Lubię fakty i liczby

Joanna Fedorowicz

Historia OvuFriend jest nieco filmowa. Zaczęło się od dziewczyny, która nie mogła zajść w ciążę. Nazywała się Joanna Fedorowicz: – Wprawdzie my z mężem staraliśmy się o dziecko tylko kilka miesięcy, ale mam “analityczną naturę” i nie chciałam po prostu liczyć na szczęście. Niepokoiło mnie, że jestem w sytuacji, na którą mam niewielki wpływ, i tak niewiele wiem o procesach zachodzących w moim organizmie. – wspomina obecna CEO OvuFriend.pl Dzięki platformie internetowej pod taką nazwą w ciążę zaszło do tej pory 40 tys. kobiet.

Jednak całego projektu nie można sprowadzać tylko do liczenia dni płodnych i niepłodnych. – My skupiamy się nie tylko na tym, kiedy użytkowniczka powinna współżyć, żeby doszło do zapłodnienia. Jesteśmy też w stanie, na podstawie parametrów dotyczących jej cyklu, stwierdzić, jakie mogą być przeszkody utrudniające zajście w ciążę. – tłumaczy Joanna. Jak to działa? Na swoim profilu w OvuFriend kobieta prowadzi dziennik objawów, które towarzyszą kolejnym fazom cyklu. Te wyniki są porównywane z milionami danych, które znajdują się w bazach platformy. Na tej podstawie (i w oparciu o pozostałe ważne informacje, np. o tym, kiedy użytkowniczka uprawiała seks, a kiedy przypadała jej owulacja) system szacuje, czy w danym cyklu mogło dojść do zapłodnienia: – Próbujemy więc wesprzeć kobiety, żeby szybciej zaszły w ciążę, a z drugiej strony, czego inne apki nie robią, tak analizować ich cykle, żeby odpowiednio wcześnie wykryć problem niepłodności. – podsumowuje Joanna. Jednak korzystając z OvuFriend, nie dostaniemy gotowej diagnozy. Gdy wyniki użytkowniczki wskazują na jakieś problemy albo po prostu są trudne do interpretacji, system sugeruje wizytę u lekarza.

Twórcom OvuFriend udało się połączyć zbieranie danych z tworzeniem społeczności. Bo kobieta może publikować wykresy swoich cykli oraz anonimowo komentować i porównywać z własnymi wykresy innych użytkowniczek. Osoby o podobnych parametrach (np. 35+ z endometriozą) mogą się na portalu łatwo odnaleźć. – Dzięki mechanizmom społecznościowym, które łączą ze sobą takie kobiety, dajemy im poczucie, że nie są same ze swoimi problemami. To bardzo ważne! – mówi Joanna. – Na Harvardzie były robione badania, z których wynikało, że osoba, która leczy się z niepłodności, przeżywa taki sam stres, jak ktoś, kto usłyszał diagnozę nowotworową. Jeżeli kobiety są ze sobą blisko w takiej sytuacji, jest im po prostu łatwiej.

Samopoczucie użytkowniczki jest na pierwszym miejscu – dodaje Joanna. Dlatego, korzystając z OvuFriend, można też prowadzić pamiętnik w formie minibloga. Tylko od kobiety zależy, czy zachowa go dla siebie, czy udostępni innym. – W tych wpisach jest aż gęsto od emocji. Widać, że dziewczyny traktują to jak pewien rodzaj terapii. Ale wiele z tych historii kończy się happy endem, dlatego nawet ktoś, kto przechodzi trudne chwile, może dzięki nim odzyskać nadzieję. – wyjaśnia founderka. Również w trosce o użytkowniczki, trzy platformy, które składają się na OvuFriend – OvuFriend.pl dla kobiet starających się o dziecko, BellyBestFriend.pl dla ciężarnych i KidzFriend.pl dla rodziców dzieci 0-3 – są rozdzielone. Mówiąc najprościej, propozycję korzystania z tej dla kobiet w ciąży dostajemy dopiero wtedy, gdy już na pewno w tej ciąży jesteśmy. – Zależało mi na tym, bo wiem, że wiele osób starających się latami o dziecko źle znosi widok zdjęć bobasów lub kobiet w ciąży. – wyjaśnia Joanna.

