Najstarsza i największa społeczność technologiczna dla kobiet w Polsce, Geek Girls Carrots, obchodzi siódme urodziny. Z jej prezydentką, Małgosią Ratajską-Grandin, rozmawiałam o dotychczasowych dokonaniach “Karotek”, o problemach, z jakimi ciągle mierzą się kobiety w IT, o tym, jak zmienia się dla nich rynek pracy, i o wykorzystaniu nowoczesnych technologii do realizacji ważnych społecznie celów.
Minęło siedem lat. Co uważasz za największy sukces Karotek?
Przede wszystkim, indywidualne historie dziewczyn, które dzięki nam zmieniły swoje życie. Zaczęły do nas przychodzić, bywać na meetupach, inspirować się nawzajem do podjęcia nowych wyzwań. Np. Justyna, która studiowała dietetykę, dowiedziała się o nas, i, choć nie miała nic wspólnego z IT, zaczęła przychodzić na nasze spotkania. Tak ją zainspirowały, że skorzystała z naszych kursów, potem zdecydowała się na dłuższe szkolenie, i dziś jest Project Managerką w firmie ICT. Wróciła do nas już jako lokalna organizatorka w Szczecinie, która inspiruje do działania inne kobiety w swoim mieście.
Ogromnym sukcesem jest również to, że organizacja, którą siedem lat temu założyła w Warszawie Kamila Sidor i do której należało początkowo 10 osób, rozrosła się do takich rozmiarów. Mamy oddziały w Polsce, w Australii i Japonii, teraz zaczynamy działać w Rosji, nasze eventy odbyły się w 17 krajach, a od początku naszej działalności dołączyło do nas 40 tys. kobiet. Myślę, że zawdzięczamy to nie tylko marce, jaką przez lata wyrobiłyśmy sobie dzięki wartościowym meetupom i warsztatom, ale też atmosferze naszych spotkań. Najważniejsze jest dla nas podejmowanie ciekawych tematów technologicznych, pokazywanie, jak można zmieniać świat i tworzyć fajne produkty czy usługi, używając narzędzi technologicznych. Każdy może nauczyć się u nas czegoś pożytecznego i uwierzyć w swoje możliwości, ale też poznać inne osoby w podobnej sytuacji. No i ta identyfikacja: „Jestem karotką…”.
Widać te zmiany, na których od początku zależało Karotkom? Z Waszego raportu, który ukazał się w maju tego roku, wynika, że kobiet w IT nadal jest dużo mniej, niż mężczyzn, i nadal czują się dyskryminowane.
Widać zmiany, tylko że ciągle pojawiają się nowe problemy. To jest tak, że udaje się usuwać kamienie u podnóża góry, ale sama góra nadal stoi. Skala problemów o tyle się nie zmienia, że sektor ICT wciąż się rozrasta, przybywa nowych firm, a w nich dzieje się to samo, co w starych. Nadal w branży pracuje dużo mniej kobiet, niż mężczyzn, i dużo mniej kobiet, niż mężczyzn, w ogóle do niej wschodzi.
Ale przecież pracodawcy powtarzają: „Ja chętnie zatrudnię każdą kobietę z dobrym CV, tylko że one w ogóle się do nas nie zgłaszają”.
Po pierwsze, za mało dziewczyn decyduje się na edukację wyższą w kierunkach STEM. Badanie GUS mówi o 13 proc. kobiet na kierunkach informatycznych i 25 proc. na kierunkach inżynierskich, ale trzeba wziąć pod uwagę, że do tej kategorii zaliczane są też mocno sfeminizowane chemia czy biotechnologia.
Po drugie, często firmy, którym oficjalnie zależy na różnorodności, i tak zatrudniają głównie mężczyzn, czy to ze względu na nieuświadomione uprzedzenia, czy wadliwie skonstruowany system rekrutacji, czy panującą w nich kulturę pracy. Bywa i tak, że kobiety pracują w tych firmach, ale nie czują się tam najlepiej, tak ze względu na atmosferę panującą w zespołach zdominowanych przez mężczyzn, jak i dlatego, że w takim zespole trudniej jest kobiecie zaistnieć.
