Programowanie, pomoc, przyjaźń

Joanna Bochyńska, fot. Zosia LS z projektu kochaj.się 

Grupa Programuj, dziewczyno! na Facebooku istnieje zaledwie od roku. Liczy… 12 tys. członkiń! – Z czego 70, 80 proc. jest aktywna, a więc „klikająca”. – mówi z dumą Joanna Bochyńska, programistka i autorka bloga Wake Up and Code, wokół którego ta społeczność powstała. Podkreśla, że „to przede wszystkim zasługa dziewczyn” – W pewnym momencie to się zaczęło samo nakręcać. Nie mam poczucia, że to ja się do tego w największej mierze się przyczyniłam.

Przed nimi dwa eventy rocznicowe: 30. maja w Poznaniu, gdzie Joanna mieszka i pracuje, oraz 9. czerwca w Warszawie. Ten pierwszy to po prostu Urodziny Grupy. W planach – wystąpienia dziewczyn z branży o tworzeniu stron, game devie i pracy w Scrumie czy o rekrutacji na stanowiska juniorskie w IT, a potem – oczywiście after party. W Warszawie będzie można posłuchać historii kobiet pracujących w IT, dowiedzieć się więcej o możliwych ścieżkach kariery czy charakterze pracy na konkretnych stanowiskach. Będą też warsztaty techniczne z podstaw JavaScriptu i programowania obiektowego czy Arduino.

Osobowość kogoś, kto tworzy taką społeczność wokół siebie, ma znaczenie. Joanna ma ujmująco miły głos i chętnie opowiada o swoich początkach w programowaniu (choć na własnym blogu i w wywiadach mówiła już o tym dziesiątki razy). Nie ukrywa, że łatwo nie było, a zarazem bije od niej pewność, że są rzeczy, które zwyczajnie robi dobrze. Od wielu kobiet o niesamowitych osiągnięciach zdarza mi się usłyszeć typowe dla naszej płci: „Daj spokój, jestem do niczego”, ale ona nie jest tym typem. Zaniżania wagi własnych osiągnięć oduczył ją przełożony w pierwszej firmie, w której pracowała jako programistka: – Powiedział mi, że czasem “good enough is enough”. Bo owszem, zawsze można napisać kod lepiej albo inaczej, i zawsze ktoś będzie miał na to inny pomysł. 

Walka z własnym perfekcjonizmem to jeden z wątków, które często pojawiają się w rozmowach członkiń Programuj, dziewczyno! Jednak najczęściej przewija się temat „Jak zacząć?”. – To jakieś 70 proc. zapytań tak na grupie, jak i w prywatnej korespondencji do mnie. – przyznaje Joanna. Wiele dziewczyn również pyta, czy, jeśli jakiś czas się uczą i nie widzą efektów, to czy to w ogóle ma sens? – Wtedy podsuwam im bardzo fajny artykuł “Why learning to code is so damn hard?”. Tam jest taka krzywa, która pokazuje, że najpierw jest euforia początkującego – ja też tak miałam: “Wow, jaki ten HTML prosty!”, mimo że HTML nic wspólnego z programowaniem nie ma – a potem przychodzi moment zwątpienia: “Ja się tego JavaScriptu nigdy nie nauczę”. – mówi Joanna. Twierdzi, że podobne momenty zdarzają się w życiu każdego programisty, również takiego z wieloletnim doświadczeniem. Widać to zresztą w samej grupie Programuj, dziewczyno!, która już dawno nie składa się z samych nowicjuszek: – Teraz mamy też Scrum masterki, UX designerki, dziewczyny kodujące w Javie, Pythonie, zajmujące się Data Science, czyli w ogóle takie, które pracują albo chcą pracować w IT. Wymieniają się wiedzą, dzięki czemu każda z nich może spojrzeć na branżę z trochę innej perspektywy. Poza tym, widzę, że coraz częściej padają pytania czy komentarze o bardziej prywatnym charakterze, co świadczy o tym, że dziewczyny się przyjaźnią i spotykają w realu. Wiem zresztą o kilku takich lokalnych “klubach”; my w Poznaniu też widujemy się regularnie. – podkreśla Joanna. 

