Chyba najmłodsza w reaktorze

Ania mówi szybko, jakby chciała powiedzieć wszystko na raz. Albo jakby chciała, żeby wreszcie ktoś usłyszał – tu i teraz – że ma do powiedzenia naprawdę ciekawe rzeczy. Bo ma. – Nie wyprę się, to jest na kasecie VHS. – mówi ze śmiechem. – Nagrane, jak mówię do kamery, że kiedy dorosnę, to zostanę inżynierem, jak mój tata. Udało się? – Z pewną, jakby to ująć, nadwyżką. W przedszkolu, do którego chodzi mój syn, poproszono mnie, żebym przyszła opowiedzieć dzieciom o mojej pracy. Wtedy zaczęłam się zastanawiać: kim ja tak naprawdę jestem z zawodu? Wiedziałam, jak pokazać maluchom, co robię: mogę wykorzystać klocki lego, model z drukarki 3D, dzieci dotkną, przesuną i chwycą w lot, co chcę im powiedzieć. Ale jak się określić? 

Stanęło na tym, że powiedziała o sobie „naukowczyni”: – Ale po głębszej refleksji. Bo kiedy w Polsce można uznać, że robisz karierę naukową? Po doktoracie? W trakcie habilitacji? Dla niektórych doktorat to cel sam w sobie, dla mnie – to będzie tylko jakiś potrzebny do dalszego rozwoju krok. Ja już zawsze będę zawodowo szukać, sprawdzać, dowiadywać się, próbować. To ta nadwyżka do zawodu inżyniera.

Ania pracuje w Świerku w Otwocku pod Warszawą, w jednym z największych instytutów badawczych w kraju – Narodowym Centrum Badań Jądrowych. A konkretnie – w reaktorze jądrowym “MARIA”. Jest tam jedną z najmłodszych osób. Za to jej dział uważa się za najstarszy, bo od siedemdziesięciu lat nie zmienił nazwy – Dział Analiz i Pomiarów Reaktorowych.

„MARIA” jedyna w swoim rodzaju

Poprzednik obecnego Centrum powstał w 1955 r. z inicjatywy profesora Andrzeja Sołtana, fizyka z UW. Wtedy działał pod nazwą Instytut Badań Jądrowych. Zaledwie trzy lata później, w Świerku pod Otwockiem stanął reaktor badawczy w radzieckiej technologii WWR-S. Dostał imię EWA („eksperymentalny, wodny, atomowy”). Do czasu likwidacji w 1995 r., co roku przepracowywał bezawaryjnie ponad trzy i pół tysiąca godzin. W 1974 r. , do EWY dołączył reaktor “MARIA” – Jest unikatowy, na świecie pracuje tylko siedem takich jednostek. – tłumaczy Ania – Czasem sama nie wierzę w swoje szczęście, że tu pracuję. Mogłam przecież trafić do elektrowni jądrowej, gdzie, poza okresami przeładunków paliwa, absolutnie nic się nie dzieje. Po prostu produkuje się prąd.

Już w liceum wiedziała, że chce studiować na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Ale nie od razu było dla niej jasne, że chce się zająć akurat kwestiami wymiany ciepła. – Na uczelni wszyscy się spodziewali, że dziewczyna ze Świdnika pójdzie na lotnictwo. A ja się po pierwszym roku uparłam, że to będzie energetyka. Nie węglowa, bo już odchodzi w niebyt, a właśnie jądrowa, bo to w niej jest przyszłość. Pół godziny przekonywałam prodziekana, żeby mnie na nią wpisał. W końcu to zrobił, bo chyba zrozumiał, że to naprawdę świadomy wybór.

To mnie chyba uderza najbardziej: w historii Ani nie ma przypadków. Są szczęśliwe zbiegi okoliczności, którym niejako pomogła się wydarzyć. – W pewnym momencie się zorientowałam, że jednej z moich koleżanek nie ma na uczelni. Zadzwoniłam do niej, zmartwiona, że coś się stało. Ale wszystko było ok, po prostu wyjechała na europejski program wymiany studenckiej. Mnie też radziła złożyć papiery. I tak, razem z moim obecnym mężem, trafiliśmy do Barcelony na studia magisterskie z inżynierii jądrowej. Byłam wtedy w ciąży. „Macie atomowe dziecko!” – zauważam. – I to jak! – śmieje się Ania. – Brało ze mną udział w laboratoriach z fizyki jądrowej, latało samolotem, jeździło do fabryki produkującej wytwornice pary dla reaktorów PWR. A teraz chodzi do przedszkola w Otwocku.

