Choć Laura Kosiura ma zaledwie 22 lata, jej polecenia bez protestu wykonują bardziej doświadczeni ludzie mediów. Ostatnio – Beata Tadla i Jarosław Kulczycki, którzy prowadzą program informacyjny w dopiero co otwartej telewizji Nowa TV. Oni też wiedzą, że ze zdeterminowanym social media ninja nie wygrasz. A bez mediów społecznościowych – nie ma dziś mediów tradycyjnych.
Jak ona to robi? – Są ludzie, którzy pracują w social media, ale nie kreują oryginalnych treści. Wrzucają spoty czy informacje o konkursach, które dostają od kierownika produkcji. Ja bym tak nie mogła, bo mam milion pomysłów na sekundę! I nie wstydzę się mówić o tym głośno. Kiedy przyjdzie mi do głowy coś ciekawego, opisuję to w mailu i wysyłam go do wszystkich ważnych osób w firmie. Ta samodzielność ma swoją brzydką stronę: nawał obowiązków. Laura w pojedynkę nagrywa i montuje materiały. Kiedy np. wymyśli konkurs, sama musi rozpisać do niego biznesplan. Praktycznie „mieszka” w pracy. Ale może się pochwalić sukcesami. Strona hash.fm umieściła markę Eska TV, którą wówczas opiekowała się Laura, na pierwszym miejscu najlepiej promowanych na Snapchacie. Z kolei na Instagramie w ciągu pół roku Eska TV zyskała 200 tys. followersów.
Na praktyki do ZPR Media Laura trafiła jak wielu innych studentów. Na początku pracowała w redakcji popołudniowego programu na żywo w Eska TV. Do jej obowiązków należała również obsługa social media. A że była to telewizja i audycja live – pożytecznym narzędziem do kontaktu z widzami i wrzucania treści promocyjnych okazał się Snapchat. W programie adresowanym do nastolatków chodzi przecież o superszybki przekaz oparty na obrazkach. Do tego doszedł Instagram, który już wtedy cieszył się sławą aplikacji do oglądania „ciałek” (rozbieranych zdjęć). – To znaczyło, że ludziom, którzy się tam pokazują, zależy na sławie, popularności. Wykorzystaliśmy to na swój sposób. Robiliśmy w Eska TV materiały typu „challenge”, czyli rzucaliśmy widzom wyzwanie: pokaż nam, jak jesz cytrynę. Najlepsze zdjęcie udostępnimy na naszym profilu i zgarniecie „fejm”… lajki im rosły. Promocja w czystej postaci, do tego bezkosztowa. Machina ruszyła.
Według Kosiury, kreatywności w social media sprzyja fakt, że trzeba je traktować jako odpoczynek od zwykłych mediów: –Moja szefowa powiedziała o Facebooku, że to knajpa, do której idziesz pogadać ze znajomymi po pracy. Dlatego nie ma sensu wrzucać tam rzeczy, które są smutne, mocno angażujące – to i tak zobaczymy w telewizji! Wrzućmy coś, co pozwoli się ludziom wyluzować. To nie znaczy, że to musi być banał. Na swoim iPhonie w etui w kształcie muffina Laura pokazuje mi przykłady swoich działań dla Nowej TV. Ma rozpisany plan na cały tydzień. Powiedzmy: popularny hashtag „Wspomnienia czwartkowe” czyli ThrowbackThursday, inaczej #tbt. Na Facebooku Nowej – czarno-białe zdjęcie małej Beaty Tadli z pytaniem, jakiego koloru jest jej ubranko. Później piątek, więc mamy GIF z prezenterem newsów, który z uśmiechem wyrzuca w górę kartki. W domyśle: kończymy pracę i zaczynamy weekend. W Dzień Chłopaka Tadla wysyła buziaka do kamery. – Wszyscy ci poważni dziennikarze wiedzą, że w social media mogą pokazać bardziej ludzką twarz. Nie ośmieszą się, bo dbamy o zachowanie odpowiednich standardów, a staną się jeszcze bardziej popularni. Albo: powrót na antenę „Mody na Sukces” (Nowa NIE nadaje ją dokładnie od odcinka, na którym Jedynka przestała ją emitować) zilustrowany memem z Lechem Wałęsą: „I wtedy ja im mówię: stwórzcie Nowa Tv i przywróćcie Modę na sukces”. Proste? Proste. Schody zaczynają się dalej.
