Frances H. Arnold – piątą kobietą w historii, która dostała Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Donna Strickland – trzecią wyróżnioną za osiągnięcia z fizyki. Tegoroczny Tydzień Noblowski ukoronował „rok kobiet”. To po akcji #metoo i protestach m.in. u Polsce i USA przeciwko ograniczaniu praw reprodukcyjnych kobiet zaczęto przypatrywać się ich sytuacji także na innych polach. O „niedopatrzeniach” Komitetu Noblowskiego mówiło się latami. Dlaczego kobiety, na równi z mężczyznami, miały szansę na wyróżnienie w dziedzinie literatury czy walki o prawa człowieka, a nawet te ze znaczącymi osiągnięciami były pomijane przy Noblach z fizyki i chemii? Bo trudno uwierzyć, że ludzie, którzy decydują o najważniejszych wyróżnieniach w świecie nauki, kierują się dziecinnymi uprzedzeniami, że „dziewczyny się nie nadają” do STEM.
A jednak mogło tak być, skoro w 2015 r. nie przyznano Nobla Verze Rubin, której zespół udowodnił istnienie czarnej materii, mimo że światowej sławy astronomka była już w podeszłym wieku, a jej osiągnięcia większość jej koleżanek i kolegów po fachu uznawała za przełomowe (więcej o tym pisaliśmy tu). Wcześniej, w 1974 r., Antony Hewish i Martin Ryle zostali uhonorowani Noblem z fizyki za odkrycie pulsarów, czego w rzeczywistości dokonała Jocelyn Bell Burnell. Hewish był wtedy opiekunem jej doktoratu i razem z nią napisał o tym odkryciu artykuł do pisma „Nature”. Sama Burnell nie miała pretensji, że Komitet Noblowski ją pominął: twierdziła, że nagród tej rangi nie powinno się wręczać doktorantom. Nadal, była to jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji Komitetu Noblowskiego w historii.
Jednak w tym roku również i w jej sprawie coś „drgnęło”. We wrześniu przyznano brytyjskiej astrofizyczce prestiżową Nagrodę Fizyki Fundamentalnej. Od 2012 r. fundacja rosyjskiego naukowca i przedsiębiorcy Jurija Milnera wręcza ją autorom przełomowych odkryć w dziedzinie fizyki. 4. listopada Burnell odbierze statuetkę i 3 mln dolarów, które już obiecała przeznaczyć na stypendia doktoranckie dla młodych naukowców z grup społecznych niedoreprezentowanych w fizyce (kobiet, przedstawicieli mniejszości etnicznych i uchodźców). – Ani nie chcę, ani nie potrzebuję tych pieniędzy. Wydaje mi się, że to najlepsze, co mogę z nimi zrobić. – wyjaśniła w wywiadzie dla BBC.
Również i to mogło mieć wpływ na tegoroczne decyzje Komitetu Noblowskiego, który w końcu nagrodził kobiety za ich dokonania w STEM. Tylko że to wcale nie jest dobra wiadomość! Bo jeśli tak było, to nadal oznacza, że nie docenił on kobiet za ich rzeczywisty wkład w rozwój nauki, ale uległ pewnemu trendowi. I nie wiadomo, czy nie wróci do starych zwyczajów w kolejnych latach. Oczywiście, nie znaczy to, że mężczyznom nagrodzonym do tej pory Noblami z fizyki i chemii nagrody się nie należały. Trudno też domagać się od Komitetu, żeby wręczał je za mniej istotne dokonania, byle by tylko „zachować parytet”. Problem w tym, że kobiet o naprawdę przełomowym dorobku było wystarczająco dużo, żeby ta proporcja mogła być bardziej wyrównana.
Przed Donną Strickland w dziedzinie fizyki nagrodzono do tej pory dwie uczone, których odkryć po prostu nie dało się nie docenić, bo pchnęły naukę w nowych kierunkach.
W 1903 r. Nobla za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości dostali wspólnie Maria Skłodowska-Curie, jej mąż Piotr Curie i Henri Becquerel.
Drugą wyróżnioną przez Komitet kobietą była urodzona w Katowicach (wówczas jeszcze należących do Niemiec) Maria Goeppert-Mayer. W 1963 r. otrzymała Nagrodę Nobla za odkrycia dotyczące struktury powłokowej jądra atomowego.
Przyznaną w tym roku nagrodą Kanadyjka Donna Stickland podzieliła się z wieloletnim partnerem naukowym, Francuzem Gerardem Mourou. Razem opracowali rewolucyjną metodę wzmacniania ultrakrótkich impulsów laserowych: „Żaden materiał nie wytrzyma zwiększania mocy impulsu femtosekundowego, czyli wzmacniania laserów poprzez zwiększanie energii. Nobliści zastosowali sprytną metodę, która wcześniej była stosowana w technice radarowej. Wydłużyli impuls, wtedy jego moc przy tej samej energii jest większa i materiał wytrzymuje. Następnie następuje ponowne skrócenie impulsów. Jeśli mamy tę samą energię, a krótszy czas impulsu, to moc lasera znacznie się zwiększa. W żargonie fizyków nazywamy to pompowaniem impulsu” – wyjaśnił w rozmowie z Polską Agencją Prasową prof. Henryk Fiedorowicz, który kieruje Zespołem Oddziaływania Promieniowania Laserowego z Materią na Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Powstałe w ten sposób mocniejsze lasery pozwalają na obróbkę materiałów bez ich niszczenia, są też wykorzystywane w chirurgii, a w przyszłości mogą być stosowane w wykrywaniu nowotworów. Pozwalają zastosować impulsy rentgenowskie nieco inne od tradycyjnych, wytwarzanych lampami rentgenowskimi. W dużym skrócie, przekłada się na to lepszą rozdzielczość obrazu, a więc pozwoli zaobserwować zmiany nowotworowe we wczesnych stadiach rozwoju.