Jak się rozkręca aplikację, która, żeby funkcjonować, potrzebuje ogromnych paczek danych? Przecież zawsze jest ten czas, kiedy ma się dosłownie kilka pierwszych użytkowniczek i, w oparciu o informacje o nich, trudno wypracować algorytmy. – Pierwszą algorytmikę stworzył student Uniwersytetu Stanforda w oparciu o informacje z różnych publikacji, dotyczących nietypowego przebiegu cyklu i problemów z zajściem w ciążę. To wystarczyło, żeby nasza aplikacja w ogóle zaczęła działać. Na szczęście, liczba użytkowniczek szybko rosła i wkrótce mogliśmy już bazować na danych, których one nam dostarczyły. Dzięki temu OvuFriend stało się bardziej wiarygodnym źródłem wiedzy o procesach zachodzących w ciele kobiety, która nie ma wzorcowego 28-dniowego cyklu albo jego przebieg jest nietypowy: – Nie oszukujmy się, “książkowe” przypadki zwykle nie mają problemu z zajściem w ciążę. Im wystarczą najprostsze kalkulatory dni płodnych lub apki do śledzenia dni płodnych, które wskazują fazę cyklu. Żeby pomóc naszym użytkowniczkom, potrzebujemy zdecydowanie więcej i całkiem innych danych. A jeśli i to zawiedzie? OvuFriend daje kobiecie pół roku na zajście w ciążę. Po tym czasie odsyła ją do specjalisty od leczenia niepłodności. Firma współpracuje w tym zakresie z jedną z największych sieci klinik, które zajmują się tymi problemami. Dla użytkowniczek platformy pierwsza wizyta jest za darmo, a na badanie krwi obowiązuje 50 proc. zniżki. Joanna zapewnia, że wiele kobiet, już będąc w trakcie leczenia, dalej korzysta z OvuFriend. Chcą nadal śledzić swój cykl i mieć kontakt z poznanymi tam koleżankami.

Stanford, gdzie powstały pierwsze algorytmy OvuFriend, nie był przypadkowym adresem. Założycielka OvuFriend i świeżo upieczona absolwentka zarządzania na Politechnice Warszawskiej, z kilkuletnim doświadczeniem w PR, robiła wtedy MBA w pobliskim San Francisco. Gdy już miała pomysł na biznes, szukała wiarygodnych partnerów. Z misją pomocy kobietom z problemami, które znała z własnego doświadczenia, i już opracowaną zaawansowaną algorytmiką przyjechała do Polski. Tu zaczęła rozpytywać znajomych o dobrego developera, który mógłby pomóc jej w stworzeniu systemu: – Miałam szczęście, bo szybko trafiłam na utalentowanego programistę, który był chętny, aby mi pomóc. I dziś już wiem, że warto powierzyć sprawy techniczne komuś zaufanemu, kto będzie miał serce do projektu, a nie agencji do wynajęcia. Mariusz, dziś CTO, był architektem systemu, w oparciu o który działa portal. Początkowo Joanna po prostu go zatrudniła. Po kilku miesiącach powiedział jej, że będzie dla niej pracował w zamian za udziały. Jak to w startupach bywa,najpierw harowali dzień i noc nad ulepszeniem swojego pomysłu, a pieniędzy z tego nie było: – Nie zarabialiśmy na siebie, wszystko reinwestowaliśmy. Było warto, bo od początku naturalny ruch na stronie nakręcała społeczność. Nigdy nie płaciliśmy za trafik! Wprawdzie bootstrapowaliśmy (chodzi o finansowanie z własnych oszczędności – przyp. autorki) naszą firmę, ale ani złotówki nie wydaliśmy na reklamę. Teraz trafiku organicznego mamy 78 proc. Reszta to głównie polecenia naszych już istniejących użytkowniczek. – mówi z dumą Joanna.