Trudno uwierzyć, że grupa miała przestać istnieć po tygodniu. Bo zaczęło się rok temu od wyzwania programistycznego pod nazwą Programuj, dziewczyno!, przewidzianego właśnie na siedem dni. Wtedy Joanna napisała do Girls Gone Tech z prośbą o pomoc w jego wypromowaniu. Tak dowiedziałam się, kim jest i co robi. Jej świeży wówczas blog powstał tak, jak wiele innych polskich blogów programistycznych: – Brałam udział w konkursie Maćka Aniserowicza (devstyle.pl) „Daj się poznać”. Jednym z warunków uczestnictwa jest prowadzenie bloga. Jednak o dalszym życiu zarówno Wake Up and Code, jak i grupy Programuj, dziewczyno!, zdecydowały też moje wrażenia z pierwszej pracy związanej z programowaniem. Okazało się, że kobiet w branży naprawdę NIE MA. Uderzyło mnie to! – wspomina Joanna. Uczyła się wtedy programowania od około roku (zaczęła w czerwcu dwa lata temu, a w maju zeszłego roku dostała pierwszą pracę jako programistka). Zastanawiała się, jak może pomóc dziewczynom, które chcą nauczyć się kodowania i pracować w IT, a być może nie wiedzą, jak się do tego zabrać: – Pomyślałam: tyle jest fajnych materiałów na wyciągnięcie ręki; gdybym teraz wiedziała to, co wiedziałam rok temu, samej sobie zaoszczędziłabym sporo błądzenia. Naturalną platformą, na której mogłam te pomoce udostępnić, był blog. Nie ukrywa jednak, że pisała go również z samego zamiłowania do pisania. Bo jest humanistką, o czym za chwilę – i marzy o wydaniu własnej książki, bynajmniej nie o programowaniu (jej chłopak śmieje się, że powinna ją napisać pod pseudonimem, żeby powieść nie zepsuła jej opinii w sieci, jeśli okaże się gniotem). 

Kiedy zaczęła wrzucać na bloga materiały do nauki, jednego dnia weszło na niego 50 osób: – Wtedy pomyślałam: “Wow, ilu mam czytelników! – opowiada Joanna ze śmiechem. Gdy stworzyła wyzwanie programistyczne i grupę dla jego uczestniczek na Fb, postawiła sobie cel: uzbierać sto osób w tydzień. – Zaczęłam pisać do różnych fanpejdży związanych z programowaniem, z informacją o wyzwaniu. Nie wiem, dlaczego, podejrzewałam, że nikt mi nie odpisze! Tymczasem wszyscy tę informację udostępnili i kilkaset osób dołączyło do grupy, zanim jeszcze wyzwanie ruszyło. A potem… atmosfera w niej okazała się tak fajna, że szkoda mi było ją zamykać. Nazwa Programuj, dziewczyno! przyszła jej do głowy w ostatniej chwili. Uznała, że to dobry wybór, bo deficyt kobiet w  IT był dla niej szokiem. W jej poprzednim środowisku zawodowym było ich mnóstwo.

Joanna jest po studiach z indologii i biznesu międzynarodowego, więc pracowała w sprzedaży w banku, potem w domu maklerskim i dużej instytucji finansowej. – To było głównie wsparcie sprzedaży, np. przygotowywanie raportów, prezentacji, kontakt z klientami anglojęzycznymi. Typowa praca w korporacji. – opowiada. Miała wtedy dużo do czynienia z Excelem i bardzo to lubiła: –Robiłam wszystkie kursy z Excela! (śmiech). Doszłam do momentu, gdy potrafiłam sobie zautomatyzować raporty do tego stopnia, że, zamiast trzech godzin, poświęcałam im pięć minut. Tylko że nikt tego ode mnie nie oczekiwał! Kiedy przedstawiła szefowej plan, jak usprawnić ten rodzaj pracy, usłyszała: “Super, może za rok, dwa to wprowadzimy”. Stwierdziła, że tyle nie wytrzyma. Zaczęła szukać sobie nowego zajęcia. 

Joanna na warsztatach Girls.js, fot. pikapikafotografia.pl

W IT najpierw pracowała jako konsultantka. Mniej więcej rok przed tym, jak zajęła się programowaniem, trafiła do zespołu tworzącego strony na SharePoincie –  platformie Microsoftu do współpracy w grupie. To było jej pierwsze zetknięcie z HTML-em i CSS: – To były strony na Internet Explorer 8, więc miały typowo korporacyjny charakter, a ja zmieniałam na nich np. kolory i myślałam: “Wow, ale super!!!”. – śmieje się Joanna. Kiedy zdecydowała, że nauczy się programowania, podeszła do tego bardzo poważnie i… zapisała się na studia informatyczne. W tym samym czasie na blogu Amandy Waliszewskiej wyczytała, że podstawy można opanować na sześciotygodniowym kursie: – Pomyślałam: “Ale fajnie, sześć tygodni i już! A ja będę cztery i pół roku poświęcać każdy weekend”. Wydawało mi się oczywiście, że muszę iść na studia, bo niewiele pamiętam z matematyki, a programowanie to pewnie głównie matematyka. Długo biła się z myślami, ostatecznie trafiła na kurs do Coders’ Lab.