Najświeższa anegdota na temat Donny Strickland to ta o Wikipedii. Społeczność zarządzająca angielskojęzyczną wersją serwisu odmówiła publikacji biogramu uczonej, bo, jak głosiło uzasadnienie, „Osoba ta nie jest na tyle znacząca, by zasłużyć na artykuł w Wikipedii”. Godzinę po przyznaniu jej Nobla, artykuł o kanadyjskiej fizyczce z długą listą jej osiągnięć i dotychczasowych nagród jednak się pojawił.
O tym, że przyznanie jej nagrody było zwieńczeniem pewnego procesu, świadczy też incydent w CERN, do którego doszło na dzień przed ogłoszeniem tegorocznych laureatów Nobla z fizyki. Związany z organizacją prof. Alessandro Strumia wygłosił wykład o „dyskryminacji mężczyzn w świecie fizyki” (!), w czasie którego stwierdził, że „fizyka została wymyślona i zbudowana przez mężczyzn”, „mężczyźni wolą pracować z rzeczami, a kobiety z ludźmi” oraz że „różnice między płciami są widoczne wśród dzieci, zanim zostaną one poddane jakiemukolwiek oddziaływaniu społecznemu”. Kierownictwo CERN zawiesiło go za te wypowiedzi, a Strickland skomentowała je w wywiadzie dla TIME: – Maria Goeppert-Mayer nie otrzymywała pensji za swoją pracę naukową. A mimo to otrzymała Nagrodę Nobla. To absurd, prawda? Nie musiałam przechodzić przez to, co ona, bo przede mną drogę wytyczały inne kobiety. Wierzę, że sytuacja kobiet naukowczyń będzie się poprawiać. Fakt, że ludzi oburzyły słowa wypowiedziane ostatnio w CERN, świadczy o tym, że dokonuje się zmiana na lepsze.
Świadczy o tym również Nobel z chemii dla trojga badaczy, w tym piątej nagrodzonej w tej dziedzinie kobiety. Amerykanka Frances H. Arnold opracowała metodę, która przyspiesza proces ewolucji i pozwala go w pewnym stopniu kontrolować. Polega ona na zmianie genu kodującego określone białko w taki sposób, by nabył nowych, pożądanych przez badaczy cech.
Przed nią nagrodę w tej dziedzinie Komitet przyznał Marii Curie-Skłodowskiej (w 1911 r., za wydzielenie czystego radu i uzyskanie go w postaci krystalicznej), jej córce Irenie (w 1935 r., wraz z mężem Frederikiem Joliot zostali wyróżnieni za syntezę nowych pierwiastków promieniotwórczych), Dorothy Crowfoot Hodgkin (w 1964 r., za ustalenie budowy ważnych substancji biochemicznych, m.in. penicyliny i witaminy B12) i Adzie Jonath (w 2009 r., razem z dwoma innymi badaczami odebrała Nobla za za badania nad strukturą i funkcją rybosomów, które odpowiadają za produkcję białek w komórkach organizmów żywych). Jak widać, również i tu sprawdza się zasada, że Nobla wręcza się kobiecie wtedy, gdy jej dokonania tak znacząco zmieniają oblicze nauki, że „nie ma innego wyjścia”.
Sama Frances H. Arnold, podobnie jak Donna Strickland, wyraziła nadzieję, że Komitet Noblowski na stałe zmieni podejście do kobiet w STEM. Zaznaczyła jednak, że trzeba zadbać o tych, którzy do tej pory byli wśród noblistów niewystarczająco reprezentowani: – Jeśli będziemy zachęcać wszystkich, którzy chcą zajmować się nauką, bez względu na kolor czy płeć, zobaczymy laureatów w bardzo wielu grupach. – powiedziała „New York Timesowi”.
Warto jednak zauważyć, że więcej kobiet w gronie nagrodzonych to nie jedyna zmiana. W dzisiejszych czasach trudno się spodziewać odkryć fundamentalnych dla rozwoju teoretycznej fizyki czy chemii, bo wiele obszarów zostało już dokładnie zbadanych. Dlatego uznanie zdobywają osiągnięcia, które znajdują praktyczne zastosowanie np. w medycynie, która, w obliczu starzenia się globalnej populacji i walki z nowotworami, stwarza wiele wyzwań. Dokonania Donny Strickland i Frances H. Arnold wpisują się w ten trend. A że takie „społecznikowskie” podejście jest bliskie kobietom (widać to choćby na przykładzie stworzonych i kierowanych przez nie startupów), również i z tego powodu nagrody Nobla mogą trafiać do nich częściej. Z drugiej strony, czy naukowiec myśli o takich sprawach w czasie badań? Zresztą, nawet, jeśli tak, to w gruncie rzeczy kolejny słaby powód, by doceniać kobiety, który z czasem może stracić na znaczeniu. Najlepiej byłoby po prostu, gdyby Komitet Noblowski doceniał ważne osiągnięcia wtedy, kiedy całe środowisko naukowe je za takie uważa (patrz odkrycia Very Rubin) i przyznawał nagrody tym, którzy rzeczywiście za danym odkryciem stoją (jak Jocelyn Bell Burnell), nie patrząc na ich płeć.