Z czasem do projektu dołączyły kolejne osoby, przede wszystkim programiści, lekarze i inni eksperci. No i OvuFriend ma własną drużynę Data Scientists, którą udało się zebrać dzięki współpracy z prof. Dominikiem Ślęzakiem. Joannie polecili go koledzy z przestrzeni coworkingowej Google Campus w Warszawie, z której OvuFriend korzysta jako uczestnik programu akceleracyjnego Google: – Fajnie, że dzisiaj biznes to już nie jest “basen z rekinami”, w którym każdy patrzy innym na ręce. Często się zdarza, że, kiedy w naszej firmie mamy jakiś problem i potrzebujemy rozwiązań technicznych, robimy z ludźmi z innych startupów burzę mózgów. – zdradza Joanna. Co do samej akceleracji, początkowo nie była przekonana, ale dziś szczerze poleca takie programy, o ile są dobre: – Kiedy zakładałam firmę, myślałam, że to będzie takie “bicie piany”, a tu przecież trzeba działać, to jest biznes! – mówi ze śmiechem. – Dziś wiem, że zaoszczędziło nam to miesiące pracy. Chodzi nie tylko o rozwiązania techniczne, które oferuje Google, ale też np. spotkania z potencjalnymi inwestorami. Ale też duży i znany partner świadczy o wiarygodności firmy: – Skoro ktoś taki się nami zainteresował, to już się wiąże z określoną opinią o nas na rynku. Wszelkie rozmowy biznesowe stają się łatwiejsze. – podkreśla Joanna. Akurat żeby skorzystać z programu Google’a, trzeba mieć “rozkręconą” firmę: być na rynku, mieć trakcję (to miara tempa i skali wzrostu startupu; jeżeli firma ją posiada, to znaczy, że są użytkownicy zainteresowani jej produktem lub usługą). Ale na etapie, gdy ma się tylko pomysł, można rozejrzeć się za dobrym programem preakceleracyjnym.

Jakie są plany rozwoju OvuFriend? Joanna mówi o kolejnych badaniach, które prowadzi firma: – Teraz pracujemy nad projektem wykorzystania sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego w rozwiązywaniu problemów z płodnością, w ramach którego sprawdzamy, jak wpływają na nią różne czynniki, np. konkretne objawy powtarzające się z cyklu na cykl, jakość snu, stres czy aktywność fizyczna. Na razie zbieramy dane i analizujemy je ze specjalistami. Zmieni się również sposób wprowadzania danych przez użytkowniczki. Dziś one same muszą wpisać informacje do systemu. Pomocą dla nich są materiały dodatkowe na portalu (artykuły medyczne, wywiady z lekarzami itd. ). Żeby ten proces przyspieszyć, naukowcy pracują nad mechanizmem, który “zapyta” kobietę o konkretne informacje na podstawie danych z jej profilu: – Chodzi o to, by szybciej wychwycić nieprawidłowości w cyklu, jak migreny, bóle brzucha czy plamienia. Dziś za dostarczenie danych na ten temat odpowiada użytkowniczka, a nie zawsze jest w stanie takie objawy prawidłowo rozpoznać. – tłumaczy Joanna. Kolejny plan to pozyskiwanie danych z opasek na rękę, monitorujących aktywność fizyczną, tętno, ciśnienie itd.

A co do samego biznesu, w najbliższej przyszłości OvuFriend chce wejść na rynek międzynarodowy. Żeby to zrobić, musi pozyskać finansowanie, a więc Joannę czekają rozmowy z inwestorami: – Muszę przyznać, że jako spółka wzbudzamy zainteresowanie na rynku. – cieszy się CEO. – Zresztą, nie dziwi mnie to, bo zajmujemy się poważnym, bardzo powszechnym, wręcz globalnym problemem. Dotyczy on i będzie dotyczył coraz większej grupy osób, które długo starają się o dziecko, a nie chcą zdawać się na porady typu “Co jeść, żeby zajść w ciążę?”, tylko, podobnie jak ja, chcą bazować na nauce, faktach i danych.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.