Mustang Sally i Wala Twist

Sally Ride w czasie misji Challengera w 1983 r. Zdj. NASA, via Agence France-Presse — Getty Images

Czerwiec jest szczególnym miesiącem w historii lotów w kosmos. Zaledwie jedna doba dzieli dwie ważne rocznice. 18. czerwca minęło 35 lat od pierwszej amerykańskiej misji kosmicznej z udziałem kobiety – fizyczki i astronautki Sally Ride. Dzień później upłynęło 55 lat od lądowania na Ziemi Walentyny Tiereszkowej, pierwszej kosmonautki w dziejach ludzkości. Ich historie są na tyle różne, że w zasadzie łączy je jedno: w obu przypadkach ich płeć nie powinna mieć, a jednak miała znaczenie.

Opowieść o tej pierwszej jest na wskroś współczesna. Ride, wtedy 32-letnia doktor fizyki, w 1983 r. spędziła 6 dni na pokładzie wahadłowca Challenger. Była nie tylko pierwszą Amerykanką, ale również najmłodszą osobą z amerykańskim obywatelstwem, która poleciała w kosmos.

Rok później zrobiła to znowu. Na tym zakończyły się jej doświadczenia jako astronautki, jednak misje kosmiczne zajmowały ją jeszcze długo potem. W 1986 r. znalazła się w składzie komisji badającej przyczyny katastrofy Challengera (wahadłowiec rozpadł się w locie wkrótce po starcie z przylądka Canaveral na Florydzie. Przyczyną było uszkodzenie pierścienia uszczelniającego w silniku prawej rakiety dodatkowej na paliwo stałe. Zginęła cała siedmioosboowa załoga). W 2003 r. Ride brała udział w pracach podobnego gremium, które tym razem zajmowało się wypadkiem promu Columbia (tym razem doszło do uszkodzenia jego osłony; przez wyrwę w niej do środka dostały się gorące gazy. Również zginęło siedem osób.  Do 2005 r. loty wahadłowców NASA zostały zawieszone). Była jedyną ekspertką powołaną do obu komisji.

Sama nigdy nie miała wątpliwości, czy kosmos to dobre miejsce dla kobiety. Do pierwszej misji zgłosiła się w odpowiedzi na ogłoszenie NASA w gazecie. „Spojrzałam na wymagane kwalifikacje i pomyślałam: taka właśnie jestem”. – opowiadała „New York Timesowi” w 1982 r., chwilę po tym, jak została przyjęta. „Uważam, że ruch kobiecy już otworzył dla mnie te drzwi”.

I tak, i nie. W USA feminizm święcił największe triumfy pod koniec lat 70., stąd zapewne optymizm Ride. Nie zmienia to faktu, że z wysłaniem w kosmos pierwszej kobiety Stanom Zjednoczonym się nie spieszyło; zrobiły to przeszło 20 lat po Związku Radzieckim! Choć oba mocarstwa starały się dotrzymywać sobie nawzajem kroku w  „wyścigu do gwiazd”, najwyraźniej ten jeden aspekt nie był dla Amerykanów aż tak istotny.

Rosjanie zrobili to już w 1963 r., w typowym dla tamtych czasów stylu. Walentyna Tiereszkowa była tkaczką i sekretarzem Komsomołu w fabryce Krasnyj Priekop w Jarosławiu. Amatorsko skakała ze spadochronem. Jej aeroklub odwiedziła pewnego dnia komisja, która szukała kobiet do przeszkolenia na kosmonautki. Pod względem kwalifikacji 26-letnia robotnica nie mogła równać się z Sally Ride. Jednak w tamtym systemie pochodzenie i stanowisko w zakładowych strukturach partii były jej atutami. Natychmiast awansowała na porucznika lotnictwa i przeszła intensywne przeszkolenie na dwumiejscowym MiG-u (ale nie odbyła ani jednego samodzielnego lotu). Po krótkim kursie dla kosmonautek, 16 czerwca 1963 roku rozpoczęła lot na statku Wostok 6. Na Ziemię wróciła po nieco ponad dwóch dobach. W czasie misji nadawała przez radio: „Gorące pozdrowienia z kosmosu dla wspaniałego leninowskiego Komsomołu, który mnie wychował. Wszystko, co we mnie dobre, zawdzięczam naszej partii”.

