wiele osób skarży się, że przeglądanie oferty sklepów zajmuje dużo czasu i trudno w ten sposób znaleźć dokładnie to, czego się potrzebuje. Dlatego na yosh.pl można po kategoriach wyszukać określoną rzecz i skorzystać z oferty różnych producentów. Jednym z wyznaczników było dla nas to, jak robi się zakupy w galerii handlowej. Przecież jeśli szukasz np. sukienki na służbowe spotkania, nie wchodzisz do trzydziestu butików, tylko do kilku wybranych, w których masz szansę ją znaleźć. Kasia i Magda poszukiwały więc rozwiązań technicznych, które pozwolą na taką radykalną, jak na tamten czas, „selekcję” towaru. I tu zaczęły się przysłowiowe schody (które w ostateczności zaprowadziły Dorsey tam, gdzie jest teraz): – Okazało się, że do tego potrzebne są bardzo wyrafinowane technologie i sztab ludzi, który zajmie się ich wdrażaniem. Nie zniechęciło nas to, ale musiałyśmy się sporo nauczyć.
Chodziło o to, żeby klientka po wpisaniu np. „szara sukienka koktajlowa”, dostała tylko oferty kupna takich sukienek i rzeczy do nich pasujących. To wymagało zaangażowania sztucznej inteligencji do przefiltrowania całej bazy sklepu. A ten się rozrastał: udało się namówić do współpracy Zalando, Guess czy Answear.com. Czy te marki nie traktowały platformy dwóch Polek jako konkurencji? – Nie, to był dla nich po prostu kolejny kanał sprzedaży, z wykorzystaniem innego sposobu komunikacji z użytkownikami. – tłumaczy Kasia. – Jedyną firmą, która nam odmówiła, jest Net-a-Porter, ale oni w ogóle nie wchodzą w takie formy współpracy. Żeby dowiedzieć się dokładnie, jakich technologii i ludzi potrzebuje, Kasia zaczęła chodzić na spotkania mentoringowe do warszawskiego Google Campusa. Chciała nauczyć się budowania startupów na globalną skalę, i przyznaje, że wiele rzeczy było dla niej nowych: – Kiedy już długo jesteś na rynku, masz przekonanie, że może czegoś się nauczysz, ale przecież większość i tak wiesz. Tymczasem, jak się okazało na sesjach z kolejnymi mentorami, startupy to był całkiem inny świat. Np. w Coca-Coli nie musiała sprawdzać kompetencji zewnętrznych partnerów, z którymi współpracowała. Wiadomo było, że firma tego kalibru wybiera tylko najlepszych i ma już bazę sprawdzonych kontaktów. Dla odmiany, kiedy się kieruje startupem, w początkowej fazie wszystko robi się samemu i również pracowników czy kontrahentów trzeba wybierać tak, żeby byli idealnie skrojeni pod potrzeby biznesu. Tym bardziej, że zespół na ogół jest mały i każdy musi w nim robić dokładnie to, co do niego należy, a gdy projekt opiera się na nowoczesnej technologii – potrzebni są fachowcy z prawdziwego zdarzenia.
Biznes Kasi i Magdy rozwijał się klasycznie, wspierany pieniędzmi z Unii Europejskiej i od funduszy Venture Capital. Przyszedł jednak znany wielu startupowcom „gorszy moment”: – Wydłużały się negocjacje z potencjalnym inwestorem. Dla młodej firmy to oznacza śmierć! Na szczęście, dokładnie wtedy, kiedy zaczął się kryzys, Kasia dostała się do programu akceleracyjnego Blackbox powered by Google for Enterepreneurs: – Dobrze mi to zrobiło. Zanim musiałam zaplanować kolejne kroki, miałam trochę czasu, żeby pouczyć się nowych rzeczy. Trafiła na dwa tygodnie do Doliny Krzemowej wraz z 15 innymi założycielami startupów z różnych krajów, wytypowanych ze względu na “globalny potencjał”. Brała też udział w programie Google Launchpad – „napakowanym” tematami technologicznymi (w odróżnieniu od Blackboxa, którego uczestniczki i uczestnicy mają też zajęcia poświęcone np. zarządzaniu zespołem).
Kasia na jednym ze spotkań z mentorami w ramach Blackbox powered by Google for Entrepreneurs Silicon Valley
Po takim “treningu” Kasia wiedziała już, jakie technologie wykorzystać i, co za tym idzie, kogo szukać do współpracy. Tak udało się rozwinąć projekt yosh.ai, bo to już z nim pojechała do Doliny Krzemowej: – To jest przyszłość handlu. Ludzie o średnich i wysokich dochodach chcą się dobrze ubrać i potrzebują ubrań na określone okazje, ale brak im czasu na wędrówki po sklepach. Dlatego oferujemy butikom internetowym takie metody wyszukiwania, które doprowadzą do jak największej optymalizacji zakupów.