Otwock, oddalony od Warszawy o ok. 23 km, to malownicze miasteczko nad rzeką Świder. W drugiej połowie XIX wieku powstało tam pierwsze w Polsce sanatorium chorób płuc na nizinach. Słynie z drewnianych willi w stylu świdermajer. – To przyjazne miejsce do życia. – mówi Ania –  I do pracy mam blisko (mieszkających w Warszawie pracowników dowożą srebrne autokary z zielonym napisem “Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Świerku”; to częsty widok w południowo-wschodniej części stolicy).

Energetyka jądrowa i leczenie raka

Co Ania robi w pracy? Eksperymentuje: – Na przykład wraz z zespołem sprawdzamy w stanowisku badawczym elementy, które chcemy umieścić w rdzeniu reaktora. Patrzymy na przepływ wody, mierzymy różnicę ciśnień, która wymusza przepływ chłodziwa. Dzięki temu jestem w stanie oszacować, czy woda w basenie reaktora zacznie wrzeć, jeśli dany element się w nim znajdzie. Jeśli tak, to trzeba dalej kombinować z konstrukcją, bo ani w “MARII”, ani w większości reaktorów działających na świecie, woda nie może się zagotować! Nigdy! Kiedy to jest już policzone i zbadane, zespół Ani przygotowuje sondę termostatyczną: rurę z grzałką, którą wprowadza się do rdzenia “MARII”. – Patrzymy, jak się zachowuje, i dzięki temu wiemy, czy dany materiał będzie się nadawał do wykorzystania w nowych reaktorach generacji IV, które pracują lub będą pracować w różnych miejscach na świecie. W elektrowni jądrowej takich badań prowadzić nie można.

Nie jest to jednak tylko praca nad ulepszaniem tego, co już działa. – Często chodzi o to, żeby zrozumieć, dlaczego coś się dzieje. Jaki jest mechanizm powstawania różnych uszkodzeń? Wiele realizowanych w „MARII” projektów ma charakter pionierski. Ostatnio do zespołu Ani dołączył lekarz onkolog. Instytut znalazł się tym samym w grupie badawczej, która zajmuje się zarzuconymi jakiś czas temu badaniami nad terapią borowo-neutronową. – To rodzaj radioterapii, który stosuje się w kilku miejscach na świecie do leczenia czerniaka złośliwego, nawracających nowotworów karku i szyi czy glejaków wielopostaciowych. Wyobrażasz to sobie? – pyta z entuzjazmem Ania.

Wniosek z rozmowy z Anią jest taki, że faktyczny stan rozwoju energetyki jądrowej na świecie i jej obraz w oczach opinii publicznej dzieli przepaść! Nawet w czasie niedawnej kampanii prezydenckiej jeden z kandydatów określił energetykę jądrową jako „przestarzałą technologię” (zupełnie jakby spalanie „ekologicznej” biomasy – a właściwie ściętych drzew – ludzkość odkryła dopiero wczoraj). Wielu z nas, w tym mnie – reaktor ciągle kojarzy się z opracowanym w latach sześćdziesiątych w Związku Radzieckim RMBK. To on działał w elektrowni w Czarnobylu. Do katastrofy w 1986 r. przyczyniła się wada konstrukcyjna tego konkretnego egzemplarza i błędy jego obsługi. Jednak już na etapie produkcji RMBK nie spełniał norm obowiązujących na Zachodzie i  de facto nie miał być skutecznym urządzeniem do wytwarzania prądu, tylko kolejnym orężem ZSRR w wyścigu zbrojeń.

Teraz jesteśmy na całkiem innym etapie – zaznacza Ania. Przede wszystkim, od casu uruchomienia „MARII” w 1974 roku, wiele zmieniło się choćby w otoczeniu prawnym energetyki jądrowej.  Ewoluowało nasze prawo atomowe, ale też rekomendacje i wymagania Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. – Przy każdej zmianie, mamy obowiązek sprawdzić, czy „MARIA” wszystkie prawne wymogi spełnia. I wiesz co? Spełnia!