Walentyna Tiereszkowa na kursie przygotowawczym dla kosmonautek, fot. AFP

Tiereszkowa do tej pory jest jedyną kobietą w historii, która odbyła misję kosmiczną sama. Była to jedna z serii solowych podróży na orbitę o ogromnym znaczeniu propagandowym, w jakich wyspecjalizował się Związek Radziecki. Dlatego widać sporo podobieństw między historiami Tiereszkowej i Jurija Gagarina, który poleciał w kosmos dwa lata wcześniej na pokładzie statku Wostok 1. On również był robotniczego pochodzenia i pracował w kołchozie jako odlewnik, nim został wytypowany na kurs pilotażu i przeszkolony na kosmonautę.

Oboje mieli więc pokazać, że nowy człowiek radziecki „może wszystko”. Było również oczywiste, że, skoro system z dnia na dzień zrobił z nich „gwiazdy”, raczej nie będą się przeciwko niemu buntowali. Poza tym, co istotne w przypadku celebrytów każdej epoki, byli młodzi, atrakcyjni i podekscytowani swoją rolą. Kreowano ich na idoli młodego pokolenia, czego najlepszym dowodem jest piosenka polskiego zespołu Filipinki „Wala- Twist” (z nieco rozczulającym wersem „To pierwsza w świecie podniebna miss”). Zresztą Tiereszkowa połknęła kosmicznego bakcyla na dobre: w 2013 r., jako 76-latka, deklarowała, że jest gotowa polecieć w pierwszą załogową misję na Marsa. A Rosja do tej pory docenia jej wkład w swój program kosmiczny. Na 80. urodziny pierwsza radziecka astronautka dostała Order Zasług dla Ojczyzny I klasy.

Oczywiście, o pierwszych amerykańskich misjach kosmicznych też było głośno, a ich uczestnicy również mieli być bohaterami masowej wyobraźni. Jednak do lat 80., gdy od lądowania Neila Armstronga, Buzza Aldrina i Michaela Collinsa na Księżycu minęła przeszło dekada, temat już nieco okrzepł. Dopiero informacja, że w kosmos wybiera się pierwsza Amerykanka, na nowo rozgrzała media. Nie bez powodu: lata 80. znane są w historii amerykańskiego feminizmu jako czas „backlashu”, czyli konserwatywnego zwrotu m.in. w prawodawstwie i kulturze po serii osiągnięć ruchu kobiecego dziesięć lat wcześniej. W czasach, gdy Ride zaczęła studiować fizykę laserów na Uniwersytecie Stanforda, obecność kobiet na kierunkach STEM już nie budziła sensacji. Za to kiedy zakwalifikowała się do lotu w kosmos, jako jedyna z załogi była traktowana jak „ciekawostka”. Gdy jej koledzy mówili o znaczeniu naukowym misji, ona musiała odpowiadać na pytania, czy nie boi się, że pobyt na orbicie wpłynie na jej zdolności rozrodcze, czy chce mieć dzieci, czy zdarza jej się płakać w pracy, czy w czasie lotu będzie nosiła biustonosz i robiła sobie makijaż oraz jak poradzi sobie z miesiączką. Reporterka CBS News Diane Sawyer prosiła Ride, by zademonstrowała, jak działa zainstalowana z myślą o niej zasłona wokół toalety w wahadłowcu. Z kolei gospodarz “The Tonight Show” Johnny Carson żartował, że start misji na pewno się opóźni, skoro na pokładzie jest kobieta: „Będzie musiała dobrać torebkę do butów”. Ride starała się puszczać to mimo uszu. Na konferencji NASA powiedziała krótko: „Szkoda, że robi się z tego taką sensację. I że nasze społeczeństwo nie jest bardziej do przodu”.