Stoją za tym trzy dziewczyny: Magdalena Wiercioch, Agnieszka Pluwak i Ewa Nowacka. Tę pierwszą, z doktoratem w zakresie machine learning, Kasia, jak sama mówi, „miała szczęście” poznać przez Polską Akademię Nauk. W yosh.ai Magda odpowiada za tworzenie silników, które personalizują ofertę i tworzą rekomendacje dla użytkowniczek i użytkowników. Na LinkedIn Kasia znalazła Agnieszkę – specjalistkę od lingwistyki i Natural Language Processing (NLP), która została „matką” chatbota: spod jej ręki wyszły scenariusze rozmów, ona nadała mu design i „osobowość”, tak, żeby rozmowa z nim nie robiła wrażenia suchej wymiany informacji z automatem (to się udało – testowałam!). Ewa również bierze udział w budowie chatbota, tak od strony lingwistycznej, jak i od strony UX, i służy firmie na innych polach swoim wieloletnim doświadczeniem w branży zakupów on-line.
W tym kontekście nie mogę nie zapytać Kasi, czy zatrudnianie kobiet w rolach technicznych jest dla niej ważne. – Tak, choć nie jest to kryterium przy zatrudnianiu. Powiedziałabym raczej, że wspieram kobiety. Jednak szukałam przede wszystkim osób wyspecjalizowanych w konkretnych technologiach, ich płeć nie miała dla mnie znaczenia. – podkreśla. W jej pięcioosobowym zespole, razem z nią, dziewczyn jest trzy. Natomiast Kasia mocno „trzyma” z innymi kobietami ze środowiska startupowego i biznesowego w ogóle. Właśnie razem z Renatą Bogdańską założyła fundację What If, która wspiera inicjatywy kobiet i organizuje spotkania dla nich m.in. w Google Campusie. Na tym ostatnim o swoich doświadczeniach opowiadały Ewa Maciaś, Senior Engineering Manager w Google, Joanna Fedorowicz ze startupu Ovufriend.pl (również półfinalistka Women Startup Competition) i Marta Bradshaw z firmy Eataway. Sama Kasia też jest w Google mentorką i oferuje innym wsparcie, z którego kiedyś sama korzystała: – Kobiety w Polsce nie mają łatwo w biznesie. W czasach, gdy pracowałam w korporacjach, dużo jeździłam po świecie i widziałam, że może być inaczej! Przez kilka lat mieszkałam w Korei Południowej i Kanadzie. Po powrocie do kraju miałam problem ze znalezieniem pracy… Dlatego chcę pokazywać innym kobietom, że nie powinny bać się brać spraw we własne ręce i że zawsze można znaleźć sposób, żeby zrealizować swoje marzenia. – mówi z przekonaniem.
Panel Fundacji What If w Google Campusie „Go global”. Od lewej: Kasia Dorsey, Marta Bradshaw, Joanna Fedorowicz, Ewa Maciaś, Catherine Cheremeteff Jones ze startupu Werbie, wiceambasador Izraela RuthCohen-Dar i Renata Bogdańska z Fundacji What If
Dla niej tym sposobem okazało się nigdy się nie poddawać. Oklepane? Ale nadal działa. W rozumieniu Kasi, znaczy to tyle, co szukać odpowiednich ludzi i narzędzi. Dlatego, „polując” na fachowców od AI, dotarła do PAN, który zwykle nie jest rezerwuarem kadr dla branży tech. A co z potężnymi komputerami do obsługi aplikacji opartych na sztucznej inteligencji? – Potrzebne rozwiązania dostaliśmy od Google w chmurze. – mówi Kasia. Dodaje, że wiele lat w różnych rolach na rynku pracy nauczyło ją marzyć i dążyć do spełnienia tych marzeń, ale nie oczekiwać. Dlatego nie czuje presji na myśl o finale Women Startup Competition, który w zeszłym roku wygrała Polka (Urszula Herman z PelviFly): – Zobaczymy, jak będzie. Szykuję się na kontakt z mentorami, okazję do zdobycia nowej wiedzy i networkingu. Dodaje, że tego życia dniem dzisiejszym nauczyło ją życie, ale też kurs mindfullness, również w ramach programu Blackbox, na którym, oprócz solidnej porcji zajęć z zakresu technologii, był też m.in. kurs mindfullness. Jednak najlepszą odskocznią jest dla niej czas spędzany z dziećmi: piętnastoletnią córką Alexandrą i trzynastoletnim synem Matthew. Alexandrę miałam zresztą okazję poznać, bo towarzyszyła mamie na półfinale Women Startup Competition: – Staram się zachować równowagę między życiem rodzinnym a pracą, i wychodzi mi to chyba dlatego, że naprawdę kocham to, co robię. Autentycznie, doszłam do etapu, kiedy w ogóle nie odczuwam tego, że pracuję! Popołudnie i wieczór są dla mojej rodziny, ale jeśli muszę o 21.00 usiąść do komputera, nie jest to dla mnie jakieś poświęcenie. Wiem, po co to robię. A w ramach wspierania kobiet zachęca też córkę do realizowania swoich pasji i ambicji. Z dobrym skutkiem: w dniu, gdy się spotykamy, Alexandra bierze udział w obradach młodzieżowego ONZ.