Po trzecie, brakuje wzorców do naśladowania. Czytałam raport Instytutu Geeny Davies, który bada różnorodność i sposoby przedstawiania płci w mediach. Wynika z niego, że np. kobiety są w filmach czy serialach często pokazywane jako lekarki, i to przekłada się na wysoką liczbę studentek na kierunkach medycznych. Rzadko natomiast w kinie czy telewizji widzimy kobiety-inżynierki albo kobiety-programistki… Ciekawe, bo z badań wynika, że publiczność oczekuje takich bohaterek! A skoro oczekuje, to jest gotowa płacić za ich oglądanie. Nie ma więc argumentu finansowego, który przemawiałby za tym, żeby nie kręcić filmów z kobietami w STEM w rolach głównych.
Małgosia Ratajska-Grandin
Ale to się przecież zmienia. Weźmy seriale Netflixa, w których kobiety są inżynierkami lotnictwa (“Zagubieni w kosmosie”) czy programistkami (“Altered Carbon”).
Przykład Netflixa jest o tyle ciekawy, że oni produkują swój content w oparciu o algorytmy behawioralne – czyli, mówiąc wprost, pokazują dokładnie to, czego oczekują ich odbiorcy. Tradycyjne studia filmowe zaczynają to robić dopiero teraz, właśnie dlatego, że dostrzegły sukces Netflixa.
Zostawmy fikcyjne postaci, co z istniejącymi role models?
Też jest z nimi problem. Jeśli chodzi o szefów dużych firm technologicznych, każdy potrafi wymienić co najmniej trzech: Billa Gatesa, Steve’a Jobsa i Steve’a Wozniaka. Z kobietami już tak łatwo by nie poszło…
Przecież nie jest tak, że kobiety w ogóle nie dochodzą do wysokich funkcji w technologiach. Mamy Sheryl Sandberg, Marissę Mayer, Susan Wojcicki. Może to kwestia słabego marketingu?
Na pewno tak, ale też małej skali zjawiska. Dziś kobiet na takich stanowiskach jest po prostu niewiele. Gdy będzie ich więcej, nie będziemy już wymieniali w kółko tych samych nazwisk jako przykładów wyjątku od reguły.
Wśród powodów, dla których znamy tak niewiele kobiet-prezesek, jest również i taki, że ich sukcesy są mniej spektakularne, bo w firmy prowadzone przez kobiety inwestuje się mniej pieniędzy. Ze statystyk wynika, że trafiło do nich mniej, niż 4 proc. kapitału venture! Wynika to również z nierówności w samym sektorze venture capital: tylko 4,2 proc. osób na czele takich firm i 11 proc. w ich zarządach to kobiety.
Jak wyglądają relacje Karotek z firmami, które są ich partnerami? Czy one proszą Was o radę albo konsulting w sprawach diveristy?
Pracujemy z nimi przede wszystkim na pierwszym etapie, czyli nad przyciągnięciem do nich większej liczby kobiet. Dlatego np. stworzyłyśmy Carrots Academy powered by Accenture, w której kobiety nie tylko zdobywają wiedzę i umiejętności, ale też zyskują realne możliwości podjęcia pracy. Poza tym, wiele spotkań i warsztatów jest współorganizowanych przez naszych partnerów, którzy chcą pokazać kobietom, np. na jakie ścieżki rozwoju mogą u nich liczyć.
Nasi partnerzy to przedsiębiorstwa, które nie bronią się też przed zatrudnianiem osób bez kierunkowego wykształcenia. Liczy się dla nich motywacja i chęć do nauki, a nie to, czy ktoś studiował informatykę i był na stażu programistycznym.
Poza tym, firmom zdarza się konsultować z nami działania, jakie podejmują na rzecz diversity. Nie prowadzimy jeszcze audytów, ale to jeden z planów Geek Girls Carrots na przyszłość.
Firmy wiedzą, jakie błędy popełniają?
Firmy są przede wszystkim otwarte na zmiany w komunikacji, i często z nimi o tym rozmawiamy. Mówimy o wewnętrznych programach mentoringowych czy stwarzaniu przyjaznego kobietom środowiska pracy.