Materiały Laury, które robią furorę na Snapchacie, to te z backstage’u. Udało jej się zdobyć od koleżanki z Kalifornii okulary Spectacles – absolutną nowinkę na rynku nowych technologii. U nas nie ma ich jeszcze w sprzedaży. Mają kąt widzenia 115 stopni (taki, jak ludzkie oko). Można za ich pomocą nagrać krótki film, który – jeśli zainstalujemy odpowiednią aplikację na smartfonie – zostanie przeniesiony na nasze konto na Snapchacie i opublikowany w zakładce Memories. Ktoś, kto go obejrzy, będzie dosłownie patrzył na świat naszymi oczami. Laura nakręciła nimi film ze studia i reżyserki Nowej, żeby pokazać pracę w telewizji „od kuchni”. Każdy pracownik choćby przez chwilę miał Spectacles na nosie. – Dzięki temu widzowie mogą zajrzeć w te miejsca, których telewizja nie pokazuje, i poczuć się tak, jakby byli częścią naszego zespołu. Widzą, że pracują u nas fajni ludzie, a z drugiej strony – mogą usłyszeć od kogoś bardzo w danej chwili zajętego: „Daj mi spokój”.
Efekt pracy Laury ze Spectacles
To działa w obie strony: – My też powinniśmy dać odbiorcy do zrozumienia, że interesuje nas jego życie. – uważa Laura. Dlatego wymyśliła „najbardziej społecznościowy projekt Nowej”. Program przypomina zwykłe wydanie wiadomości, ale kręci się wokół doniesień z życia widzów, które oni sami publikują w social mediach kanału. Profesjonalni dziennikarze donoszą zatem, że X urodziła dziecko, a Y zrobił prawo jazdy, i opatrują każdego takiego „newsa” zabawnym komentarzem. Ludzie, których „newsy” zostaną wybrane do programu – wrzucają go na swoje profile na Facebooka. Kto dostanie najwięcej lajków, wygrywa wycieczkę do studia Nowej. Tym sposobem coś, co zaczyna się w social media, wchodzi do mediów tradycyjnych i… wraca do social media.
Żeby to wszystko się udało, trzeba umieć rozmawiać z ludźmi. Z dziennikarzami, którzy po prostu znają swój fach – większego problemu nie ma. Jednak na samą myśl o niektórych celebrytach Laura przewraca oczami. – Przyszła do nas aktorka znana z jednego serialu. Pojechałam na plan specjalnie po to, żeby zrobić z nią transmisję na żywo. Już na miejscu dowiedziałam się, że jest zmęczona i transmisji sobie nie życzy. Powiedziałam jej wtedy: „Sorry, ale transmisja będzie, bo obiecałam to widzom. Proszę, uszanuj moją pracę”. – mówi bez ogródek Laura. Unika tematów „pudelkowych”, chyba, że można w sympatyczny sposób spuścić z nich trochę powietrza. Kiedy model Radek Pestka powiedział w Esce TV, że nigdy nie robił sobie nagich fotek, a później jego rozbierane zdjęcie wypłynęło na Snapchacie, Laura zrobiła z tego „ludzki bumper”: – Taki zapętlony filmik: „Radek, czy robisz sobie nagie zdjęcia”, a on: „Nie… nie… nie”. Nie ma efektu internetowego hejtu – jeśli opatrzysz taki żart odpowiednim komentarzem. My napisaliśmy: Radek, jesteśmy z tobą, wracaj do nas na social media! Śmiejemy się zatem z bumpera, a nie z konkretnej osoby.