Przedsmak tego, co ją czeka, dały jej wcześniejsze zajęcia z SQL na Codecademy. Zapisała się na nie spontanicznie, gdy zdecydowała o zmianie zawodu. Po kursie poczuła się bardzo pewnie, nawet ubiegała się o stanowisko analityka SQL: – Na rozmowie rekrutacyjnej dali mi kartkę i kazali napisać na niej kod. Poległam, bo, kiedy klepałam w edytorze, raz mi wychodziło, a raz nie, ale nie było mowy, żeby samej coś tworzyć “od zera”. 

Joanna nie broni się przed opowiadaniem o trudniejszych momentach i podkreśla, że niczyja droga do pracy w IT nie jest usłana różami. Według niej, nauka staje się łatwiejsza, gdy znajdzie się coś, co się kocha. Ona „przepadła”, gdy poznała JavaScript: – Chciałam się jak najszybciej go nauczyć i nie wątpiłam w to, że mi się uda. Choć oczywiście, co trzy godziny, kiedy zdarzyło mi się na czymś utknąć, stwierdzałam: “Nie, jestem na to za głupia”, a po kolejnych trzech godzinach: “Ale super, zrobiłam to!”. Mimo to nie miała poczucia, że nie da sobie rady: – Jeśli w ogóle w tamtym okresie dopadały mnie jakieś wątpliwości, to tego rodzaju, że mam już dobrze płatną pracę, a teraz rzucę wszystko i zacznę na stanowisku juniorskim. Z drugiej strony, pomyślałam, nie mam dzieci na utrzymaniu, mogę sobie na to pozwolić.

 

Sądziła, że programista siada i pisze kod, tak, jak na filmach: kilka godzin nieprzerwanego “klepania”. Tymczasem już w czasie rekrutacji okazało się, że jednym z podstawowych narzędzi jego pracy bywa „wujek Google”: – Rozwiązując zadanie w czasie rozmowy z przyszłym przełożonym trafiłam na coś, czego zwyczajnie nie potrafiłam zrobić. Patrzę na szefa i mówię: ”Nie wiem”, a on odpowiada: “Ja też nie wiem. Poszukaj tego”. – opowiada. Przygotowując się do tego spotkania, wzięła tydzień wolnego w pracy i uczyła się Angulara, bo to w tym frameworku miała zrobić zadanie (a nie umiała w nim pracować). To też ważna lekcja: zamiast mówić, że nie potrafisz, chociaż spróbuj się nauczyć. Tym bardziej, że „idealnie” nie będzie jeszcze długo: – Trafiłam do małego software house’u, gdzie juniorów rzucano na głęboką wodę: mieli robić projekty wewnętrzne. Przez pierwsze dwa tygodnie wylewałam hektolitry łez i mówiłam sobie: “Boże, w co ja się wpakowałam, przecież ja nic nie umiem!”. To, czego nauczyłam się na kursie we wrześniu, w maju, gdy poszłam do pracy, było już przestrzałe. Do tego doszły wszystkie narzędzia “wokół” programowania, jak Jira. – wspomina swoje początki Joanna. Pytała kolegów, jak coś zrobić, oni rzucali obce jej nazwy, a ona po cichu sprawdzała je w sieci. Na boku podśmiewała się ze sformułowań, których dziś sama używa, a które wtedy były dla niej tajemnymi zaklęciami, jak „zmergować requesty”. Na szczęście, osoby, z którymi pracowała, były chętne do pomocy. Ani w pierwszej pracy, ani w obecnej, nikt nie dyskryminował jej jako juniora. Pytała nawet, czy ludziom w pracy nie przeszkadza, że nie ma kierunkowego wykształcenia. W odpowiedzi usłyszała: „Spoko, przecież sobie radzisz, ogarniasz”. Dlatego nadal prosi o pomoc: – Mam taką zasadę, że – kiedy przez pół godziny nie potrafię sama znaleźć rozwiązania – pytam. To zwyczajnie usprawnia proces. Zwłaszcza teraz, gdy pracuję nad ogromnym produktem: Egnyte to platforma do przechowywania danych, coś jak DropBox. Ogromny projekt! Przez pierwszy tydzień nie byłam w stanie sama znaleźć żadnego pliku.

Dlatego nie dziwią jej komentarze dziewczyn, które wchodzą na jej bloga: “Weszłam tu, bo wydawało mi się, że nauka programowania jest trudna. Teraz widzę, że to jest dla ludzi”. To popycha ją do wychodzenia poza aktywność tylko w sieci: prowadzi warsztaty online – ma już prawie gotowy kurs kodowania strony od podstaw – działa w Girls.js w Poznaniu i zaczyna organizować meetupy własnej grupy.