Wielu naszych partnerów ma już zresztą system raportowania nadużyć czy organy, do których osoba dyskryminowana ze względu na płeć może się zwrócić o pomoc.
Warsztaty Geek Girls Carrots
Czy takie mechanizmy wspierające diversity w firmach mają jakąś lokalną specyfikę? Jest coś takiego jak “diversity po polsku”?
Myślę, że nie. Właśnie wróciłam z trzytygodniowego wyjazdu do USA, gdzie rozmawiałam z kobietami różnych narodowości na te tematy. Nieważne, czy mamy do czynienia z bogatymi krajami Zachodu, czy z Hondurasem albo Malezją – problemy z diversity w branży technologicznej są właściwie te same. I takie same programy się tam sprawdzają.
Owszem, w krajach rozwijających się problemem, którego u nas już właściwie nie ma, jest powiązanie statusu społecznego kobiety z zamążpójściem. Jest presja rodziny, żeby najpierw wyjść za mąż, a potem robić doktorat albo iść do pracy, bo z doktoratem czy pracą już się nie znajdzie męża. Z naszej perspektywy to brzmi śmiesznie, ale w wielu miejscach na świecie jeszcze tak jest.
Natomiast wszędzie na świecie problemem jest tzw. leaking pipeline, czyli ubytek kobiet na każdym etapie kariery w STEM. Spotkałam ekspertki z MIT, które mówiły o tym, jak trudno jest uzyskać gender balance w ich środowisku. A przecież to najlepsza uczelnia techniczna na świecie! W dodatku wyprodukowała mnóstwo studiów na temat znaczenia diversity dla biznesu.
A co z dyskryminacją płacową? Jak wynika z waszego raportu, kobiety w polskim IT uważają, że zarabiają o 23 proc. mniej, niż ich koledzy. Tylko jak z tym walczyć w kraju, w którym o zarobkach się właściwie nie rozmawia?
Jawność płac to jest fascynujący temat. Niby są kraje, gdzie jest ona wręcz narzucona przepisami, ale to i tak niewiele zmienia.
Jedyny sposób na walkę z tym to nacisk oddolny, żeby oferty pracy były publikowane z widełkami. To daje szanse na wyższe zarobki kobietom, bo wiele z nich, w czasie rekrutacji, dziś zaniża swoje oczekiwania finansowe. Mężczyźni natomiast mają tendencję do ich zawyżania, i to jest jeden z powodów, dla którego ciągle mamy do czynienia z dysproporcjami.
Kolejna liczba z raportu, która budzi emocje. 38 proc. kobiet w IT to osoby przekwalifikowane. Jak reaguje na to rynek?
To zależy, o jakich stanowiskach mówimy. Ktoś, kto chce zacząć w IT na stanowisku juniorskim, ma szansę na zdobycie pracy nawet, jeśli jego wiedza nie jest poparta długim doświadczeniem. Jeśli jednak chcemy pracować na stanowisku wymagającym specjalistycznej wiedzy i zajmować się innowacyjnymi technologiami, musimy być przygotowani, że będzie to wymagało co najmniej 10 lat stażu. I przez cały ten czas trzeba się będzie uczyć, opanowywać nowe języki programowania, nowe frameworki itd.
Pracodawcy ogólnie są otwarci na osoby, które przekwalifikowały się do IT z innych zawodów, bo to ich dawne doświadczenie też może okazać się cenne. Jednak to pracownicy z długoletnim doświadczeniem już w IT są najbardziej poszukiwani i najlepiej opłacani. Nie ma co liczyć na to, że po rocznym kursie programowania zostanie się Senior Developerem.
Co z kobietami, które wypadają z tego rynku? Polskich danych na ten temat nie ma, ale w W USA wiadomo o 40 proc. kobiet, które przedwcześnie opuszczają branżę…
Wracamy do tematu kultury pracy. Jeśli 90 proc. pracowników firmy to mężczyźni, może nie udać się stworzyć atmosfery, która odpowiadałaby kobietom.
Poza tym, sądzę, że wiele osób, nie tylko kobiet, nie jest przygotowanych na to, że praca w IT naprawdę wymaga ciągłego samodoskonalenia. Trzeba włożyć w to sporo czasu i energii, więc dla niektórych pogodzenie tego np. z życiem rodzinnym może być wyzwaniem.