Ale lubić i rozumieć ludzi trzeba nie tylko po to, żeby dogadać się z rozkapryszonymi celebrytami. Bo najważniejszy ciągle pozostaje odbiorca. – Nie można go lekceważyć, traktować jak idioty albo zbywać byle czym. Mam znajomych, nawet u nas w firmie, którzy po prostu wrzucają na Facebooka spoty filmowe reklamujące programy. Tego nikt nie obejrzy, bo potem dostanie to samo i więcej w telewizji. Jeśli już będzie to oglądał, trzeba zadbać o jego wygodę i dodać napisy. To może podstawa, ale ludzie często o tym nie pamiętają albo nie przywiązują do tego wagi. A przecież najczęściej korzystamy z social mediów nie na domowym komputerze, ale na telefonie czy tablecie, np. kiedy jedziemy pociągiem albo siedzimy w kawiarni i nie możemy ustawić sobie głośno dźwięku. – wyjaśnia Laura.
Czy są rzeczy, których nigdy by nie pokazała? – Nie wchodzę w tematy plotkarskie, nie zobaczysz u mnie nic z serii „Porównanie byłych partnerek kogoś tam”. Poza tym, choć uwielbiam materiały robione na backstage’u, nigdy nie puściłabym filmiku, który dostałam od naszego działu autopromocji, a na którym Beata Tadla i Jarosław Kulczycki przyglądają się czemuś na podłodze w studiu i mówią: „Ale badziew”. My możemy pokazać się jako normalni, niedoskonali ludzie, ale wizerunek firmy ma pozostać nienaruszony.
Kolejna rzecz to śledzenie na bieżąco nowinek, i to niekoniecznie tak widowiskowych, jak Spectacles. Laura zna nawet najbardziej zakamuflowane opcje aplikacji, których wszyscy używamy. Kiedy wrzuca na Snapchat informacje o konkursie, używa w filmikach efektu slow motion czy naklejek, puszcza je od tyłu. Często dostaje później esemesy od starszych kolegów i koleżanek z pracy, którzy pytają, czy mogłaby ich tego nauczyć. Jak się okazuje, nieodkryte sekrety ma nawet stary, dobry Facebook. Laura radzi, że – np. prowadząc bloga (!) – powinno się wyłączyć na fanpejdżu opcję Wiadomości. Wtedy, ktokolwiek ma do nas jakąś sprawę, napisze komentarz, a to generuje ruch na stronie. Plus: wskazówka dla restauracji. Oceny można usuwać. Recenzje – nie. Stąd wniosek, którą opcję lepiej uruchomić, a którą – odpuścić…
I jeszcze jedno: trzeba nauczyć się stawiać wymagania. Firma, której zależy na dobrej jakości materiałów promocyjnych, nie może oszczędzać na sprzęcie: – Teraz używam iPhone’a 6, ale już wiem, że dostanę z pracy siódemkę plus. Ma dwa obiektywy z tyłu i stabilizację obrazu. To konieczne, nie dla mojej wygody, tylko dla firmy. Musimy nadążać! Po eksperymentach ze Spectacles zapytałam przełożonych, czy mi je kupią, kiedy już będą na polskim rynku. Powiedzieli mi, że nie ma sprawy.
Twórcy tradycyjnych reklam i form promocji drżą przed takimi młodymi wilczkami social media, ale wielu z nich wykorzystuje ich do swoich celów. Jedna z wielkich marek spożywczych ruszyła w trasę ze snapchatterami i to ich filmiki z podróży, niekoniecznie związane z działalnością tej firmy, dotarły do milionów odbiorców. Czy firmy są świadome, że taka jest przyszłość reklamy? Coż. Pracodawca Laury pół żartem, pół serio dał jej nieoficjalny zakaz pojawiania się na imprezach z udziałem innych mediów. Powód? „Bo ktoś nam ciebie zabierze”.