Twierdzi, że do programowania trzeba mieć predyspozycje, ale przede wszystkim – ćwiczyć! To trochę jak robienie na drutach: najpierw dostajesz te druty i nie wiesz, jak się nimi posługiwać, potem dochodzisz do wprawy i potrafisz coś stworzyć, ale na początku to nie jest doskonałe. Żeby było lepsze, musisz ciężko i systematycznie pracować. Nauka programowania nie różni się od nauki innych rzeczy. Jeśli np. masz przerwę, to oczywiste, że się cofniesz. Gdy uczysz się języka obcego i przez trzy tygodnie go nie używasz, też będziesz do tyłu. – mówi Joanna. I wraca do perfekcjonizmu, który nam, kobietom, mocno utrudnia życie: – Często wydaje nam się, że praca programisty to nieustające pasmo sukcesów, i jeśli zdarzają nam się błędy, to znaczy, że “się nie nadajemy”. Dlatego wiele dziewczyn nie pokazuje swojego kodu innym. Tylko 2 proc. profili na GitHub należy do kobiet! TED Talk Rashmy Saujani z organizacji Girls Who Code „Teach girls bravery, not perfection” opowiada o zajęciach z kodowania dla dzieci, po których chłopcy chętnie pokazywali swój kod, a dziewczynki miały puste edytory. Wcale nie dlatego, że nic nie zrobiły. Po prostu wstydziły się, że ich kod nie jest doskonały, i wolały nie oddać nic. Według Joanny, z własnymi obawami trzeba walczyć, bo „zamiast siedzieć kolejne pięć godzin nad kodem, lepiej jest poprosić kogoś, żeby na niego spojrzał”: – Ja prawie się rozpłakałam, kiedy pierwszy raz pokazałam mój kod w pracy, a ludzie zaczęli mówić, co by zrobili inaczej. A nawet nie powiedzieli mi, że jestem do niczego! To były uwagi typu: to i to można zrobić tak, a coś innego – tak. Ktoś, kto spojrzy na naszą pracę “świeżym okiem”, może wpaść na pomysł, który popchnie ją do przodu. Dlatego warto  też przyswoić sobie, że nie jesteś swoim kodem! To, że coś nie działa albo nie jest idealne, nie świadczy o tobie jako człowieku.

Joanna, fot. Zosia LS z projektu kochaj.się 

Oczywiście, na pewną porcję hejtu trzeba się przygotować, zwłaszcza w sieci. Joanna przyznaje, że zdarzyło jej się dostać list na dwie strony A4 o tym, że jest głupia i nie ma pojęcia o programowaniu: – Zastanawiam się, komu chce się to robić? Kto ma na to czas? Wyobrażam sobie, że, skoro takie wiadomości trafiają do mnie, dostają je pewnie również dziewczyny, które dopiero zaczynają, i mogą się tym bardziej przejmować. Zaznacza jednak, że nie każdą złośliwość warto brać do siebie; w IT poczucie humoru jest specyficzne i sarkazm czy zarzucanie komuś rzekomej niekompetencji jest na porządku dziennym.

Jednak komfort psychiczny dziewczyn w grupie jest dla niej priorytetem. Dlatego w społeczności Programuj, dziewczyno! nie zdarza się, żeby ktoś początkujący zadał pytanie i dostał odpowiedź: “Poszukaj sobie tu i tu”, albo został wyśmiany: – Dziewczyny, które i tak ze wszystkich wymienionych już przez nas przyczyn mogą czuć się niepewnie, kiedy zaczynają programować, stworzyły sobie u nas taką bezpieczną, wolną od tego przestrzeń. – tłumaczy Joanna. Dlatego nie ma zamiaru tłumaczyć się, czemu stworzyła grupę tylko dla nich: – Przecież jeśli istnieje grupa “Kochamy sukienki”, a ja akurat wolę spodnie, to nie będę atakować jej założycieli, że mnie dyskryminują! Nie mam nic przeciwko, żeby na Fb powstała grupa “Programuj, chłopaku”, ale ja jestem kobietą i jej nie założę. Jeśli ktoś czuje taką potrzebę, proszę bardzo. Tym bardziej, że z tą wyłącznością dla kobiet – bywa różnie. Wielu mężczyzn korzysta z porad technicznych na grupie. Ukrywają się profilami żon czy dziewczyn. Joanna wie o tym, bo dostaje później wiadomości: “Mój mąż dziękuje, rozwiązał dzięki wam taki i taki problem”.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.