Kiedy w kosmos leciała Tiereszkowa, bańka propagandowa wokół niej była tak napompowana, że nikt nie myślał o robieniu sobie niewybrednych żartów. Jednak, gdy w 1982 r. w kosmos wybierała się druga obywatelka Związku Radzieckiego, Swietłana Sawicka, jeden z członków załogi, przepuszczając ją w drzwiach statku, powiedział, że kuchenka i fartuch już na nią czekają.

Co się zmieniło? Misje kosmiczne w latach 80. miały przede wszystkim cel naukowy. Podobnie jak Ride, Sawicka miała na statku robić badania. I to już dla wielu konserwatystów było nie do zaakceptowania. Kobietę widzieli w roli maskotki dla mediów, „ozdoby” misji kosmicznych, a nie ich pełnoprawnej uczestniczki. Im wyższe miała kwalifikacje, tym mniej poważnie była traktowana. Przekonała się o tym i naukowczyni Ride, i utytułowana pilotka Sawicka (ma w dorobku 8 rekordów świata w zakresie wznoszenia samolotu; ustanowionego przez nią w 1975 r. rekordu prędkości lotu – 2683 km/godz. – nie udało się pobić przez kolejne 7 lat).

Ride miała jednak sojuszników. Dowódca Challengera Robert L. Crippen był pod wrażeniem jej umiejętności posługiwania się ramieniem robotycznym. I właśnie to, a nie jej „sensacyjna” płeć, przesądziło o jej udziale w misji. Z kolei w tłumie obserwującym start wahadłowca na Przylądku Canaveral wiele osób miało na sobie koszulki z cytatem z piosenki „Mustang Sally”: „Ride, Sally Ride”. Następnego dnia redaktor naczelna feministycznego pisma „Ms.” Gloria Steinem powiedziała: “Miliony małych dziewczynek siedzą przed telewizorami i dowiadują się, że mogą być astronautkami, bohaterkami, odkrywczyniami i badaczkami”. Sama Ride nie uderzała w tak poważne tony. Po lądowaniu powiedziała reporterom: „Myślę, że to był największy ubaw, jaki w życiu miałam”.

Jej druga misja w 1984 r. trwała osiem dni. Jej nazwisko zostało wpisane na kolejną, która miała się odbyć po locie Challengera w 1986 r. Jednak po katastrofie NASA zawiesiła program lotów załogowych. Ride więcej w kosmos nie poleciała. Kiedy natomiast brała udział w pracach komisji zwołanej przez prezydenta Reagana do ustalenia przyczyn wypadku, zasłynęła jako autorka najtrudniejszych pytań. Pozostali eksperci unikali tematów niewygodnych  dla NASA. Z zeznań pracowników wynikało jednak, że po stronie Agencji mogło dojść do zaniedbań. Inżynier Roger Boisjoly miał ostrzegać swoich przełożonych, że uszczelki przy rakietach nośnych mogą się poluzować w niskiej temperaturze. Tymczasem Challenger wystartował w rześki poranek. W NASA Boisjoly stał się po tym przesłuchaniu persona non grata. Ride, choć była znana z powściągliwości, publicznie go uściskała.

Mimo to NASA nie chciała się z nią rozstać. Powierzyła jej stanowisko doradcy w zespole do spraw planowania misji kosmicznych. To on jako pierwszy rozpatrywał perspektywę wypraw na Marsa. Sama emerytowana kosmonautka lansowała pomysł placówki NASA na Księżycu, która miała służyć „przygodzie, nauce, technologii i może odrobinie przedsiębiorczości”. W późniejszych latach Ride pracowała naukowo w Centrum Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Kontroli Zbrojeń Uniwersytetu Stanforda i w Instytucie Kosmicznym Kalifornii na tamtejszym uniwersytecie stanowym. Zajęła się też popularyzacją wiedzy o misjach kosmicznych. Razem ze swoją partnerką, pisarką Tam O’Shaughnessy, stworzyła serię książek dla dzieci; jedna z nich zawierała szczegółową instrukcję, jak w warunkach braku grawitacji na statku przygotować i zjeść kanapkę.