Do tej pory co dziesięć lat przedłużano zezwolenie na jej działanie, a po ostatnich zmianach w prawie – „MARIA” musi także co cztery lata  przechodzić okresową ocenę bezpieczeństwa. Chodzi o przewidzenie reakcji obiektu na określone zdarzenia na wielu płaszczyznach: wytrzymałościowej, cieplno-przepływowej, radiologicznej. – Musieliśmy przekopać się przez tony dokumentów, czasem jeszcze wystukanych na maszynie, na pożółkłym papierze. I wszystko, czego potrzebowaliśmy, tam było, naprawdę! Wystarczyło uzupełnić.

Co z tym Żarnowcem?

To mnie akurat nie dziwi, bo sama kiedyś pracowałam z dokumentem z lat siedemdziesiątych. Dotyczył badania terenu pod kątem bezpieczeństwa elektrowni jądrowej, która na przełomie lat 80. i 90. miała stanąć w Żarnowcu. Tej, która przez lata była jednocześnie w budowie i w likwidacji, bo nigdy nie została ukończona. Wyznaczony zakres prac budowlanych odpowiadał temu z ministerialnego rozporządzenia z 2012 roku.

– To ciekawe, że o tym wspominasz. – wtrąca Ania. – Ostatnio z Instytutu odchodziła na emeryturę pewna wspaniała kobieta. Pamiętam, jak mówiła nam, że w historii polskiej energetyki jądrowej był taki krótki czas, jedyny, kiedy ludzie mieli wrażenie, że coś się zaczyna – coś ekscytującego, że otwiera się przed nami przyszłość. Był to 1982 r., kiedy ruszyła budowa elektrowni w Żarnowcu. A potem ją zarzucono. Powód? Niepewność gospodarcza po upadku PRL oraz protesty aktywistów i mieszkańców przede wszystkim po tragedii w Czarnobylu (przeciwko powstaniu elektrowni w Żarnowcu było wówczas ponad 86 proc. okolicznych mieszkańców). Tyle tylko, że na ten sondaż nigdy nie powołała się żadna poważna instytucja. Zorganizowali go przeciwnicy budowy, nikt poza jego organizatorami nie miał dostępu do wypełnionych kart do głosowania, nie wiadomo również, kto liczył głosy. Agitację prowadzono do ostatniej chwili, jeszcze przy samych „urnach”, a część osób w „komisjach” była niepełnoletnia. Opis tej farsy znajduje się w dokumentacji Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.

Ania miała okazję wertować tomy starych analiz i raportów na temat planów jej budowy: – Nawet rozmawiałam o tym z chłopakami z zespołu: że my nie znamy ich autorów, nie kojarzymy żadnego z nazwisk podpisanych pod tymi super istotnymi informacjami. Wszyscy odeszli, zanim którekolwiek z nas pojawiło się na świecie. Mamy takie poczucie, że nie było następstwa pokoleń; że całkiem dosłownie jest ich zastępstwo. Trochę szkoda. 

Szkoda między innymi pieniędzy: wydanych najpierw na budowę elektrowni, potem na jej likwidację w 1990 r., a w międzyczasie jeszcze na kary umowne sięgające 30 proc. wartości inwestycji. Szkoda też środowiska: przez 30 lat polska energetyka wyemitowała do atmosfery gigatony dwutlenku węgla. Byłoby go znacznie mniej, gdyby przez cały ten czas działała elektrownia jądrowa w Żarnowcu. To stracona szansa na zdobycie wiedzy i doświadczenia eksploatacyjnego, na transfer technologii i wykształcenie własnych kadr. Może już czas nadrobić te zaległości.

Artykuł powstał w ramach współpracy z Departamentem Energii Jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska. 

Urszula Kuczyńska

Tłumaczka, nauczycielka, publicystka i vloggerka. Od lat zaangażowana społecznie i politycznie, głównie w kwestie klimatyczne i prawa kobiet. https://urszulakuczynska.wordpress.com/ https://www.youtube.com/channel/UCglr9TGnXoETkH9erdqQJDw?view_as=subscriber