Moim zdaniem, problemem jest również to, że każdy przyczółek w IT, który uda się zająć kobietom, z miejsca jest uważany za nieco “gorsze IT”. Gdy kobiety przyjmują “miękkie” role, internetowe trolle uważają to za potwierdzenie ich teorii, że “baby nie programują”. A gdy wiele kobiet zaczęło zajmować się frontendem, dla odmiany słyszymy, że to też nie jest “prawdziwe” programowanie.
Kobiety powinny bronić swoich domen! Stereotypy stereotypami, ale trzeba robić to, co się umie i lubi, a nie to, co innym wydaje się fajne i potrzebne. Swoją drogą, charakterystyczne dla tego środowiska jest to, że ludzie chwalą się tym, co sami robią, i uważają inne zajęcia w IT za gorsze albo zbędne.
Mówienie o tym, że jakiś zawód czy specjalizacja są mniej prestiżowe, bo typowe dla kobiet, bierze się stąd, że polski rynek pracy powstał w latach 50. Myślenie o pracy, które obowiązywało wtedy – a pracowali wówczas głównie mężczyźni i pracy kobiet nie traktowano do końca poważnie – utrzymuje się do dzisiaj, a przecież nijak nie przystaje do współczesnych realiów.
Mówiłyśmy nieco o ostatnich siedmiu latach działalności Geek Girls Carrots, a jakie są plany na przyszłość?
W nowym roku planujemy duży projekt inspirowany Celami Zrównoważonego Rozwoju, czyli tymi najważniejszymi bolączkami naszego świata. Przede wszystkim, w czerwcu (7.-9.) organizujemy hackaton. Chcemy go poprzedzić serią meetupów i warsztatów, które nieco przybliżą i pogłębią cztery wyzwania, jakimi zajmą się jego uczestniczki i uczestnicy. Dlatego cały projekt – a właściwie jego pierwsza edycja, bo są już wstępne plany na kolejny rok – zajmie około pół roku.
Zaczynamy w lutym spotkaniami i warsztatami, na których będziemy mówić m.in. o miastach. Zastanowimy się, jak tworzyć w nich przestrzeń otwartą dla wszystkich i jak wykorzystać do tego nowe technologie. Drugi temat to współczesny biznes i to, jak wpływa na niego sztuczna inteligencja. Trzeci blok dotyczy civic tech, a dokładniej fake news i dostępu obywateli do wiarygodnych informacji. Ostatnie z wyzwań stanowi edukacja i jej przygotowanie na wyzwania rynku pracy.
Koncentrujemy się na Celach Zrównoważonego Rozwoju zdefiniowanych w Agendzie 2030, którą przed trzema laty przyjęło Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych. Ponieważ są to problemy o charakterze globalnym, liczymy na to, że uda się stworzyć most z innymi państwami. Dlatego chcemy, żeby hackaton był ponadregionalnym będzie zresztą prowadzony po angielsku.
Co Tobie indywidualnie daje działalność w Karotkach?
Ogromną dumę i radość, że tworzymy nowoczesny non profit, którego model z powodzenie udało się wyeksportować do innych krajów. Realizujemy ważne cele społeczne, wykorzystując do tego nowe technologie i ucząc ludzi o ich wykorzystaniu. W codziennej pracy stosuję metodologie, ze świata startupów, tylko, że zamiast pomnażania zysków finansowych, naszym targetem jest pomnażanie wartości społecznej.
Studiowałam nauki polityczne, pracowałam przez kilka lat w Public Affaires, tworzyłam startup, który oferował aplikację dla kobiet w ciąży, Geek Girls Carrots to połączenie trzech moich pasji: wzmacniania kobiet, nowych technologii i spraw społecznych.
Małgosia Ratajska-Grandin Prezydentka Fundacji Carrots. Współzałożycielka startupu Yagram Health oferującego aplikację mobilną dla kobiet w ciąży. W 2017 r. uhonorowana tytułem Innovator under 35 przez MIT Technology Review. Magister nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Jest mamą Zofii i Julii.