Ride jest dziś jedną z ikon ruchu LGBT, choć utrzymywała w tajemnicy swój wieloletni związek z O’Shaughnessy. Opinia publiczna wiedziała tylko o jej nieudanym małżeństwie z kolegą-astronautą Stevenem Hawley’em (pobrali się w 1982 r., rozwiedli – pięć lat później). Sally i Tam poznały się jeszcze jako nastolatki, gdy obie grały w tenisa. Co ciekawe, sparing-partnerką Ride była przez jakiś czas Billie Jean King, później jedna z legend kobiecego tenisa i bohaterka słynnego pojedynku z Bobbym Riggsem w 1973 r., znanego jako „Wojna płci”. Próbowała namówić Sally na karierę sportową. Gdy wiele lat później Ride gościła w programie dla dzieci, maluchy zapytały ją, dlaczego wybrała naukę, a ona odpowiedziała ze śmiechem: „Bo miałam kiepski forehand”.

Kosmonautka trzymała również w tajemnicy swoje problemy zdrowotne. Zmarła w wieku 61 lat, po długich zmaganiach z rakiem trzustki. Żegnał ją między innymi prezydent Barack Obama, który powiedział o niej: „Była bohaterką narodową i wzorem do naśladowania. Zainspirowała pokolenia młodych dziewczyn, by sięgały gwiazd. Pomagała im dotrzeć tam, gdzie chciały, zachęcając je do zainteresowania się matematyką i naukami ścisłymi. Życie Sally pokazało nam, że możemy osiągnąć wszystko”.

O ile w ślady Ride poszło wiele kobiet i dziś ich obecność na amerykańskich misjach kosmicznych nie jest wyjątkiem od reguły, Tierieszkowa pozostaje jedyną znaną astronautką z ZSRR. Została do tej roli wybrana. Nie miała wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o rozwój własnej kariery, choć była w Komitecie Centralnym i jako jedyna kobieta w historii Rosji uzyskała wojskowy stopień generała. Jednak największego marzenia spełnić nie mogła: po wypadku lotniczym w w 1968 r., w którym zginął zaledwie 34-letni Gagarin (to prawdopodobnie jego błąd jako pilota doprowadził do katastrofy; Rosja ujawniła to dopiero w 2011 r.), nie tylko nie poleciała więcej w kosmos, ale w ogóle zmuszona była zakończyć karierę w lotnictwie. Władze nie chciały stracić kolejnego kosmonauty.

Życie prywatne też ułożyła jej partia. Sam Nikita Chruszczow wyswatał ją z astronautą Andrianem Nikołajewem. W 1982 r. para po cichu wzięła rozwód.

Nie oznacza to jednak, że Tiereszkowa była tylko maskotką systemu i nie zrobiła nic dla swoich rodaczek. Jako przewodnicząca Komitetu Radzieckich Kobiet przeforsowała zasiłki dla wielodzietnych rodzin i fundusz alimentacyjny.

Karolina Wasielewska

Pracuję w radiu i od czasu do czasu w prasie. Lubię: jesień, książki Lema, sporty przeróżne, koty, niespieszne pichcenie w wolne dni, czerwone wino, wesołe miasteczka, historie o superbohaterach, czasami Beastie Boys, a czasami Dianę Krall. Nie lubię: upałów, agresji, gotowania w pośpiechu i wielu innych rzeczy, których nie lubię, więc nie chcę nawet o nich pisać.